Miodowe lata w teatrze
"Symulacja" jest drugą premierą Teatru Plejada - nowego projektu fundacji o tej samej nazwie, która skupia profesjonalistów związanych od lat ze środowiskiem artystycznym oraz istniejącymi już, stałymi placówkami kulturalnymi w Krakowie. Plejada funkcjonuje trochę jak teatr wędrowny - głównie urzęduje w Centrum Sztuki Współczesnej Solvay, ale stale pokazuje swoje spektakle m.in. w Zakopanem, Nowym Targu i Jaworznie, nawiązując współprace z tamtejszymi instytucjami.Tragifarsa Anny Burzyńskiej wpisuje się znakomicie w repertuarowe założenia pomysłodawców teatru, którzy proponują nam przedstawienia komediowe, a scenę traktują głównie jako narzędzie do zabawiania widza. Dramat, o którym mowa, realizuje ten cel z sukcesem.
Małżeństwo z 25-letnim stażem postanawia wyjechać na "tydzień miodowy" w miejsce, które odwiedziło zaraz po ślubie. Ta krótka podróż ma pomóc w odnalezieniu dawnej namiętności i uratować rozsypujący się, monotonny związek. Jak łatwo się jednak domyślić, rzecz do najprostszych nie należy. Chęci jednej i drugiej osoby pojawiają się naprzemiennie, a wzajemne zażenowanie i znudzenie blokuje wszelkie próby odbudowania tego, co kiedyś było między Ireną (Beata Schimscheiner) i Jerzym (Tadeusz Łomnicki). Po kilku nieudanych próbach zbliżenia, oboje dochodzą do wniosku, że w tej beznadziejnej sytuacji może pomóc tylko symulacja, czyli przywołanie podniecającego miejsca i sytuacji... albo całkiem nowe wyobrażenie i seksualno-emocjonalna gra. Okazja do urzeczywistnienia pomysłu pojawia się ekspresowo. Oto seria pozornie przypadkowych zdarzeń doprowadza do obustronnej zmiany podejścia i strategii w relacji, po drodze zacierając granice między tym, co fikcją, wyobrażeniem i grą, a tym, co między dwojgiem ludzi prawdziwe.
Wszystkie te przypadki są szczerze zabawne, choć nie sposób uciec od wrażenia, że zadziwiający finał jest jednak zbyt pogmatwany i oprócz ładunku pożądanej w teatrze niejednoznaczności, zupełnie rozmywa sensy, pozbawiając spektakl jakiejkolwiek pointy.
Szczególnie dziwne wydaje się to w kontekście estetyki przedstawienia, która nie jest grą z konwencjami, tylko próbą całkiem realistycznego odzwierciedlenia przestrzeni, co w teatrze oczywiście rzadko się udaje, a w tym przypadku sprawia, że czujemy się, jak byśmy oglądali kultowe "Miodowe lata", które wydawały się w telewizji równie "tekturowe" i prowizoryczne jak scenografia Męderaka. Gra z dosłownościami spotęgowała zresztą niepotrzebnie kicz w spektaklu - rozwiązania w rodzaju szumu morza przy otwieraniu drzwi "na balkon" czy przyciemnienie świateł po zasłonięciu zasłon, bawią, ale niestety nie w sposób pożądany.
Nie można przyczepić się za to do gry aktorów (a właściwie aktorek i aktora), którzy świetnie odnajdują się w rolach i najwyraźniej dobrze się bawią na scenie. Być może lekkość wynika z obsadzenia ról dokładnie wedle warunków fizycznych i wieku. Ułatwiło to w spektaklu zadanie wszystkim i sprawiło, że charaktery stały się jeszcze wyraźniejsze przez siłę stereotypowych wyobrażeń o danej postaci (kelnerka, właścicielka pensjonatu czy mężczyzna w średnim wieku), które zostały tu spotęgowane. Ich przerysowana śmieszność jest zresztą dość ciekawym i miejmy nadzieję, że nie przypadkowym komentarzem do używania i powielania klisz w życiu codziennym.
Jako niepretensjonalna, sprawna i dość wciągająca rozrywka, "Symulacja" dobrze się broni. Ale życzę Teatrowi Plejada, aby zastanowił się, czy droga świadomego kiczu nie jest ciekawsza od niezamierzonej tandety. Balansowanie na granicy niestety często skutkuje popadnięciem w to drugie.
Aleksandra Sowa
Teatr dla Was
17 października 2013