Moje serce bije w rytmie muzyki baroku i współczesności

Warto pamiętać, że kontratenorzy rzadko byli obsadzani w roli Stefano, zwykle wykonywały ją kobiety – mezzosoprany. Ale uwielbiam tę operę nie tylko z powodu mojej roli, spektakl zachwyca jako całość. Przepiękna jest inscenizacja, świetnie poprowadzona myśl, wszystkie wątki poruszone, rozwikłane i dopracowane przez reżysera Michała Znanieckiego.

Z Michałem Sławeckim - kontratenorem - rozmawia Magdalena Nowacka-Goik

Magdalena Nowacka-Goik: Przed nami nowy sezon artystyczny 2018/2019, ale pan chyba niezbyt odpoczął podczas minionych wakacji?

Michał Sławecki - Miałem bardzo pracowite lato i raczej nie nazwałbym tego czasu „wakacjami". Wynika to między innymi z tego, że nie pracuję na co dzień w jednym zespole konkretnego teatru. Moja praca zależy od tego, jak ją sobie zorganizuję sam. Jest sierpień, kiedy rozmawiamy, a u mnie jakby pełnia sezonu.

Podczas tych wakacji zadebiutował pan w tytułowej roli w operze „Ptasiek" autorstwa młodego polskiego kompozytora Karola Nepelskiego, która została zaprezentowana w Londynie 28 lipca podczas festiwalu Tête à Tête: The Opera Festival 2019. Brzmi intrygująco, bo opera powstała na bazie kultowej dla wielu pokoleń powieści psychologicznej, debiutu amerykańskiego pisarza Williama Whartona. Sama dobrze pamiętam, jak zaczytywałam się nią w czasach licealnych, dyskutowałam o niej ze znajomymi. Ekranizacja historii Ala, młodego mężczyzny, któremu wydaje się, że jest ptakiem, przyniosła Alanowi Parkerowi nagrodę na festiwalu w Cannes w 1985 roku. A teraz, po przeszło 30 latach powstała opera.

- „Ptasiek" jest pozycją książkową mnie również bardzo bliską. Kiedy więc dostałem propozycję wykonania roli tytułowej, nie miałem zawahania, czy się zgodzić. Karol Nepelski to wybitna postać na arenie polskich kompozytorów, przepięknie przeniósł literacki wątek w muzykę. Kompozytor chciał uzyskać w tym dziele śpiew jak najbardziej zbliżony w odbiorze do autentycznego śpiewu ptaków. W tym celu zastosowano tu specjalnie spowolnione tempo, które powoduje, że gdybyśmy przyspieszyli te konkretne wysokości, byłby to faktycznie ptasi trel. Mieliśmy bardzo krótki czas na przygotowanie opery pod kątem festiwalu. Dlatego cieszy nas fakt, że był tak bardzo emocjonalny odbiór naszego wykonania. Po spektaklu w Londynie wiele osób podchodziło do nas i mówiło, że przeżyli coś niesamowitego. Dlatego cieszy mnie ogromnie, że „za chwilę" (być może wczesną wiosną) znowu będziemy wystawiali to dzieło i to w Polsce. Oczywiście na ten ogólny odbiór miało wpływ wiele czynników, użycie niektórych instrumentów, elektroniki, teksty mówione. Połączenie tego wszystkiego było z pogranicza artystycznego szaleństwa mocno ugruntowanego w muzyce. Nie ukrywam, że było to dla mnie również spore wyzwanie aktorskie . Waldemar Raźniak, reżyser, położył na tę aktorskość bardzo duży nacisk. Ale oczywiście wyzwanie wokalne jest tu równie ogromne, mocno eksploatujące. Jestem na scenie przez cały czas (godzinę i 20 minut) bez możliwości napicia się wody, zwilżenia gardła. Ale, co ciekawe, śpiewając nie odczuwałem tego dyskomfortu. Pomogło poczucie pracy zespołowej, wzajemnego wsparcia.

