Monolog po Dialogu

Wielokrotnie powtarzałam, że nie jestem miłośnikiem sztuki teatralnej. Zakończony we Wrocławiu Międzynarodowy Festiwal "Dialog" uświadomił mi, że tkwię w błędzie

Ja po prostu sztukę teatralną kocham - tyle że niezwykle rzadko mam z nią do czynienia.

Ponadtygodniowy maraton spektakli i dyskusji o kondycji współczesnej Europy pokazał, że teatr jest sztuką elitarną, dostępną dla osób bogatych w czas i pieniądze. I choć bilety były drogie (karnet kosztował tysiąc zł), a niektóre przedstawienia trwały nawet siedem godzin, to na brak publiczności festiwal nie mógł narzekać.

Przyznaję: nie obejrzałam wszystkich szesnastu spektakli, był to dla mnie, nieteatromana, wysiłek zbyt wielki. Kilka występów od razu chciałabym zapomnieć. Jednak nie tak łatwo wymazać z pamięci i wyobraźni niesmak po widowisku teatru Biura Podróży czy kolejnym gombrowiczowskim "Ślubie", tym razem w wersji toruńskiej.

Jednak niemal połowa z prezentowanych sztuk sprawiła, że nie mam wątpliwości, że z pomocą teatru ciągle można opisywać i diagnozować rzeczywistość. Nie tylko na poziomie aktualnej refleksji, ale uniwersalnego, ponadczasowego dzieła sztuki.

Bez reszty dałam się nieść scenicznej i dramaturgicznej koncepcji Árpáda Schillinga, ale jedynie w boleśnie ironicznym "Blacklandzie", a już nie w "Fedrze". Łotewski spektakl "Długie życie" Hermanisa poraził mnie mocą obserwacji i mistrzostwem aktorskim, a belgijski "Wujaszek Wania" ascetyczną, choć wyrazistą charakterystyką postaci. Przewrotny show "Otello" i "Romeo i Julia" w wersji ze śpiewającymi ryskimi głuchoniemymi pokazały, jak elastyczna może być klasyka światowego dramatu. Misternie skonstruowana "Wielka Wojna" przypomniała, że teatr lalkowy to także teatr, a iluzja ma w odbiorze olbrzymie znaczenie.

Czym te spektakle różniły się od pozostałych? Banalnie - siłą wizji, pomysłem. Nie tylko innowacyjnością, ale też zaangażowaniem w realizację i ponadrzemieślniczą, wirtuozerską grą.

Po tych widowiskach wracała mi wiara w teatr. Niestety, mój entuzjazm słabł, gdy po miernym przedstawieniu publiczność zrywała się do owacji - bezkrytycznie, z wielką miłością. Dla nich wizyta w teatrze zawsze jest świętem, a teatr to religia, z którą się nie dyskutuje. Ją się po prostu wyznaje albo nie. Ja pozostanę niedowiarkiem, który czasem pozostaje w zachwycie.

Festiwal jeszcze się nie skończył, na koniec października zaplanowano jego ostatni akord - epilog. "Ostrzeżenie przed przyszłością" w reżyserii Christopha Marthalera pokazane zostanie w Szpitalu dla Nerwowo i Psychicznie Chorych w Lubiążu. Wtedy będzie można powiedzieć, że "Dialog" przeszedł do historii. Jestem pewna, że powinna towarzyszyć mu cenzurka z oceną: wybitny.



Agata Saraczyńska
Gazeta Wyborcza Wrocław
18 października 2005