Mira Zimińska-Sygietyńska

Coco Chanel twierdziła, że lata zawsze należy odejmować, nigdy dodawać. Przyjaciel Miry Zimińskiej-Sygietyńskiej, Jerzy Waldorff, uważał inaczej: "Zwyczajnym kobietom ujmuje się lat, bo tyle są warte, na ile wyglądają. Artystkom można lat dodawać, bo na tyle wyglądają, ile są warte". Mira, choć artystka, wolała odejmować i sama podawała swój wiek w wątpliwość. Jeśli urodziła się 22 lutego 1901 roku, obchodziłaby 120 urodziny. A jeśli nie, to może 125?

W księdze metrykalnej rzymskokatolickiej parafii św. Bartłomieja w Płocku widnieje informacja o chrzcie Mani Burzyńskiej. Ksiądz Wincenty Chabowski zanotował, że uroczystość miała miejsce 8 kwietnia 1901 roku o godzinie czwartej po południu. „Stawili się Jakub Burzyński lat 34 liczący brukarz w Płocku zamieszkały, w obecności Jana Warzyńskiego, lat 38 szewca i Stanisława Zajdler lat 35 służącego, w Płocku zamieszkałych i przedstawili nam niemowlę płci żeńskiej oznajmiając, że ono urodziło się w Płocku przy ulicy Misjonarskiej w domu pod numerem 6, lutego dziewiątego (22) bieżącego roku o godzinie drugiej po południu z jego prawowitej żony Maryanny z Barańskich, 38 lat mającej". Rodzicami chrzestnymi zostali Jan Warzyński i Marianna Markowska.

Dlaczego w zapisie jest podwójna datacja? Urodzenia, zgony, śluby, cywilne rozwiązanie małżeństwa odnotowywano w parafialnych księgach metrykalnych, które były jednocześnie aktami stanu cywilnego. Skrupulatny ksiądz Chabowski w mieście pod okupacją rosyjską zobowiązany był używać obu kalendarzy: juliańskiego i gregoriańskiego. Stąd 13 dni różnicy w dacie urodzin. Co do roku raczej nie można mieć wątpliwości, chociaż sama zainteresowana lubiła wprowadzać zamieszanie...

Podobno, gdy wyjeżdżała do Paryża kręcić film dla amerykańskiej wytwórni Paramount, w paszporcie odmłodziła się o pięć lat: „Wytwórnia ta wpadła na pomysł, by tanio zrealizować film rewiowy i sprzedać go w całej Europie. Scenariusz jeden, dekoracja jedna, artyści ci sami, amerykańscy i francuscy, tylko konferansjerka w różnych językach. Impresario nazywał się Dick Blumental. (...) Wybrał mnie. Później jeszcze spodobał mu się Maszyński. Prędko podpisaliśmy jakąś umowę i pojechaliśmy do Paryża. Coś mi wtedy strzeliło do głowy - w paszporcie odmłodziłam się o 5 lat, stąd w różnych encyklopediach taki mętlik z moją datą urodzenia" - napisała we wspomnieniach. Tę samą historię powtórzyła podczas obchodów 75-lecia swojego debiutu artystycznego w Łańcucie stwierdzając, że wtedy po prostu wypadało mieć mniej lat.

Czy fragment opowieści o paszporcie jest prawdziwy? Czy w ogóle można byłoby odmłodzić się? W II RP dowody osobiste z chwilą wyjazdu za granicę pełniły także rolę paszportów. W podaniu należało wpisać rok urodzenia lub wiek. Mira wybrała to drugie. Nikt nie sprawdzał, nie kwestionował. Gdy w 1938 roku ukazało się pierwsze polskie „who is who" („Czy wiesz, kto to jest?" Stanisława Łozy), pod literą Z umieszczono Zimińską z Burzyńskich Mirę. W notce biograficznej autor podaje, że to artystka dramatyczna i filmowa oraz pieśniarka, która urodziła się 22 lutego... ale w 1904 roku. Być może to właśnie skutek wcześniejszego odmłodzenia.

W różnych materiałach prasowych porównywano często daty urodzenia Miry spekulując, ileż to naprawdę lat ukryła. Odbyło się nawet kilka wycieczek w tej sprawie, aby na miejscu w Płocku zobaczyć rzekomo „wydrapaną" lub wymazaną datę urodzenia. Ale dziś po żadnej „dziurze" nie ma śladu.