Proszę zdradzić jeszcze trochę tajników pracy nad tą rolą pod kątem wokalnym. Próbował pan wzorować się na oryginalnym śpiewem ptaków, naśladować go?

- Kiedy zadzwonił do mnie Karol z tą propozycją, to krótko po tej rozmowie włączyłem w internecie nagranie śpiewu ptaków. I słuchając , uzmysłowiłem sobie, ile otacza nas pięknych dźwięków, na które kompletnie nie zwracamy uwagi w codziennym biegu. Potem poszedłem do lasu, aby posłuchać tych dźwięków na żywo. Skupiałem się na tym, jak każdy z tych śpiewów jest inny, każdy coś oznacza. To był na pewno jeden z ważnych elementów budujących moją postać, pomógł uzmysłowić, poczuć, w kogo się wcielam.

Pracuje pan obecnie nad oryginalnym projektem, który będzie zderzeniem muzyki dawnej - barokowej z jazzem. Ale poza koncertami będą także występy w spektaklach operowych. Zapowiada się bardzo intensywny i różnorodny artystycznie wrzesień...

- To prawda i już nie mogę się tego września doczekać ! Zaczynam próby do nowego projektu, koncertu Haendel XXI, który zaprezentuję 1 września podczas Festiwalu Leszno Barok Plus. To będzie muzyka Georga Friedricha Haendla w opracowaniu jazzowym, przygotowanym przez Nikolę Kołodziejczyka. Myślę, że to niezwykle ciekawa propozycja, stworzono nawet specjalnie orkiestrę na potrzeby tego wydarzenia. Będę śpiewał na tym koncercie razem z Julią Sawicką. To jest coś nowego nie tylko dla melomanów, ale i dla mnie osobiście. Dzieło, które będę wykonywał oczywiście znam, ale w wersji opracowanej na instrumenty dęte, hangdramy, gitary basowe, kontrabasowe, instrumenty ludowe, będzie dla mnie, tak jak i słuchaczy, zupełną nowością. Takie oryginalne zderzenie muzyki dawnej z współczesnym spojrzeniem na ten temat, nowoczesną aranżacją. Krótko potem wystąpię w koncercie "Duello per voce" na Zamku Królewskim w Warszawie (koncert na dwóch kontratenorów) z towarzyszeniem orkiestry Altberg Ensemble, a jeszcze wcześniej udział w operze „Agrippina" Haendla. Następnie jadę prosto na Międzynarodowy Festiwal Muzyki Kameralnej „Muzyka na szczytach" w Zakopanem, gdzie 13 września wykonuję koncert z Operą Minima. Zaprezentuję tam najpiękniejsze arie i duety barokowe razem z Wandą Franek, z towarzyszeniem lutni, wiolonczeli i harfy elektrycznej. Dwa dni później, 15 września, będę już śpiewać w Operze Śląskiej w operze „Romeo i Julia" Charlesa Gounoda w reżyserii Michała Znanieckiego. To jeden z moich ulubionych tytułów, które pojawiły się w moim życiu zawodowym.

W „Romeo i Julii" kreuje pan partię Stefano, pazia głównego bohatera. Chociaż mogłoby się wydawać, że to rola drugoplanowa, to jednak głęboko zapada w pamięci melomanom.

- Śpiewanie partii Stefano to dla mnie czysta radość. Prawdą jest też to, że mimo iż ta postać nie należy do grupy głównych bohaterów, jest bardzo charakterystyczna, wybija się na tle innych. Ma mocne wejścia, przez co melomani ją zapamiętują . Oddaje się jej w pełni i jest szczególnie bliska memu sercu. Warto pamiętać, że kontratenorzy rzadko byli obsadzani w roli Stefano, zwykle wykonywały ją kobiety – mezzosoprany. Ale uwielbiam tę operę nie tylko z powodu mojej roli, spektakl zachwyca jako całość. Przepiękna jest inscenizacja, świetnie poprowadzona myśl, wszystkie wątki poruszone, rozwikłane i dopracowane przez reżysera Michała Znanieckiego. Dzięki niemu, jako wykonawcy od początku mieliśmy i mamy cały czas poczucie komfortu na scenie, nie odczuwamy zagubienia w przestrzeni czy wątku. Dzieło jest poprowadzone w sposób perfekcyjnie przemyślany, co pozwala mnie, jako Michałowi, zbudować zarówno wokalnie, jak i aktorsko postać Stefano. Wiem co robię i dlaczego. Tu nie ma przypadkowych spojrzeń i gestów. Modelowy sukces tej opery jest niewątpliwy i podkreślany.

