Młody Bernhard, młody teatr

Niewiele, za to wyłącznie dobrze słyszałem do tej pory o Franciszku Szumińskim. Świetna opinia w krakowskiej Akademii Sztuk Teatralnych i w teatralnym Krakowie, reżyserskie asystentury u Iwony Kempy, Mikołaja Grabowskiego, Pawła Miśkiewicza, wcześniej poznanie sceny poprzez niewielkie role traktowane – jak się domyślam – jako poligon doświadczalny. Skoro prowadzi się kolegów aktorów, warto poznać również ich fach, chociażby w małym stopniu. Lepiej wiedzieć niż nie wiedzieć. Patrząc na krótką na razie drogę Szumińskiego wydaje się, że wiedzieć jest dla niego ważne. I stawiać przynajmniej na początku małe kroki, nie idąc na skróty.

W ciągu niespełna dwóch lat samodzielnej pracy młody artysta zrealizował „Dziką kaczkę", „Emigrantów", „Śmierć Iwana Iljicza". Ibsen? Mrożek, o którym starsza koleżanka Szumińskiego powiedziała kiedyś słowa skrzydlate, że nie jest interesujący, bo posługuje się zdaniami złożonymi, które w jej pokoleniu już wyszły z użycia? Tołstoj z opowiadaniem genialnym, ale piekielnie trudnym do scenicznej adaptacji, w dodatku naznaczonym wspaniałym przedstawieniem Jerzego Grzegorzewskiego (choć powstałym w czasie, gdy Szumiński był dzieckiem albo zgoła w ogóle go na świecie nie było)? Nie są to wybory oczywiste, trudno liczyć, by przyniosły szybki rozgłos, za to kłopotów i barier nastręczają masę. Przepisać je trudno, tworzenie na ich bazie wariacji na temat grozi śmiesznością, akademizm też nie jest żadnym rozwiązaniem. Pomysł, aby wystawić „Oddech, Decyzję" Thomasa Bernharda wpisuje się ten sposób uprawiania zawodu z imponującą konsekwencją. Znów literacki gigant o całkowicie osobnym języku, znów skojarzenia z wielką tradycją spod znaku Krystiana Lupy i Erwina Axera. Zatem zadanie karkołomne, ale dzięki temu zapewne jeszcze bardziej pociągające. Nie znam Szumińskiego i jego teatru, ale jego początek przywodzi na myśl ścieżkę, jaką podąża jego niewiele starszy kolega też po krakowskiej szkole Radek Stępień. „Oddech" to pierwszy spektakl twórcy, jaki oglądam, za chwilę czeka mnie „Śmierć Iwana Iljicza", więc nie wiem, czy nie trafiam kulą w płot. Jednak przynajmniej gdy idzie o wybory repertuarowe obu reżyserów i ich stosunek do literatury, coś chyba jest na rzeczy.

„Oddech", a ściślej mówiąc „Oddech. Decyzja" to nieco inny Bernhard niż ten, do którego się przyzwyczailiśmy. Pomieszczony jako trzeci rozdział tomu „Autobiografie", świetnie przetłumaczonego przez Sławę Lisiecką, może być traktowany jako osobna historia, ale też jako element większej całości. To są literackie juwenalia autora „Wymazywania", a także rozpisany na pięć zazębiających się opowieści opis tego, jak formował się w najbardziej ludzkim podstawowym tego słowa rozumieniu, stawał się tym, kim się ostatecznie stał. Mam problem z gatunkową klasyfikacją zawartości tej książki. Można nazwać „Autobiografie" autobiografią rozpisaną na pięć prozatorskich miniatur, lecz to ostatnie słowo wydaje mi się nietrafione. Zatem zostańmy przy prozach w rozumieniu takim, jak traktował swe niedługie powieści Samuel Beckett. Tak chyba będzie najbardziej adekwatnie.

