„Mistrz i Małgorzata" wielkim przegranym

Nagrodę im. Joanny Puzyny-Chojki otrzymało „Staff Only", rodzaj etiudy scenicznej i koncertu, w reżyserii Katarzyny Kalwat, z Biennale Warszawa.

Nagrodę specjalną, „Aktorzy koszalińscy, czyli komedia prowincjonalna", w reżyserii Piotra Ratajczaka, z Bałtyckiego Teatru Dramatycznego im. Juliusza Słowackiego w Koszalinie. Obie nagrody przyznało jury stworzone przez część przedstawicieli mediów obserwujących Festiwal.

Publiczność wykazała się dojrzałością teatralną nagradzając „Idiotów", w reżyserii Marcina Wierzchowskiego, z Teatru im. Stefana Jaracza w Łodzi.

W konkursie uczestniczyły także tak istotne spektakle, jak „Jak ocalić świat na małej scenie", w reżyserii Pawła Łysaka, z Teatru im. Zygmunta Hübnera w Warszawie, „Śmierć w Wenecji, czyli czego najbardziej żałują umierający", w reżyserii Mikołaja Mikołajczyka, z Teatru Dramatycznego im. Aleksandra Węgierki w Białymstoku, „Mistrz i Małgorzata", w reżyserii Cezarego Ibera, z Teatru im. Wandy Siemaszkowej w Rzeszowie i „Wojna polsko-ruska pod flagą biało-czerwoną", w reżyserii Pawła Świątka, z Teatru im. Juliusza Słowackiego w Krakowie.

W tej grupie ważnych i istotnych przedstawień największym przegranym okazał się „Mistrz i Małgorzata", oparty na prozie Bułhakowa. Liczbą punktów świetny spektakl Ibera blisko otarł się o nagrodę główną. Całościowo jest autentycznie bliski doskonałości i pod wieloma względami mieści się też w formule „nowego teatru". Dopracowany w najdrobniejszych szczegółach, czytelny i klarowny. Miejscami z wręcz brawurową dynamiką. Tworzą go interesująco nakładane po sobie na siebie obrazy, których malarskość jest w stanie pobudzić wrażliwość nawet wyjątkowo ospałej widowni.

A nie jest łatwo ograć powieściowe sytuacje z Bułhakowa służące pokazaniu, że diabeł skutecznie kusi czystego i uczciwego człowieka. Nakłania do niegodziwości, które i tak panoszą się na świecie. Także teraz, blisko nas. A wszystko to zrobić ponadto tak by granicę oddzielającą widza od aktora uczynić odrobinę mistyczną.

Iber też bardzo precyzyjnie kreśli charakterystyki scenicznych postaci. Kto wie, czy nie po to także by skutecznej bawić się formą i uwiarygodnić walory samej inscenizacji, jako takiej. W spektaklu skądinąd dobre aktorstwo jest tylko równorzędnym elementem dla pomysłu inscenizacyjnego i oprawy plastycznej, także muzycznej, oświetlenia i multimediów. Każda rola jest perfekcyjnie dopracowana i nawet są one efektowne, ale w sumie to właśnie służy tym bardziej jednolitości grania całym zespołem bez istotnego przesuwania ciężaru na pewne postacie bardziej, na inne mniej.

Czasem wydaje się nawet, że Iber bawi się formą, kosztem treści. Szybko jednak równoważy to odnajdywaniem chociażby akcentów spójnych dla rzeczywistości Bułhakowa i współczesnego świata. Opowiada o tym serio, ale często też puszcza oko do widowni by nie przesadzała ze zbyt poważnym traktowaniem jego i Bułhakowa. W sumie jednak zatrzymując w spektaklu wszystko, co dobrze służy magii. A także myślowemu zatrzymaniu widza i nakłonienia do refleksji na swój temat.

Iber już po raz drugi nie ma szczęścia do nagrody na Festiwalu Nowego Teatru w Rzeszowie, i po raz drugi w związku ze swoim przedstawieniem w Teatrze im. Wandy Siemaszkowej, który ten Festiwal organizuje. Co oczywiście nie powinno mieć i nie ma wpływu na sam fakt nagradzania. Bardziej rzecz w tym, że Iber realizuje tu spektakle wybitne.

Przed kilkoma latami jurorzy 3. Festiwalu Nowego Teatru w Rzeszowie nie przyznali nagrody dla najlepszego spektaklu nikomu, tłumacząc przyczynę mało klarownie „bardzo wyrównanym poziomem wszystkich przedstawień konkursowych". Nie dostał jej „Wróg ludu" Klaty, z Narodowego Starego Teatru w Krakowie, a obok niego „Pogorzelisko" Ibera, z Teatru im. Wandy Siemaszkowej w Rzeszowie, które Kalina Zalewska, zastępczyni redaktora naczelnego „Teatru", nie będąca jurorką Festiwalu, wysoko oceniła za odkrywczość i niepowtarzalność jako ważnego głosu o współczesnym świecie pełnym agresji i mieszania się kultur. To prawda, bo nie licząc średnio udanej realizacji poznańskiej, Rzeszów mógł się wówczas poszczycić nowatorstwem już w samym odkryciu sztuki libańskiego autora, Wajdiego Mouawada. Czego jurorzy nie zauważyli, albo o tym, co dziwne, nie wiedzieli.

