Miszmasz, czyli sukces

Finał I Ogólnopolskiego Festiwalu Teatrów Prywatnych "Sztuka plus komercja" już za nami. Opadł kurz po emocjonującej uroczystej gali, pozostały jedynie echa bankietu i zakulisowe anegdoty - pisze Tomasz Markiewicz w Tygodniku Siedleckim.

A tych nie brakowało. Na 2 dni przed koncertem organizatorzy poinformowali, że prowadząca galę zastrzegła sobie czerwoną kreację i dobrze by było, gdyby nikt z wręczających nagrody w takowej się już nie pojawił. - Ja nie mam z tym problemu. I tak przyjdę ubrany na czarno! - odpowiadał, wzruszając ramionami, ks. Sławomir Kapitan, dyrektor Katolickiego Radia Podlasie.

Na scenie pojawili się także inni jurorzy: wiceprezydent Anna Sochacka, sponsor Edward Księżopolski, reżyser Dariusz Taraszkiewicz i dziennikarz "TS", Tomasz Markiewicz. Ceremonię rozdania nagród poprowadzili Marzena Graff oraz Aleksander Mikołaj czak (tata Izy Miko - aktorki i modelki, robiącej karierę w Hollywood). Śmietanka aktorska także dopisała - w osobach: Małgorzaty Lewińskiej (znanej z serialu "Sąsiedzi"), Emiliana Kamińskiego i Rafała Królikowskiego.

SZTUKA CZY KOMERCJA?

Sama gala została pomyślana niczym oscarowa celebra z czerwonym dywanem. Każdy szczegół, włącznie z efektowną muzyką (skomponowaną przez dyrektora Centrum Kultury i Sztuki Mariusza Orzełowskiego) dobrano z godną rangi wieczoru skrupulatnością,

o palmę pierwszeństwa walczyło 10 konkursowych spektakli, a sam werdykt okazał się nad wyraz sprawiedliwy. Wytypowane przez jury 3 najlepsze sztuki ("Testament cnotliwego rozpustnika", "Wydmuszka" i "I Love You" [na zdjęciu]) okazały się także faworytami widowni. Zamieniły się tylko miejscami. Publiczności najbardziej podobał się "Testament..." a w głosowaniu jury zwyciężyło "I Love You". Twórcy spektakli przekazali wartość swoich nagród lokalnym instytucjom, które zajmują się pomocą dzieciom.

Cieszy fakt, że siedlecka widownia oceniała spektakle pod kątem ich jakości, a nie twarzy znanych z telewizji. No może z wyjątkiem Tomasza Kota - częstego bywalca szklanego ekranu, który sięgnął po tytuł "najlepszego aktora" festiwalu. Ludzie, którzy przyszli obejrzeć sztukę "Sex Guru", nie potrzebowali intelektualnego uniesienia, tylko relaksu, a Kot im to dał, i to z nawiązką. I choć monodram to dość trudna i ryzykowna forma komunikacji z publicznością, młody aktor wyszedł z niej obronną ręką. Niemniej stawianie go w jednym konkursowym szeregu z tak wytrawną artystką, jak Krystyna Janda (żałuję, że nie znalazła uznania w głosowaniu zarówno jury, jak i publiczności) może budzić pewne wątpliwości.

Z drugiej strony ów swoisty miszmasz, czyli połączenie tytułowej sztuki z komercją oraz starej szkoły aktorskiej z nową, zapewnił sukces temu przedsięwzięciu. W dzisiejszych czasach, gdy wydarzeniami artystycznymi w znacznej mierze rządzą względy ekonomiczne, trzeba iść z duchem czasu, dać publiczności to, czego oczekuje. Inaczej nie kupi biletu. - Nieważne, czy to "sztuka" czy "komercja". Liczy się przesłanie, jakość rzemiosła i przede wszystkim efekt: jak spektakl odbierany jest przez publiczność - tłumaczy Emilian Kamiński.

NA WYSOKIM C

Pan Emilian był ojcem i patronem festiwalu, a jego dobrą matką - Krystyna Sienkiewicz, która podczas gali brylowała na scenie ze swoją "Smiechoterapią". Owacje na stojąco otrzymała zasłużenie, choć - mówiąc językiem hokejowym - momentami jechała z dowcipami po bandzie.

- To kobieta dużego temperamentu. Nie tylko na scenie, ale także w prywatnej rozmowie, garderobie czy podczas obiadu. Nigdy nie spuszcza powietrza, jest nieustannie na wysokim C. Niczego nie udaje, taka po prostu jest - mówi o niej Mariusz Orzełowski -Tozasługa uniwersytetu, który nazywa się życiem. On mnie utwardził. Ja sama najchętniej byłabym taką małą kobietką, zawieszoną w powietrzu, dyndającą nogami. Ale tak się nie dało. Bo faceci to gapy - wyznaje Krystyna Sienkiewicz. A na pytanie, czy kocha życie, odpowiada:

- Tak. Gdybym nie kochała, dawno bym się powiesiła na rajstopie u klamki.

MODA NA TEATR

4 miesiące, 21 spektakli, plejada gwiazd polskiego kina i teatru. To był niewątpliwie bardzo udany festiwal.

- Jego oferta miała zaspokoić wszystkie, bardziej i mniej wysublimowane gusta - zauważa Grzegorz Smarz, dyrektor Teatru Impresaryjnego "Ale Teatr!'' I to się udało. Bez względu na rozmach (duża obsada czy monodram) i formę (farsy, komedie lub sztuki zmuszające do refleksji), każdy spektakl miał komplet publiczności.

- Sala nigdy nie świeciła pustkami. Była wypełniona ludźmi, którzy do tej pory jeździli do Warszawy, a teraz nie muszą, bo w Siedlcach mają swój teatr. Nawet moja mieszkająca w stolicy córka tutaj przyjeżdża. Zostawia dzieci z dziadkiem i obie przychodzimy oglądać spektakle. Jest przeszczęśliwa, że może uczestniczyć w takich wydarzeniach - mówi wiceprezydent Anna Sochacka.

W Siedlcach stworzyła się moda na chodzenie do teatru. Na pewno pomaga w tym polityka repertuarowa. Widzowie już w czerwcu wiedzą, co będzie grane w grudniu. Półroczne wyprzedzenie pozwala zarezerwować czas i zaplanować wydatki.

Krytyk teatralny Dariusz Taraszkiewicz zapytany, co najbardziej utkwiło mu w pamięci, odpowiada: - Zaskoczenie artystów, którzy przyjeżdżając do Siedlec, z niedowierzaniem patrzyli na salę i całe to profesjonalnie wyposażone miejsce. Bardzo często nawet renomowane teatry w Krakowie czy Warszawie nie mogą poszczycić się takimi warunkami pracy. Stąd komplementy Jerzego Bończaka, Karola Strasburgera i wielu innych aktorów.

W styczniu rusza nowy cykl"Barwy teatru"

Centrum Kultury i Sztuki im. A. Meżeryckiego oraz "Ale Teatr!" stają przed trudnym zadaniem. Bo jak dostarczyć widzom nowych i atrakcyjnych pozycji repertuarowych po tak udanym festiwalu? Publiczność, mając przed oczyma uprzednio widziane, będzie stawiała coraz większe wymagania. Ale my jesteśmy na to bardzo dobrze przygotowani - odpowiadają organizatorzy.



Tomasz Markiewicz
Tygodnik Siedlecki
20 grudnia 2012