Wątpliwości, co do prawdziwej daty urodzenia rozstrzygają dwie wzmianki z lat późniejszych. Rok urodzenia Miry (1901) ponownie został zapisany w księdze parafii farnej w Płocku, gdy zawierała małżeństwo z Janem Zimińskim. Tę datę potwierdza również powstały w latach 50. życiorys. Rozpoczyna go zdanie: „Urodziłam się w Płocku 22 lutego 1901 roku". Ta sama data widnieje w ostatnim dowodzie Miry, a wcześniej w okupacyjnej kenkarcie. Wypada uwierzyć, że żyła 96 lat. Nie wierzyć - nie wypada.

22 lutego 1919

Urodzinowy benefis Miry i Jana wypadł w sobotę (wschód słońca 7.36). Wieczorem w płockim teatrze młodym artystom: aktorce Mirze Zimińskiej i jej mężowi, kierownikowi muzycznemu Janowi urządzono benefis. Publiczność bawiła komedioopera „Skalmierzanki czyli Kroniki zwierzynieckie" Jana Nepomucena Kamińskiego. Mira wystąpiła w roli Dosi. Nawet zaśpiewała dużą partię.

Dochód ze spektaklu miał pomóc małżonkom w ich dalszej karierze, zwłaszcza że Zimiński zamierzał kontynuować edukację muzyczną. Beneficjenci nie musieli sami rozprowadzać biletów po domach. Z cukierni Vincentiego zniknęły bardzo szybko. Pomogła dobra reklama w miejscowej prasie. Benefis Jana i Mirosławy (!) zapowiedział: „Kurier Płocki": „Płocczanka z krwi i kości, Mirosława Zimińską od dziecka wychowywała się w przybytku naszej sztuki dramatycznej, bo rodzice jej należeli do personelu technicznego tutejszego teatru. Miała tedy możność od dziecka widzieć i artystów pierwszej miary i całą nędzę żywota aktora prowincjonalnego. Jak wielkim musiał być jednak żar sztuki w jej duszy, skoro żadne trudności i specjalnie prowincjonalne ciernie nie udały osłabić jej zamiłowania do sceny. Pokonywa wszelkie przeszkody i przesądy, uprasza któregoś z dyrektorów prowincjonalnych i... początkowo statystuje, później gra role drobne, wyjeżdża wreszcie na tułaczkę prowincjonalną, aż na końcu przez blisko dwa sezony gra w rodzinnym mieście swoim, Płocku".

Według autora młoda aktorka ma „talent niezaprzeczalny" i z pewnością osiągnie powodzenie na deskach scenicznych, jeśli oczywiście ktoś „talentem jej by się zajął". Nie mniej pochlebnie wyraża się o Janie: „ obdarzony słuchem wprost wyjątkowym i wysokim poczuciem muzycznym, mógłby zajść bardzo wysoko... niestety dla siebie, dla sztuki i dla ogółu... kapelmistrzuje w teatrze miejskim w Płocku".

Kilka dni później sprawozdawca „Kuriera" napisał: „(...) grę Mirosławy Zimińskiej cechowała sumienność, przy czym w paru momentach mieliśmy możność odczuć jasne błyski stale rozwijającego się jej talentu. Muzyka Jana Zimińskiego posiadała cechy tak oryginalne, że w pewnych chwilach zdumiewała po prostu. Co za szkoda, że młody artysta nie jest w możności kształcić się dalej, wyżej".

Swoje sceniczne początki w rodzinnym mieście Mira zawsze wspominała z wielkim sentymentem. Gromadziła artykuły o Płocku i oburzała się na niedocenianie teatru jej młodości: „To prawda, że publiczność płocką trudno, bardzo trudno było zdobyć ambitniejszym repertuarem. To prawda, że grano sporo sztuk o małej wartości, ale prawdą jest też, że niemal każdy z dyrektorów miał ambicje i je częściowo - zazwyczaj na początku sezonu - realizował. Nie jest prawdą, że wystawienie takiej sztuki jak „Mazepa" stanowiło wyjątek". Twierdziła, że w usytuowanym na Wzgórzu Tumskim starym płockim teatrze grano Słowackiego, Mickiewicza, Norwida, Wyspiańskiego, Fredrę, Zapolską. Każdy z dyrektorów w jednym sezonie musiał dać ponad 20 premier, by utrzymać zespół w 25-tysięcznym mieście.