Z jednej strony, co jest dość naturalne dla kontratenora, z pasją oddaje się pan muzyce dawnej, charakterystycznej dla baroku i renesansu, z drugiej, nie stroni pan od muzyki współczesnej, a także próbuje łączenia epok muzycznych, nowych, ciekawych aranżacji.

- Coś w tym jest... Mam poczucie, że często dzwonią do mnie osoby z propozycjami zaśpiewania w spektaklach z muzyką współczesną. Jestem na przykład tuż po premierze opery „Człowiek z manufaktury" w Teatrze Wielkim w Łodzi. Wjeżdżam na scenę ukryty w figurze konia, w której śpiewam, klęcząc ponad godzinę. Występuję jako uosobienie snu XIX-wiecznego fabrykanta Izraela Poznańskiego, jego zabawką z dzieciństwa. Z drugiej strony, występuję w dziele o tematyce liturgicznej, oratorium „Cud Niedokonany, czyli Wielki Odpust w Kalwarii Pacławskiej'39". Dzieło skomponowane przez Sławomira Kupczaka, było prezentowane podczas festiwalu w Rzeszowie. Kocham muzykę baroku i muzykę współczesną, te dwie epoki muzyczne są mi bardzo bliskie i lubię je też ze sobą łączyć. Muszę jednak zaznaczyć, że takie połączenia nie są proste. Pierwszym dziełem, które pomogło mi w przybliżeniu rozumienia współczesnej muzyki operowej był „Voyager" Sławomira Kupczaka w Teatrze Wielkim Operze Narodowej. Na pewno mogę powiedzieć, że moje serce mocno bije zarówno dla muzyki barokowej, jak i współczesnej. Pokłosiem połączenia tych rytmów bicie serca będzie właśnie wspomniany Haendel XXI.

___

Michał Sławecki - polski kontratenor, absolwent Wydziału Wokalnego Uniwersytetu Muzycznego im. Fryderyka Chopina w Warszawie w klasie profesora Artura Stefanowicza. Już jako student, zadebiutował w Operze na Zamku w Szczecinie jako Książę Orlofsky w Zemście nietoperza . Zaśpiewał na scenie takie partie jak: Pierwsza Wiedźma w Dydoniach i Eneaszu , Neron w Koronacji Poppei , Neron w Agrippinie , Tytułowa rola w Rinaldo , Cherubin w Weselu Figara oraz tytułowa rola w Voyagerze S. Kupczaka. W sezonie 2017/2018 zadebiutował w roli Stefana w Romeo i Julii na deskach Opery Śląskiej w Bytomiu. Znany z interpretacji dzieł współczesnych, współpracuje ze znaczącymi polskimi kompozytorami jak Paweł Mykietyn, Bartek Chajdecki, Maciej Zieliński, Andrzej Zarycki. Zaśpiewał na takich scenach jak: Filharmonia Narodowa w Warszawie, Filharmonie w Szczecinie, Gdańsku i Bydgoszczy, Opera Śląska w Bytomiu, Teatr Polski w Warszawie, Teatr Wielki Opera Narodowa, Opera Nova w Bydgoszczy, Opera na Zamku w Szczecinie, Teatr Manoel na Malcie. Z repertuarem koncertowym występował na Litwie, Łotwie, Malcie, we Francji, Niemczech, Grecji, Austrii, Południowej Afryce, Serbii i Kazachstanie.



Magdalena Nowacka-Goik
Materiał Opery Śląskiej
30 sierpnia 2019