Młodość udręczona
Spektakl otwiera scena burzenia rzeźby Emila Zegadłowicza – poety, który w 1935 roku wydał skandalizujący utwór „Zmory". Ówczesna społeczność uznała książkę za pornograficzną i obrazoburczą, a Zegadłowiczowi odebrano honorowe obywatelstwo Wadowic. Czy aby na pewno słusznie?Nawiązujące do autobiograficznej powieści – przedstawienie „Zmory" w reżyserii Jana Jelińskiego – opowiada o koszmarze dojrzewania i trudnej edukacji gimnazjalnej Mikołaja Srebrnego oraz zdeprawowanej społeczności fikcyjnego miasteczka Wołkowice (nawiązującego do Wadowic). Losy nastolatka inspirowane są prawdziwymi postaciami i wydarzeniami mającymi miejsce w 1900 roku.
Spektakl, podobnie jak powieść zlepiony jest z masy drobnych wątków skoncentrowanych wokół postaci Mikołaja (granego przez znakomitego Karola Franka Nowińskiego). Nastolatek zostaje przyjęty do gimnazjum w Wołkowicach i zamieszkuje u hulaki i pijaczyny – wuja Wincentego (Małgorzata Trofimiuk). Schorowana matka chłopca (Małgorzata Witkowska) bywa wobec niego nieczuła, natomiast ojciec (Marian Jaskulski) rzadko widuje się z synem. W szkole nauczyciele i katecheci (ponownie Małgorzata Witkowska), straszą dzieci ogniem piekielnym oraz stosują wobec nich przemoc fizyczną, podczas gdy za murami szkoły korzystają z używek i usług prostytutek. Młody Mikołaj obserwuje otoczenie i zaczyna uświadamiać sobie hipokryzję i zacofanie dorosłych.
Razem z rówieśnikami (Michał Surówka), do tej pory totalnie nieświadomi, z zaskoczeniem odkrywają różnice w budowie płciowej między dziewczynkami a chłopcami. W sercu nastolatka rodzi się zachwyt kobiecymi wdziękami i pragnienie realizacji własnej seksualności, jednak w obecności wszechobecnych zakazów i terroru grzechu narasta w nim również wewnętrzny konflikt. Zmagając się z wątpliwościami, bohater nie ma do dyspozycji ani artykułów edukacyjnych ani wsparcia pedagogów... Może polegać jedynie na plotkach zdeprawowanych kolegów i własnych doświadczeniach. Jednakże pierwsze przeżycia erotyczne, choć miejscami radosne, częściej okazują się szokujące i traumatyzujące młodego człowieka.
W pewnym momencie ze sceny dobiegają nas takie słowa:
„Jedni od drugich dowiadywali się niestworzonych rzeczy o budowie sekretnej dziewczyn, o sposobie spółkowania, o życiu erotycznym w ogóle. W wielu przypadkach była to licytacja brutalnej ordynarności. Najpiękniejsza sprawa ciał stawała się czymś kloacznym, do skatologiczności dopomagali walnie duszpasterze, którzy w ten sposób arcypedagogiczny sobie i innym obrzydzali twórczą rozkosz przyrody".
Inscenizacja trafnie demaskuje fakt, że w rzekomo obrazoburczej historii możemy znaleźć raczej zagubienie głównego bohatera oraz bezduszność otoczenia, aniżeli nawoływanie do bezwstydu i demoralizacji. Owszem, fabuła jest odważna i bezkompromisowa, ale dzięki temu demaskuje realia galicyjskiego systemu szkolnictwa oraz znieczulicę ówczesnej społeczności lokalnej.
Trzeba by dodać, że przedstawienie nie szokuje nieuzasadnioną nagością. Miałam nieprzyjemność oglądać spektakle, które bezpodstawnie bulwersowały widownię negliżem i wulgarnością, podczas gdy w „Zmorach" cielesność jest ważnym środkiem wyrazu. Niemniej, trudno mi pojąć, dlaczego scenę molestowania pomiędzy chłopcami – tak istotną dla zrozumienia dramatycznego położenia Mikołaja – w spektaklu przedstawiono jako pełne czułości i obopólnej zgody zbliżenie.
W powieści wyjątkowo mocno wybrzmiewa samotność głównego bohatera w towarzystwie ordynarnych zachowań rówieśników i bezduszności dorosłych. Natomiast w teatralnej interpretacji – chociaż wyalienowanie nastolatka zostało podkreślone – to poprzez subtelność i humorystyczność niektórych ze scen, nie odczuwamy tak boleśnie patologicznej postawy opiekunów. Zastosowanie komizmu pod postacią archaicznego słownictwa i krakowskiej gwary wydaje się atrakcyjne, aczkolwiek bywały momenty, gdy dowcip był zbędny i odrobinę trywializował przeżycia Mikołaja.
Scenografia jest skromna i posępna jak losy głównego bohatera, ale szczęśliwie całość wzbogacono o efekty audiowizualne Agaty Rucińskiej i przemyślaną reżyserię świateł autorstwa Doroty Nawrot. Interesujące są również kostiumy, zwłaszcza przepiękna krwistoczerwona peleryna katechety, czy strój młodego Karola Wojtyły.
Twórcy inscenizacji „Zmory" z powodzeniem wskrzeszają historię sprzed ponad stulecia. Spektakl uświadamia, że chociaż pewne aspekty zmieniły się na korzyść, to pomimo upływu lat dojrzewająca młodzież nadal nie zawsze może liczyć na wsparcie rozumnych pedagogów czy rzetelną edukację seksualną.
Dlatego tak bardzo potrzebna jest twórczość artystyczna, która konfrontuje społeczeństwo z perspektywą młodego człowieka i problemem pozostawiania go samemu sobie.
Joanna Zwolińska
Dziennik Teatralny Kujawy
25 kwietnia 2025