Mocna grupa Korezowa

„Nam, Polakom, brakuje wesołego podejścia do seksu, bez winy i grzechu, za to pełnego radości i dobrej zabawy" – mówi Mirosław Neinert. Dyrektor katowickiego teatru Korez sięgnął właśnie po tekst jednego z ciekawszych satyryków młodego pokolenia, Abelarda Gizy, by udowodnić, że sztuka o seksie nie musi wiązać się z żartami niskich lotów.

Amerykańscy naukowcy

 Swing zapewni dobrą rozrywkę wymagającej publiczności. Jedni uważają to przedstawienie za farsę, inni widzą w nim komedię pomyłek lub „komedię z zacięciem erotycznym" – nie ulega natomiast wątpliwości, że idealnie wpisuje się ono w motto Korezu – „teatr dla ludzi, który bawi a nie nudzi". Seks – tak, banał – nie. Zaletą Swingu jest przełamywanie fabularnych schematów połączone z inteligentnymi żartami. Do tego dochodzą farsowe zabiegi, pięć aktorskich indywidualności oraz... wewnątrzteatralne cytaty, gratka dla stałych widzów Korezu.

Marek i Lucyna to małżeństwo z dwudziestojednoletnim stażem. Bohaterowie dzielą dom (odziedziczony po babci) z przyjacielem, Andrzejem. Andrzej ma problemy z kobietami – nie potrafi zbudować trwałej relacji, zawalczyć o uczucie ani uczciwie rozstać się z partnerką. Marek postanawia mu pomóc w niekonwencjonalny sposób. Receptą na udany związek ma być swing, seks grupowy. To niezawodna metoda, w dodatku odkryta przez amerykańskich naukowców (którzy nie mogą się mylić!). Marek zamierza się poświęcić i wraz z Lucyną pospieszyć na ratunek Andrzejowi, sytuacja jednak się komplikuje. W korezowym Swingu prawdziwe przyjaźnie przenoszą się na scenę. W rolę Marka wciela się Mirosław Neinert, a partneruje mu sceniczna żona – Grażyna Bułka. Andrzeja gra Darek Stach. Jako że do tanga trzeba dwojga, a do swingu – całych tłumów, na scenie pojawiają się jeszcze dwie bohaterki – Agnieszka (Katarzyna Tlałka) i Agata (Barbara Lubos), a ich obecność wprowadzi sporo zamieszania w uporządkowaną dotąd egzystencję przyjaciół.

W wersji Abelarda Gizy Swing był opowieścią o ludziach młodych. Neinert zdecydował się na wprowadzenie zmian: nie dość, że ton całości nadają postacie w średnim wieku, to jeszcze nie przystają one do stereotypowych wyobrażeń o seksualnych wyczynowcach. Polonista, wuefista i kobieta z konserwatywnego domu zamierzają rzucić się w wir seksu nie z powodu mody czy dla zyskania nowych wrażeń. Mają do wypełnienia ważną misję. Od swingu zależy ich szczęście. „Zawsze miałem ochotę sięgnąć po farsę, ale nie odpowiadało mi, że w większości tekstów akcja dzieje się na West Endzie albo w Nowym Jorku. Marzyła mi się polska farsa, przystosowana do naszych realiów. Swing to taki rzadki przypadek polskiej farsy, czy też komedii, z zębem kabaretowym i teatralnym" – zauważa Neinert. – „Tyle że w kabarecie i filmie grają młodzi aktorzy, a tu za swingowanie biorą się czterdziesto- i pięćdziesięciolatkowie, którzy nie mają o tym pojęcia. I wtedy dopiero robi się śmiesznie". Chociaż właściwie śmiesznie robiło się już na etapie przygotowywania gadżetów: sprzedawcy w sex-shopach byli przekonani, że skoro mowa o rekwizytach do sztuki, szykuje się elegancko nazywane amatorskie porno, a kurierzy... cóż, kurierzy przestawali wierzyć w teatr jako kulturę wysoką.

Razem fisiujemy

„Napisz, że w budowaniu roli dręczył mnie waran" – przypomina Darek Stach, który pewne zachowania ogromnego gada musiał podpatrzyć na potrzeby kilku scen. Kiedy przeanalizował fragmenty filmów przyrodniczych i pochwalił się nowymi umiejętnościami przed zespołem, życzliwi koledzy mieli kilka uwag. Po pierwsze, Darek powinien wysuwać język dwa razy dalej, za brodę. Po drugie – ten język ma być dwa razy cieńszy, a po trzecie rozdwojony na końcu. Wszystko można wyćwiczyć. Waran w Swingu pojawia się też w relacji Marka. Dwuzdaniową scenę o ataku gada reżyser spektaklu co próbę rozbudowywał, doimprowizowując kolejne mrożące krew w żyłach szczegóły. Waran osiągnął w tej opowieści sześć metrów, a na pytanie, czy jeszcze rośnie, odpowiedź przyniosła następna próba. „Sześć metrów. A z ogonem siedem!" – zawołał przejęty Marek. Wszyscy zgodnie podkreślają niepowtarzalną atmosferę prób zamieniających się w ciągłą zabawę. „Byłam przyzwyczajona, że na próbach reżyser się wścieka, wszyscy chodzą przygnębieni, boją się, że nie zdążą i trzeba będzie odwołać premierę. A tu wszystko układa się samo, ten spokój nawet trochę niepokoi" – śmieje się Kasia Tlałka. Kiedy zaproponowała (razem z Darkiem Stachem) swoją interpretację jednej ze scen, zespół usłyszał od reżysera-Neinerta udającego reżysera-Holoubka: „Dobry reżyser wie, kiedy pozwolić aktorom grać po swojemu. Oni zawsze jakąś głupotę wymyślą". Po wyjściu na scenę zresztą Mirek Neinert sam zamienia się w skłonnego do żartów aktora i raz po raz „gotuje" scenicznych partnerów improwizowanymi pomysłami. Część z nich zdążyła się już utrwalić w Swingu.Są i takie, które do spektaklu wejść nie mogą. Na przykład kiedy zamiast puszki piwa Grażyna Bułka wręczyła swojemu scenicznemu mężowi drewienko, ten bez namysłu pochwalił: „O, Dębowe kupiłaś?". „Próby przynoszą nam wiele radości" – zaznacza Neinert-aktor. „Znowu spotykamy się z aktorami z mocnej grupy cholonkowej i nadal jesteśmy rodziną" – cieszy się Basia Lubos. – „Obecność w naszym gronie krakowskiej aktorki daje możliwość dialogu i jest bardzo korzystna dla zespołu. Wspaniale się nam pracuje, mam nadzieję, że atmosfera ze sceny przeniesie się na widzów. Bo w Swingu najważniejsza jest zabawa!".