24 lutego 1994. Wyjątkowy dzień urodzin w Hali Chemika

Mira Zimińska-Sygietyńska przywiozła „Mazowsze". Sala widowiskowa Zespołu Szkół Chemicznych nie pomieściła wszystkich chętnych. Na przepiękne widowisko złożyły się kompozycje oraz opracowania tańców ludowych Tadeusza Sygietyńskiego, z choreografią Witolda Zapały. Publiczność razem z artystami nuciła „Kukułeczkę" i „W zielonym gaju". Stanisław Jopek otrzymał gromkie brawa za „Furmana". — Gdybym zerwał wszystkie kwiaty z Mazowsza, nie mógłbym jeszcze wyrazić mojego ogromnego podziwu dla pani dzieła, jakim jest wspaniały Zespół Pieśni i Tańca Mazowsze - powiedział wojewoda Jerzy Wawszczak. - Niech więc mi pan podaruje jedną różę - odpowiedziała jubilatka, znana z celnych puent i poczucia humoru. Po koncercie zaczęły się urodzinowe obchody. Płynęły życzenia. Scena tonęła w kwiatach. W długiej kolejce stali przedstawiciele „Dzieci Płocka", ówczesny dyrektor PERN Henryk Janczewski, delegacje zakładów pracy, przewodniczący Rady Miasta Franciszek Wiśniewski z podarunkami. Mira odśpiewała balladę o krakowiance co nie chciała ani króla ani kata. Wspominała dzieciństwo w Płocku podkreślając, że w katedrze została uwieczniona jako aniołek. '

24 lutego 1998. Mira patronką szkoły

W 97. rocznicę urodzin, Szkoła Podstawowa nr 12 otrzymała imię Miry Zimińskiej-Sygietyńskiej. Petrochemia ufundowała nowy sztandar. Podczas uroczystości wręcza go dyrektor Petrochemii Konrad Jaskóła. Autorem portretu patronki, który zawiśnie na szkolnym korytarzu jest artysta plastyk Jerzy Mazuś. Każdego roku w lutym w szkole „pod brzozami" odbywają się apele urodzinowe, quizy, koncerty, a w kolejne rocznice powstania zespołu delegacje młodzieży odwiedzają Karolin. 23 lutego 2001 roku „dwunastka" jest gospodarzem uroczystości z okazji setnych urodzin pani Miry. Uczniowie przygotowują spektakl.

8 czerwca 2014. Pomnik na Tumskiej

Autor rzeźby, Marek Zalewski, przedstawił artystkę idącą ulicą z parasolką i bukietem kwiatów. Zbiórka funduszy na ten cel trwała od 2010 roku. Komitetowi Budowy Pomnika po niespełna czterech latach udało się postawić rzeźbę przed Kamienicą Secesyjną MMP. Kosztowała 94,8 tys. zł. 35 tysięcy to kwota ze zbiórek społecznych. Pozostałą sumę dołożyły płockie firmy i instytucje. - Uwielbiam pomniki, ale nigdy ich nie oceniam, zwłaszcza jeśli są to pomniki kobiet - powiedział muzyk i długoletni fotograf „Mazowsza" Ryszard Barcikowski. Wraz z Mariolą Stankiewicz-Jopek (dawna tancerka zespołu) i Mieczysławem Chróscielewskim złożyli pod pomnikiem kwiaty.

- Identyfikowaliśmy się z „Mazowszem", myślimy o pani Mirze, o tym, czego dokonała. Nie mogło nas tu zabraknąć - podkreślał Mieczysław Chróścielewski. Na odsłonięcie przyjechał również chór zespołu „Mazowsze" pod dyrekcją Jacka Bonieckiego. W klimat międzywojnia wprowadziła zebranych Monika Majewska, wykonując kilka piosenek Miry. Z okazji uroczystości Książnica Płocka wydała folder ze zdjęciami Jana Waćkowskiego.

Za sprawą Muzeum Mazowieckiego Mira Zimińska-Sygietyńska wróci do Płocka. Dyrektor Leonard Sobieraj zapowiada, że w nowym gmachu przy Kolegialnej zostanie otwarta stała ekspozycja poświęcona sławnej płocczance, jedynej kobiecie Honorowej Obywatelce Płocka. Ten tytuł otrzymała w 1986 roku.



(-) (-)
Tygodnik Płocki
24 lutego 2021