Ministrowie w tańcu
Janusz Korczak, którego 70. rocznica śmierci przypada w tym roku, tak pisał o swoim "Królu Maciusiu Pierwszym": "Dorośli wcale nie powinni czytać mojej powieści, bo są w niej rozdziały niestosowne, więc nie zrozumieją i będą się wyśmiewali. Ale jak chcą koniecznie, niech spróbują. Przecież dorosłym nie można zabronić, bo nie posłuchają - i co im kto zrobi?"W Teatrze im. Hansa Christiana Andersena w Lublinie mamy okazję oglądać „Króla Maciusia I” w reżyserii Dariusza Wiktorowicza. Co za tym idzie, z powieścią nie dla dorosłych zmierzyli się ci, dla których nie była napisana. Przenieśli ją na deski teatru i udostępnili małemu widzowi.
Od początku odbiorcy śledzą grupę ministrów, którzy różnią się od siebie nie tylko elementami strojów, ale także sposobem poruszania się lub mówienia. I tak na przykład minister transportu, który zasługuje na szczególną uwagę, chodzi w charakterystyczny sposób, przypominający jazdę lokomotywy. Znalazł się także minister finansów. Ten, jak katarynka powtarza, że jest za mało pieniędzy w budżecie, dlatego nie wystarczy na … i tu można wyliczać w nieskończoność. Dodam, iż tenże minister jako jedyny nosi kapelusz w kolorze złotym. Jest także ciągle mdlejąca, kaszląca, kichająca minister zdrowia, patetyczna minister kultury, która umiłowała sobie operę i tą próbuje przy każdej możliwej okazji stworzyć.
Ministrowie uczestniczą kilkakrotnie w tańcu. Tworzą go, a każdy mimo, iż wykonuje układ choreograficzny, dodaje do całości pewną indywidualność. „Jest źle, jest źle, jest bardzo źle, bo nasz król na tamten świat wybiera się!” – tak śpiewa, wykrzykuje chór członków rządu.
W spektaklu nie ministrowie są najistotniejsi, choć oni właśnie je zdominowali. Sceny z ich udziałem nie dłużą się, wprost przeciwnie – są dynamiczne i zabawne. Tytułowy Maciuś natomiast przechodzi ważną drogę – ku dojrzałości. Z mało wiedzącego o życiu, trzymanego pod kloszem malca, staje się odważnym, mądrym, pokornym, a jednocześnie pewnym siebie chłopcem. Ta przemiana jest szczególnie widoczna w modlitwach, które Maciuś zanosi do Boga w trudnych chwilach. Na początku chłopiec śpiewa: „Do Ciebie, Boże, rączki podnoszę” natomiast już kolejnym razem: „ręce podnoszę”.
Maciusiowi pewności siebie dodaje udział w wojnie, dotarcie na tyły wroga, przebywanie w niewoli. Brakuje chłopcu zapewne kompana, przyjaciela, z którym przemierzałby tę całą podróż. W powieści Korczaka taka postać jest – Felek, natomiast w realizacji Teatru im. Andersena, do boju młodziutkiego króla popycha świadomość, że jest potomkiem mądrych, sprawiedliwych i odważnych ludzi, którzy dobrze rządzili krajem.
Ostatecznie Maciusiowi zostaje przywrócone dzieciństwo, może pokazać się już nie jako ten, który wydaje rozkazy, ale w roli nastolatka, mającego swoje zainteresowania, pasje, na przykład w postaci współczesnego tańca.
Na wszystko przychodzi odpowiedni czas.
Katarzyna Basiakowska
Dziennik Teatralny Lublin
27 lutego 2012