Na bieżąco z afrykańską martyrologią?

Krzesła, stół, wazon, lustra - wszystko jak trzeba, wszystko transparentne, więc rozszerzające nasze pole widzenia. My, widzowie, otaczamy Was, aktorów, z każdej strony, bez czwartej ściany. Dacie sobie radę? Nie możecie skrzyżować palców za plecami, pomalować prospektów tylko z jednej strony i powiedzieć na końcu: "Jeśli was nasze obraziły cienie, / Pomyślcie tylko (łatwe przypuszczenie), / Że was sen zmorzył, że wszystko, co było, / Tylko uśpionym we śnie się marzyło"

5 grudnia bieżącego roku wieczorem w salonie domu państwa Michela (Krzysztof Tyniec) i Veronique Houllie (Sylwia Zmitrowicz) gospodarze spotkali się z państwem Alainem (Artur Barciś) i Anette Reille (Barbara Prokopowicz) celem omówienia kwestii wybitych jedynek syna państwa Houllie. Oprócz zasadniczego problemu uzgodnienia wspólnej wersji wydarzeń, w których aktywny udział wzięli syn państwa Houllie oraz pociecha państwa Reille, poruszono wiele innych kwestii na czele ze sprawą deseru clafoutis. Rodzice początkowo pełni byli dobrych chęci i pragnęli odkryć co i dlaczego się naprawdę stało. Później, w sposób niezwykle atrakcyjny z punktu widzenia postronnego obserwatora, zaczęli bronić swoich pociech, porzucając dobre maniery i dając ujście zwierzęcej stronie ludzkiej natury.

Gdyby jedynie o tym była inscenizacja komedii Yasminy Rezy w Teatrze Ateneum, byłoby całkiem dobrze. Aktorzy sprawnie i z wdziękiem rozgrywają rosnące napięcie, odtwarzają rozmowę, która nie chce się płynnie toczyć. Problem w tym, że w spór rodziców o bójkę ich dzieci autorka dramatu wplata wątki, które ze zwyczajnej sytuacji obyczajowej tworzą projekt o nieco większych ambicjach. Veronique jako argument w dyskusji na temat tego, jak powinno postąpić się z dzieckiem, notorycznie przywołuje system wartości przyjęty w społeczeństwie zachodnim. Kontrastuje go z problemami afrykańskimi, reprezentowanymi przez konflikt w Darfurze. Allain wielokrotnie podczas rozmowy odbiera telefon komórkowy - czym irytuje pozostałych bohaterów. Dzięki telefonicznym rozmowom widzowie dowiadują się o prawniczym charakterze profesji Allaina oraz o zbrodniczości i niemoralności jego postępowania. Allain bowiem nie wstydzi się wprowadzać w błąd opinii publicznej, próbując wykazać niewinność koncernu farmaceutycznego, który jednym ze swych specyfików szkodzi szerokim kręgom obywatelskim. Wina jego – o czym widz przekonuje się niezbicie – jest ewidentna, jednak zyski, jakie przynosi sprzedaż specyfiku skłoniły koncern do tego, aby bez skrupułów lek sprzedawać. Dramat pretenduje do bycia filozoficzną krytyką cywilizacji, która rzekomo kultywując szlachetne wartości, zupełnie na nie nie zważa, gdy w grę wchodzą egoistyczne interesy, ambicje i aspiracje.

W spektaklu w Teatrze Ateneum nie dostajemy jednak subtelnej krytyki, a szkolną rozprawkę. Wzruszenia losem Darfuru, wzniosła obrana wartości i prawnicza podłość brzmią sztucznie, jak odgrywane w szkolnym spektaklu emocje na zadany temat. W mojej opinii jest tu jednak chwalebny wyjątek – wspaniała rola Krzysztofa Tyńca. Aktor znakomicie broni się jako cyniczny i rozczarowany życiem Michel. Jeśli zaś chodzi o całość (czuję się w obowiązku nakarmić czytelnika jakąś zgrabną i nieco przesadną generalizacją) – komedia pełną gębą, jeno zamiast ambicji imitacje.



Michał Rogalski
Teatrakcje
23 grudnia 2010
Spektakle
Bóg mordu