Mroczna kobieta, karbidowe dźwięki

Tomasz Man w swojej realizacji "Medei" proponuje nam klasyczny tekst ubrany we współczesną formę. Prostota, z jaką zrealizował monodram, sprawia, że oglądamy uniwersalną historię o mrocznej stronie kobiecości.

Man, wrocławski reżyser i dramaturg, role sześciorga bohaterów Eurypidesowej "Medei" powierzył Jolancie Góralczyk. Do opowiedzenia antycznej historii zranionej kobiety posłużył się oryginalnym tekstem i muzyką napisaną przez wrocławską formację Karbido. Kompozycje nie tylko uzupełniają akcję dramatu i akcentują jego rytm, ale same w sobie tworzą fabularną osnowę.

W godzinnym monodramie widzimy tytułową Medeę rozszczepioną na kilka wcieleń: każde charakterystyczne, nieco przerysowane. Każde emocjonalne, bo akcja jest retrospekcją jej dramatycznego życia. Czarodziejka zakochała się w śmiertelniku Jazonie, któremu pomogła zdobyć złote runo. Wiedziona uczuciem wyzbyła się swoich boskich cech, została żoną i matką dwojga dzieci. Gdy Jazon opuszcza ją dla córy Kreona, króla Koryntu, zrozpaczona kobieta dopuszcza się zbrodni.

Man grubą kreską oddziela formę od treści. Klasyczny tekst umieszcza w odrealnionej przestrzeni. Składa się na nią światło i ascetyczna scenografia, którą tworzy czarna ściana oraz zwyczajne, biurowe krzesło.

Osią spektaklu jest sama Medea - kobieta, której losem rządzą boskie manipulacje czy też - jak wolimy - natura. Poddaje się jej prawom i swoją ostateczną, pełną poświęcenia miłość zamienia na morderczą nienawiść, którą kieruje nie tylko w stronę Jazona i jego nowej żony. Dotyka nią także własnych dzieci. Świetna Jolanta Góralczyk zmienia się z mrocznej, cynicznej Medei w wiedzionego rozsądkiem i miłością własną Jazona czy bojaźliwego Kreona. Uwodzi i jest uwodzona.

Man dokonał rzeczy, na którą wielu współczesnych młodych reżyserów nie ma odwagi: wystawił oryginalny tekst, nie umieszczając go we współczesnym kontekście. Z intuicją dobrał współpracowników, którzy stworzyli spójne, przeszywające zmysły widowisko. Udowodnił też, że prostota działa dużo silniej niż wydumane artystyczne wizje.



Katarzyna Kamińska
Gazeta Wyborcza Wrocław
31 października 2007