Mozart bez królewny

- Będzie to jeden z najbardziej osobistych spektakli w mojej realizacji - zapowiada Marek Weiss. Mowa o "Czarodziejskim flecie" Mozarta, którego premiera odbędzie się w sobotę 27 marca w Operze Bałtyckiej.

Katarzyna Chmura: W jakiej czasoprzestrzeni rozgrywa się inscenizacja? 

Marek Weiss, dyrektor Opery Bałtyckiej: Nie ma u nas konkretnego adresu ani historycznego, ani geograficznego. Jest za to jedna przestrzeń magiczna. Wykorzystamy po raz pierwszy techniczną nowinkę, na jaką ten teatr zasługiwał od dawna. Nie chce zdradzać dokładnie, co to będzie, mogę jedynie powiedzieć, że wygląd sceny będzie poważnie się różnił, w porównaniu z tym, co było na niej do tej pory. Obecna scena jest dość mała i nie posiada żadnych udoskonaleń technicznych, jak zapadnia, obrotówka, boczna kieszeń, które scenę potrafią uciekawić.

Czy będzie to przedstawienie bardziej tradycyjne czy nowoczesne?

- Czy spektakl jest nowoczesny w sensie modnej recepty na przedstawienie - nie wiem. Te recepty wydają mi się zresztą irytujące i nigdy specjalnie nie przykładałem wagi do tego, co jest modne. Przedstawienie można uznać natomiast za nowoczesne, ze względu na fakt, że koresponduje z duchem obecnych czasów. Spektakl będzie przypieczętowaniem mozartowskiego tryptyku, który zrealizowaliśmy w Operze Bałtyckiej ["Don Giovanni", "Wesele Figara", "Czarodziejski flet"]. Na gruncie tych trzech oper nauczyliśmy się - jako zespół Opery Bałtyckiej - współczesnego teatru operowego i ustalaliśmy reguły, jakie temu teatrowi będą przyświecać. Do tych zasad należy po pierwsze absolutna dbałość o jak największą perfekcję wykonania muzycznego. Po drugie zaś przekonanie, że Mozart dokładnie wiedział, jakie teatralne zasady i stopień prawdy powinny obowiązywać w jego spektaklu. A miał na to środki, jakie wynikały z jego własnych horyzontów i epoki, w której żył. My natomiast musimy tę bazę powiększyć o to, co się stało od jego śmierci do czasów obecnych. W tej kwestii spektakl nasz powinien więc być nowoczesny, bo posługuje się rozmaitymi teatralnymi znakami, symbolami, przenośniami, skrótami, które kiedyś w tradycyjnym teatrze nie były dozwolone. Przedstawienie jest też nowoczesne w tym sensie, że nie podąża za tradycyjną interpretacją "Czarodziejskiego fletu" jako bajki, czyli opowieści złożonej z takich dziecinnych elementów, jak królewna, czarodziejski dzwoneczek, lwy, które się korzą przed dźwiękami muzyki. Wszystkie elementy, które tworzyły w tej operze taki bajkowy entourage, zostały przez nas inaczej zinterpretowane. W naszym ujęciu jest to bajka dla dorosłych, czy też poetycka opowieść o bardzo poważnych i skomplikowanych sprawach.

O czym mówić będzie pana spektakl?

Traktujemy"Flet" jako metaforę na temat tego, jak wartości w świecie ludzkim ulegają zniekształceniu i jak trudno jest obronić wolność osobistą w sytuacji, kiedy różne struktury społeczne naciskają, by tę wolność ograniczyć. Nasz spektakl jest opowieścią o człowieku, który pochodzi z marginesu społecznego. Mowa tu o Papagenie, który jest u nas głównym bohaterem. To człowiek, który funkcjonował poza strukturami obywatelskimi, poza tym, co wypada i jak się powinno żyć w społeczeństwie. Nagle zostaje w nie wciągnięty. Bodźcem, który go zmusił do uczestnictwa w świecie, jest ślepa i bezwzględna miłość do Paminy, która nie może się spełnić, tak jak miłość Tristana i Izoldy. Okazuje się, że uczucie, które wydaje się najważniejsze w życiu ludzkim, zostaje stłumione przez inne zależności, które kierują nami i światem. W spektaklu mówimy również o tym, jak z głęboką niechęcią patrzymy na wszelakiego rodzaju struktury społeczne. Jest jakaś niezgoda na to, w jaki sposób zostały zbudowane relacje pomiędzy ludźmi w dużych formacjach społecznych. Nie mówię nawet tutaj o tak dużych instytucjach, jak Kościół, partia, które sprawują bardzo ważne misje w świecie. Mówię o tym, że patrzenie poprzez personalizm etyczny na człowieka, stawia go w wyalienowanym miejscu wobec wszystkiego, co jest społeczną wspólnotą począwszy od rodziny. Wiemy już dzisiaj, że w rodzinie, pięknej, czystej i szczęśliwej, nigdy nie jest tak, że człowiek jest do końca wolny i może się w pełni prawdziwie wyrażać. Zmuszany jest do różnych kamuflaży, gier, a co dopiero w większych formacjach. Nie wiemy, jak z tego wybrnąć, bo nie da się żyć na bezludnej wyspie, a jednocześnie bardzo trudno jest żyć w społeczeństwie. Są ludzie, którzy tego nie wytrzymują lub nie wiedzą, co z tym zrobić. W dzisiejszej demokracji, kiedy mamy poczucie, że każdy jest równy i wartościowy w jednakowy sposób, życie daje nam co chwila sygnały, że jest to iluzja i musimy zachować kompromis pomiędzy umiłowaniem poszczególnej jednostki i jej wolności a tym, jak naprawdę świat wygląda i kto nim kieruje. I ten kompromis jest wciąż tematem numer jeden we współczesnym świecie.

Czy zgłębia pan też zależności pomiędzy monarchią Królowej Nocy i Sarastra?

Walka między ciemnotą i zabobonem uosabianym przez Królową Nocy a oświeceniową postawą Sarastra, jest w naszym spektaklu starannie analizowana. Ale czy tak naprawdę oświeceniowa jasność jest czymś lepszym dla ludzkości niż ciemnota i zabobon, nie jesteśmy do końca tego pewni.

POB, Gdańsk, al. Zwycięstwa 15, premiera: sob. (27 marca), niedz. (28 marca), godz. 19



Katarzyna Chmura
Gazeta Wyborcza Trójmiasto
27 marca 2010
Spektakle
Czarodziejski flet