Mroczny świat trędowatej

Powieść obyczajowa z życia wyższych sfer, melodramat, kwintesencja kiczu, czytadło, wyciskacz łez dla kucharek ─ wyśmiewana i zaczytywana „Trędowata" Heleny Mniszkówny nie wzbudza dzisiaj emocji. Okazuje się jednak, że łzawa historia Stefci Rudeckiej opowiedziana raz jeszcze przez artystów z bydgoskiego teatru pozwala obnażyć dworskiej alkowy.

W dekoracjach i kostiumach z początku wieku dwudziestego nic nie będzie takie samo już od pierwszej sceny: przyszli kochankowie spotykają się na proscenium ─ ona w stylowej sukni, on nagi i prowokujący. Wciąż miłość jest głównym tematem sztuki, ale za fasadowością dworskich konwenansów odkrywamy ─ scena po scenie ─ mroczną twarz ludzkich namiętności, chorych żądz, niezdrowych układów rodzinnych i zależności społecznych. Nagle okazuje się, że każdy wykorzystuje każdego, że wszyscy noszą piętno nieszczęścia, niespełnienia, odrzucenia. Ich tęsknoty za prawdziwym uczuciem giną w stereotypach zachowań, gra i maska skutecznie zabijają ich pragnienia. Stefcia ─ w powieści anioł bez skazy ─ doprowadzona do furii bije swojego ucznia, co zresztą wywołuje w nim masochistyczne podniecenie.

Brutalne zdzieranie masek odsłaniające wszystkie brudy świata (przecież nie tylko dworskiego!) ─ to niezaprzeczalna wartość bydgoskiego przedstawienia. Drugi akt pokazuje kolejny aspekt ludzkiej egzystencji. Zamknięci w sztywnych dekoracjach magnackiego środowiska, skłóceni i zwyczajnie "po ludzku" nielubiący się mieszkańcy i goście hrabiny Elzonowskiej jednoczą się przeciwko Stefci. To opór dobrze urodzonych (ale także ich służących) w stosunku do obcego, natręta, intruza. W kapitalnej scenie "Ogary poszły w las!", ujawniają siłę nienawiści, aż do śmierci zaszczutej i znieważonej ofiary.

Pedofilia, mobbing, antysemityzm, rasizm... W XXI wieku wciąż znajdujemy obcego, kogoś, kogo nie chcemy u siebie, nie znamy i nie rozumiemy; kogoś słabego, chorego, niepełnosprawnego; kogoś, kto myśli inaczej albo inaczej chce żyć. Mechanizmy są niezmienne i zawsze okrutne. Co z tym zrobić...?

Kapitalne odkurzenie i wykorzystanie tekstu sprzed stu lat, sprawna reżyseria, świetna gra aktorów (bez gwiazdorskich popisów), bardzo dobre przedstawienie, ale oklasków na stojąco nie było!



Elżbieta Wierszko
dla Dziennika Teatralnego
25 listopada 2014