Temat wykłada Bernhard w pierwszym zdaniu – zachorował wkrótce potem, jak zaniemógł jego ukochany dziadek, po czym trafił do pobliskiego szpitala. Autor zapisuje tę konstatację z zadziwiającą jasnością, jakby mierzył się z sekwencją zdarzeń najbardziej oczywistą. Jeśli światem i ludzkim losem rządzi jakakolwiek logika stało się tak, bo stać się musiało. Niespełna osiemnastoletni B. (Jan Romanowski) trafia zatem do szpitala, na – jak sam mówi – odsiadkę, do pokoju, który zdaje się pokojem śmierci. Przytłoczony panującą wszędzie dokoła atmosferą wszechogarniającego cierpienia postanawia się jednak nie poddawać, zachować jasny umysł, nie porzucać marzeń o śpiewaniu. Wziąć pełny oddech, na przekór wszystkiemu i wszystkim.

Spektakl w krakowskiej Łaźni Nowej to również teatralnie nieco inny Bernhard od tych inscenizacji, jakie znamy. Scenografia Szumińskiego i Julii Basisty zamienia hangar sceny Łaźni w przestronną, choć klaustrofobiczną szpitalną salę, w czym można dostrzec ślad projektów Krystiana Lupy, lecz działa to jedynie na zasadzie dalekiego refleksu. Adaptacja Szumińskiego i Romanowskiego wyodrębnia z prozy Bernharda dialogi i – o co oczywiście łatwiej – monologi, ale nie akcentuje typowej dla pisarza frazy pełnej obsesyjnych nawrotów i zapętleń. Nie znaczy to, że w oryginale ich nie ma, jednak nie narzucają się z tak wielką siłą jak w następnych dziełach. Szumiński i jego aktorzy natomiast pamiętają, że „Oddech" to utwór młodego jeszcze, chociaż obdarzonego nieprawdopodobną samoświadomością człowieka. I rymuje się to z własnymi metrykami twórców.

Krakowski „Oddech" to zatem Bernhard naprawdę młody, zaskakująco naturalny, co za tym idzie – mimo tanecznych, może niekoniecznych intermediów – nieoczekiwanie realistyczny. Nie podejrzewam, że taki sposób interpretacji był dla reżysera jedynym wyjściem, bo z innym nie poradziliby sobie młodzi wykonawcy. Nie da się jednak ukryć, że chociaż na Romanowskiego, Małgorzatę Waldendę, Jędrzeja Bigosińskiego, Marcina Urbanke patrzy się z sympatią, czasami mają problem z utrzymaniem temperatury słów, napięcia w dialogu. Staje się to tym bardziej wyraźne, gdy zestawi się ich aktorami doświadczonymi – Dominiką Bednarczyk w roli matki i Marcinem Kaliszem grającym ordynatora. W ich obecności od pierwszej chwili daje się wyczuć Bernhardowskie szaleństwo, ale i determinację. Drugie dno, którego trochę brakuje w scenicznych konwersacjach młodych.

No dobrze, mniejsza o to, gdyż „Oddech" z Łaźni Nowej ogląda się bez cienia znużenia. To młody Bernhard i młody teatr, kreślony własnym charakterem pisma. Świetnie się też wpisuje w obecną w nowohuckim teatrze od lat misję wyszukiwania młodych oryginalnych twórców. Franciszek Szumiński jest niewątpliwie jednym z nich.

___

"Drodzy Czytelnicy
Przedstawiamy dziś, naszego nowego Gościa - Jacka Wakara - dziennikarza, współpracownika TVP Kultura, szefa redakcji kultury w Polskiej Agencji Prasowej, współpracownika miesięcznika „Teatr", ale przede wszystkim znawcę teatru i jednego z najbardziej znanych, i najbardziej znaczących w Polsce krytyków teatralnych.
Od dziś, na „łamach" Dziennika Teatralnego, Jacek Wakar będzie prezentował swoje teatralne recenzje, oceny i poglądy. Zbiór tych tekstów będzie można znaleźć w Katalogu DT pod nazwą „Teatr Wakara". Zapraszamy do lektury.
Ryszard Klimczak"



Jacek Wakar
Dziennik Teatralny
27 maja 2021
Spektakle
Oddech