Mrożek w operze, czyli gra znaczonymi kartami

Michał Dobrzyński skomponował na zlecenie Warszawskiej Opery Kameralnej operę na podstawie dramatu Sławomira Mrożka "Tango". Wczoraj wieczorem odbyła się jej światowa prapremiera w reżyserii Macieja Wojtyszki. To spektakl pełen napięć, a nawet świadomych sporów między muzyką a akcją sceniczną. Zabiegi Dobrzyńskiego i Wojtyszki przypominały fragmentami eksperymenty jednego z szalonych bohaterów "Tanga" - Stomila.

Jak połączyć nicość z istnieniem? Czy bycie szczęśliwym to prawo ludzi wyzwolonych? Jak uczynić z tragedii wielką formę? Czy pierwotne instynkty są zawsze skazane na sukces w walce z intelektem? Pytania stawiane w "Tangu" Mrożka można mnożyć godzinami. Każdy interpretator tego dzieła ma szeroki wachlarz pojęć i problemów, które może dowolnie rozkładać na czynniki pierwsze. Konflikt pokoleń, bolesne starcie nowoczesności ze starym porządkiem i szerzej, wszystko to, co zawiera się w szukaniu sensu istnienia. Pewnie dlatego dramat wydany w 1973 r. (pierwodruk ukazał się w "Dialogu" w 1964 r.) przetłumaczony został na języki: włoski, angielski, węgierski, japoński, francuski, norweski, fiński, szwedzki, portugalski, rumuński, grecki, słoweński, czeski, słowacki, duński, estoński, rosyjski, niemiecki, hiszpański i esperanto.

Rodzina Stomila (Tomasz Rak) przeżywa kryzys wartości moralnych i etycznych. Stomil wraz z żoną Eleonorą (Anna Mikołajczyk) uważa się za postępowego intelektualistę. Małżeństwo zafascynowane jest Edkiem (Piotr Nowacki), prostakiem i chamem. "O, Edek jest taki prosty... Jak samo życie. Brutalny, ale w tym właśnie jest jego wdzięk. [...] Kiedy je albo pije, jego żołądek staje się symfonią natury. Lubię patrzeć, jak on trawi. Prosto i szczerze. Doznaję wtedy prawdziwej rozkoszy obcowania z żywiołem" - mówi o Edku Eleonora. Postępowość małżonków zezwala, by Eleonora zdradzała męża z prymitywnym Edkiem. Przecież swoboda seksualna to prawo każdego postępowca. W kontrze do rodziców staje ich syn Artur (Jan Jakub Monowid). Planuje przywrócenie w rodzinie ładu i ogłady. Sytuacja wymknie się spod kontroli. W tej opowieści nie będzie miejsca na szczęśliwe zakończenie.

Interpretacja Dobrzyńskiego przypomina zapasy z klasyką. Próbę nadania jej innego charakteru, wywrócenie dramaturgicznego zamysłu Mrożka, celową ignorancję akcentów, które ponad pół wieku temu postawił dramaturg. Dobrzyński dokonuje swoistej szarży, przejaskrawia postacie, wprowadza chaos, zagłusza sens fabuły, by następnie wybić punkty zwrotne w zaskakującej formie. Szaleństwo nadinterpretacji, arogancka charakteryzacja i wrażenie braku kontroli nad dziełem. Po chwili wyciszenie i ciemność, by hasło "ojciec jest rogaczem!" mogło uderzyć w widza z całą mocą, jaką mogą dysponować artyści w teatrze.

To wystawienie z pewnością nie jest operą dla konesera. Warto to podkreślić, bo z takim hasłem do Warszawskiej Opery Kameralnej wchodziła jej dyrektor Alicja Węgorzewska. Jest raczej próbą poszerzenia spojrzenia na operę, ukłon w stronę nowatorskiego podejścia do sztuki i kolejną okazją do zawalczenia o zwiększenie możliwości scenograficznych mimo dużych ograniczeń, które narzuca scena WOK-u.

- Sądzę, że pomysł, aby właśnie na bazie "Tanga" stworzyć polską operę, zasługuje na uznanie. Oto mamy mądry, przewrotny utwór literacki i myśli zawarte w słowach, które wręcz podpowiadają dźwięki, proszą, aby je usłyszeć. Dźwięki organicznie związane z językiem polskim, z melodią zawartą w tekście Michał Dobrzański usłyszał. My wszyscy - pozostali współtwórcy tego wydarzenia - staraliśmy się jak najrzetelniej odczytać intencje obu autorów i z zaskoczeniem odnajdowaliśmy w muzyce kolejne zabawne, oryginalne i równocześnie wierne przesłaniu Mrożka harmonie - powiedział reżyser Maciej Wojtyszko.

Osobną kwestią "Tanga" jest jego orkiestracja. Michał Dobrzyński potraktował partie orkiestry w sposób wirtuozowski, można powiedzieć totalny. Począwszy od instrumentów smyczkowych, poprzez dęte, po rozbudowaną perkusję (pierwszy raz w historii WOK-u partię perkusji realizowało pięciu muzyków), wszystkie instrumenty były jednakowo mocno obciążone. Efektowne partie smyczków w pełnej palecie dynamicznej, liczne klastery i dysonanse, to wszystko wymaga od muzyków nie tylko świetnego opanowania instrumentów, ale również precyzji wykonawczej, w szczególności intonacyjnej. Dobrzyński zaserwował także kwintetowi smyczkowemu zawiłe przebiegi rytmiczne. Czasami brzmiało to wręcz jak kłótnia z akcją sceniczną.

"Tango" Sławomira Mrożka jest dziełem ponadczasowym. Jego sens wybrzmieć może pod każdą szerokością geograficzną. Choć Dobrzyński z tego zabiegu zrezygnował, warto go przytoczyć - Mrożek w oryginale pisze, że w finałowej scenie bohaterowie tańczą tango popisowe, dopóki nie spadnie kurtyna. ,A potem jeszcze przez jakiś czas słychać "La Cumparsitę" - nawet kiedy zapalą się światła na widowni - przez głośniki w całym teatrze".



Sylwia Krasnodębska
Gazeta Polska Codziennie
12 grudnia 2017
Spektakle
Tango