"Moment" Wojtyszki

Niedawno uczestniczyłem w ciekawej, unikatowej imprezie zatytułowanej być może trochę na wyrost jako "Międzynarodowy Festiwal Filmu Filozoficznego". "Kinematograf Filozoficzny" to interdyscyplinarne spotkania filozofii z literaturą, plastyką i przede wszystkim z filmem. Program kilkudniowej imprezy wypełniony był wielkimi nazwiskami: Edyta Stein, Fryderyk Nietzsche, Ludwig Wittgenstein itd., ja miałem przyjemność poprowadzić spotkanie z Maciejem Wojtyszką, który na krakowskim festiwalu po raz pierwszy pokazał swój niesłusznie zapomniany, paradokumentalny film z 1992 roku zatytułowany "Moment

Mądry ksiądz filozof mówi o łasce i Bogu, przewrotny intelektualista nie ma złudzeń: to tylko przypadek, loteria losu. 

Filozofia i kino. Niby oczywisty sylogizm, albo przynajmniej dwie niedopasowane części. Bo albo jedno, albo drugie. Filozofujące kino: to nie brzmi najlepiej, ale przecież kino, które zadaje pytania podstawowe (a więc najtrudniejsze): filozoficzne pytania o sens bytu, obecność metafizyki albo meandry myślenia, jest od dekad synonimem najszlachetniejszej odmiany filmowego medium. Bergman, Bresson, Ozu czy Jarman wciąż zadawali nam widzom podobne pytania, nie dając w zamian łatwych odpowiedzi. 

Niby wszystko wiemy o Wojtyszce. To bardzo lubiany reżyser, autor ciekawych dramatów biograficznych i uroczych książek dla dzieci z serii o Brombie. Ale Wojtyszko z filmu "Moment" jest odkryciem. Reżyser mówił na spotkaniu z krakowską publicznością, że zależało mu na tym, żeby zdążyć ze świadectwem. W 1992 roku, przecież nie tak dawno temu, nie było jeszcze za późno. Dzisiaj już jest. Nie żyje żaden z bohaterów filmu...

Pomysł wyszedł od Wilhelma Hollendra, wybitnego kierownika produkcji. - Od wielu lat Wilhelm namawiał mnie, żeby nakręcić film o jego doświadczeniu wojennym - mówił Wojtyszko. - W końcu zrozumiałem, że nie ma sensu dłużej czekać, bo może być za późno, i rzeczywiście, za chwilę było już za późno (Hollender umarł w 1994 roku - przyp. ŁM). 

"Moment" nie jest dokumentalną relacją wojennych wspomnień kilkunastu bohaterów, w tym Wilhelma Hollendra, reżyserowi chodziło raczej o zadanie pytania: dlaczego jego bohaterom udało się przeżyć, a innym nie? I dalej: czym jest przypadek w życiu człowieka, jakie znaczenie ma tytułowy "moment": ocalający lub deformujący los?

W "Momencie" reżyser przewrotnie nawiązuje do "Gadających głów" Krzysztofa Kieślowskiego. Podobnie jak w arcydzielnym dokumencie Kieślowskiego, mamy twarze i zwodnicze w swojej prostocie pytania o sens życia i śmierci, o przypadek. O ile jednak w filmie Kieślowskiego pojawiały się twarze bez imienia i nazwiska (a przynajmniej bez wyrazistego imienia i nazwiska) - postaci z tłumu, wyrwane od swoich zajęć: od menela do filozofa, od maluszka do starca, o tyle Wojtyszko przepytuje przede wszystkim postaci rozpoznawalne. Zofia Rysiówna, Wanda Jakubowska, Andrzej Szczypiorski, Józef Szajna, Arnold Mostowicz... Łączyła ich wspólna przeszłość, ściślej - wojenna przeszłość. Doświadczenie obozowe. Ravensbrück, Auschwitz-Birkenau, Dachau... Paradoksalnie, "Moment" jest filmem o cudzie - ujętym w kategoriach religijnych, agnostycznych, albo szczęśliwego trafu. Wszyscy oni powinni umrzeć. Krematorium było czynne. Czuli oddech śmierci, kiedy dopadło ich życie. Każdy przypadek był odmienny - równie nieprawdopodobny, filmowo podrasowany, niemal nierzeczywisty. A jednak naprawdę im się udało, przeżyli. Umarł ktoś inny. 

Oryginalny koncept filmu Macieja Wojtyszki polega również na tym, że równolegle z wyznaniami bohaterów, ich świadectwa komentują m.in. ksiądz Józef Tischner i Stanisław Lem. Dwie strony intelektualnego medalu. Awers i rewers. Mądry ksiądz filozof mówi o łasce i Bogu, przewrotny intelektualista nie ma złudzeń: to tylko przypadek, loteria losu. Wojtyszko nie przesądza o wyższości racji żadnej ze stron. - Z całego serca chciałbym wierzyć Tischnerowi, ale nie zawsze się udaje - powtarzał reżyser na spotkaniu w Krakowie. Nie ma odpowiedzi?



Łukasz Maciejewski
Dziennik Polski
5 stycznia 2010
Portrety
Maciej Wojtyszko