„Pogorzelisko" Ibera było spektaklem prowadzonym przez cały czas, na stałym poziomie ekspresji, a przepiękne etiudy choreograficzne wysmakowanie równoważyły brutalność ogólnej jego wymowy klimatami poezji i refleksji. Tragedia ludzka dobyta z koszmaru wojny w Libanie, którą Iber opowiadał za Mouwadem, była już sama w sobie szokująca i upiorna. Nie pozostawiając na jedną minutę widzów obojętnymi, wciągała ich w swoją narrację silnie i bezwzględnie.

Iberowi udało się też pogodzić motyw ekstatycznego cierpienia z refleksją przemijania, potrzeby miłości z nienawiścią, krańcowości emocji z beznamiętnym opisem zdarzeń, ludzką wytrwałość z załamaniem. Wszystkie postacie zagrane były wyraziście i emocjonalnie. Spektakl miał stałą, wysoką dynamikę i temperaturę. A także, w tle swoisty klimat poezji. Nie w kontrze do okrucieństwa, ale jako rodzaj refleksji, że życie jest życiem, tyle, że w różnych wymiarach. Szkoda, że „Pogorzelisko" Ibera nie znalazło wówczas uznania u jurorów, że nie wypełnili nim luki jaka powstała w przyznawaniu nagród. Bo tak powstała konkluzja, że nikomu ona się nie należała. Zupełnie nieuprawniona.

Po części można zrozumieć przyznanie w tym roku na 6. Festiwalu Nowego Teatru nagrody im. Joanny Puzyny-Chojki etiudzie scenicznej „Staff Only". Mieściła się w takim rozumieniu „nowego teatru", jak ujmowała to tragicznie zmarła sprawczyni pierwszych edycji tego Festiwalu, obecnie patronka nagrody głównej. Za jeden z wyróżników „nowego teatru" uważała Puzyna-Chojka dotrzymywanie kroku rzeczywistości, w wymiarze wydarzeniowym, jak przemian w estetyce. „Staff Only" napisane przez Beniamina Bukowskiego, zagrane i zaśpiewane z nerwem przez polskich aktorów o odmiennych i w niektórych przypadkach egzotycznych korzeniach, mówiący o problemach z akceptacją kulturową w Polsce, w pewnym zakresie wypełniał definicję „nowego teatru" Puzyny-Chojki. A także na równi z innymi spektaklami myśl przewodnią tegorocznej edycji Festiwalu: „Ja i/czy wspólnota", sformułowaną przez Jana Nowarę, który wymyślił i stworzył Festiwal Nowego Teatru w Rzeszowie, pełniąc od kilku lat obowiązki dyrektora Teatru. im. Wandy Siemaszkowej.

Ale źle się stanie jeśli w przyszłości Festiwal Nowego Teatru i jego główna nagroda miałyby ugrzęznąć w definicji „nowego teatru" akceptowanej przez Puzynę-Chojkę stanowiąc obowiązujące kryterium przyznawania nagród. Dlatego może należałoby poszukać innego patrona dla głównej nagrody? A może i Festiwalu? Józef Szajna - artysta zawsze poszukujący, do końca życia, właśnie „nowego teatru", z urodzenia rzeszowian, jedna z najważniejszych osobowości teatru w minionym stuleciu, do końca swojego życia twórczo penetrował formułę „nowego teatru". Czego wyrazem był „Deballage", spektakl stworzony przez niego w Teatrze im. Wandy Siemaszkowej, z którym objechał świat łącznie z „Meksykiem", zdobywając festiwalowe laury. Za każdym razem, niemal z dnia na dzień, twórczo ten spektakl modyfikował, czego bywałem świadkiem. Chyba żadne nazwisko jak właśnie Szajny nie mogłoby lepiej poszerzać, a nie zawężać przestrzeń ideową Festiwalu Nowego Teatru. A ona wszak powinna być zawsze otwarta i nieograniczona.

Co dzisiaj jest „nowym teatrem", co za nim przemawia, jakie spektakle, choć po części, miała dać na to odpowiedź debata teatrologów i literaturoznawców na tegorocznym Festiwalu. Nie dała, za to dała same ogólniki na temat teatru w ogólności. Co nazywamy „nowym teatrem", jak dotąd najlepiej ujmuje Nowara mówiąc, że „nowy teatr" w dzisiejszej Polsce, to „rozpoznanie nowych inscenizacji młodych twórców wyrażanych zewnętrznie wyrazistym stosowaniem nowych multimedialnych technologii, ale też przybliżenie teatru, który zaprzecza spokojnej narracji i nie posługuje się gotową literaturą, lecz scenariuszami wziętymi z życia. Teatru tworzonego przez młodych artystów, dysponujących inną niż poprzednicy wyobraźnią, szukających własnego odrębnego języka".

Wielkie nazwisko Szajny, jako patrona głównej nagrody, może całego Festiwalu Nowego Teatru, mogłoby tak rozumianą jego ideową pojemność stale poszerzać. Gwarantując otwartość formuły na najdalsze lata. Tym bardziej, że duch Szajny nadal jest obecny w Teatrze, który od kilku lat ten Festiwal organizuje.



Andrzej Piątek
Dziennik Teatralny Rzeszów
9 grudnia 2019
Portrety
Jan Nowara