Farsowe tempo wymaga forsownych ćwiczeń. Kiedy nad ochotą do pracy górę bierze zmęczenie, aktorzy przerzucają się cudzymi kwestiami ze spektaklu, próbują nadawać nowe znaczenia wypowiedziom i kodują w scenicznych dialogach inne emocje. Darek Stach zauważa: „Po raz pierwszy brałem udział w próbach do farsy i nie spodziewałem się, że jest to tak trudna forma. Potrzeba w niej dyscypliny i choć z pozoru ta dyscyplina wyklucza improwizacje, dzięki Mirkowi czuję się swobodnie, kiedy razem na scenie fisiujemy, zamiast trzymać się tekstu". Basia i Grażyna wtórują mu: „To nie jest teatr, w którym wykuwa się role na pamięć co do słowa, tu trzeba się nawzajem słuchać". Ale zdarza się i precyzyjne podejście: „Musimy konkretnie ustalić, gdzie cię biję i na jakie słowa" – umawia się z Darkiem Kasia. Co zresztą nie chroni tego pierwszego przed sporą liczbą dubli, zupełnie przypadkowo dotyczących scen, w których obrywa...

„Styl pracy tutaj mnie oszołomił" – przyznaje Tlałka. – „Zwłaszcza spokój Mirka. Pracuje mi się tu super, bezstresowo, mam nadzieję, że efekt będzie równie miły". Neinert dopowiada: „Jak się samemu jest aktorem, dobrze się pracuje z tymi, którzy się rozumieją w pół gestu, tu mam inteligentnych, świetnych i zabawnych aktorów, oni wszyscy mają w sobie fajne prawdy do wykorzystania". Grażyna uzupełnia jeszcze: „Ja tu przychodzę, bo lubię. Odpoczywam tu. Tu wszystko wychodzi, nie trzeba się męczyć".

Ratujmy związki

Nie pierwszy to raz, kiedy Korez przenosi na scenę pomysły satyryków. Kolega Mela Gibsona, napisany specjalnie dla Mirosława Neinerta przez Tomasza Jachimka monodram, wciąż bije rekordy popularności. Widzowie przychodzą na stuminutowy spektakl po kilka razy, wiedząc, że dyrektor Korezu wciąż uzupełnia go o nowe żarty i aktualności. Swing to zupełnie inny rodzaj historii. „Chciałem sprawdzić, czy ta polska farsa będzie zabawna tak samo jak zachodnie teksty" – oznajmia Neinert. – „Długo rozmawiałem z Abelardem, żeby pozwolił nam wystawić to w teatrze. Abelard bał się, jak to wyjdzie, ale też jest ciekawy efektu, a dobre doświadczenia z Tomkiem Jachimkiem pokazują, że warto spróbować. Spektakl zapowiada się interesująco. Wszyscy aktorzy, którzy pojawiają się w Swingu, zasługują na większe, bardzo rozbudowane role – ale na to przyjdzie czas. Swing jest dziełem zespołowym".

Swing kontrowersje obudzić może tylko wśród melomanów liczących na sporą dawkę muzycznych standardów. To przede wszystkim wciągająca historia oparta na przyjaźni i żartach. Komedia pełna absurdu, żartów sytuacyjnych i komizmu charakterów. Jak zauważa Darek Stach: „Tematyka spektaklu jest lekka, łatwa i przyjemna, więc przypadnie do gustu tym, którzy przychodzą tu dla rozrywki. Czuję się w tym spektaklu bezpiecznie, bo to spektakl w Korezie, a spektakle w Korezie są specyficzne, jest styl korezowego grania i korezowa publiczność, która docenia panujący tu klimat, daje nam kredyt zaufania. Ta publiczność nie zawiedzie się na Swingu". Swing to przygoda, nowy temat i nowa forma w teatrze, który nie odchodzi jednak zbyt daleko od swoich rozrywkowych korzeni. A seks? „Liczę na to, że prawdziwi swingersi przyjdą i zaproszą nas do swojego klubu, bo: swingujesz, swingujesz i związek ratujesz! Ratujmy związki, zanim ulegną rozkładowi!" – apeluje z uśmiechem reżyser spektaklu. – „A i tak pewien widz podsumował nas następująco: w Korezie będzie jak zwykle, przewidywalnie. Czyli śmiesznie, śmiesznie i śmiesznie jak cholera".



Izabela Mikrut
Magazyn style
13 stycznia 2014
Spektakle
Swing