Na festiwalu "Wertep" zmysły się rozprysły

Po parku i uliczkach rozpełzły się zmysły, ucho stepowało, oko wparowało do kiosku Ruchu, a nomadzi kultury jak za dotknięciem czarodziejskiej różdżki hipnotyzowali tłum

Co dzieje się przygranicznych sennych miasteczkach o tej letniej, miłej sercu porze, gdy życie już trochę spowalnia rytm, upał tężeje, dzieci się nudzą, emeryci wychodzą przed dom, by posiedzieć na ławeczkach, pracujący szybciej kończą pracę, w polu koniec żniw? W Kleszczelach, Białowieży i Hajnówce przez ostatnie trzy dni było trochę teatru, trochę muzyki, przede wszystkim zaś świetna atmosfera.

Do miejsc, w których na co dzień teatru nie ma ogóle lub jest w postaci szczątkowej - teatr, wspomagany przez muzykantów, przyjechał sam. Teatr dobry, profesjonalny, ale i spontaniczny, dla którego najważniejsze jest spotkanie z drugim człowiekiem. Osiem kompanii teatralnych z Polski i Białorusi "zadziałało" w plenerze za sprawą Międzynarodowego Festiwalu Teatralnego "Wertep", organizowanego przez Stowarzyszenie "Pocztówka" z Policznej. Policzna to wieś o rzut beretem o Kleszczel, z którą związało się stowarzyszenie i ludzie teatru (niegdyś Teatru Cinema, teraz A3). Od jakiegoś czasu wrastają w podlaskie klimaty, i - jak to ludzie czynu - czerpiąc inspirację z miejsca, postanowili coś zrobić. I wymyślili unikatowe przedsięwzięcie - kameralny festiwal, dla ludzi stąd, nawiązujący do tradycji sprzed kilkudziesięciu lat.

Mózg całego przedsięwzięcia, aktor Dariusz Skibiński postanowił: trzeba przywrócić dawną tradycję teatru na rubieżach, zwanego "wertep", grającego w wioskach w okolicach świąt ludowych. Jeszcze kilka lat po wojnie spektaklami w remizach żyła cała okolica. Potem tradycja zanikła. Pocztówka zamarzyła sobie, by tradycję wertepu przywrócić, choć już we współczesnym entourage\'u. Taki prezent dla miejscowych od ludzi teatru, ale i transakcja wiązana, bo i twórcy teatru tworząc spektakl, wpasowując się w nową przestrzeń, czerpią energię z niej i ludzi w niej zastanych. I tak było na pierwszym "Wertepie" - między gronem aktorów a miejscowymi zaiskrzyło od razu, powstała naturalna więź. Najważniejsze było spotkanie, chwila przyjemnego oddechu.

Nie wiadomo, jak wszystko się udało zorganizować w tak szybkim tempie. Festiwal powstał poniekąd sumptem przyjaciół, których zgromadził wokół siebie Skibiński. Teatry zgodziły się zagrać za najniższą cenę, samorządowcy z poszczególnych miejscowości zaopiekowali się gośćmi pod względem aprowizacyjnym, a miejscowi mieli od godz. 15 do 22 okazję wziąć udział w "teatralnym dziejstwie" za darmo. Rodzajów sztuk było do wyboru, do koloru: parady uliczne, jarmarczne igrce, spektakle symboliczne, bez słów, dla dorosłych, dla dzieci (z licznymi niespodziankami i maszyneriami wyciąganymi z pudeł przez Adama Walnego), koncerty, improwizacje.

Czasem goście wykazywali się czarodziejskimi talentami, jak Jacek Hałas z Kapeli Hałasów w koncercie "Nomadzi kultury", który, jak za dotknięciem magicznej różdżki, uwodził postępujący za nim tłum niezwykłą muzyką i prowadził do wielkiej jurty, by tam zaserwować im podróż muzyczną przez Bałkany, Bukowinę, Śródziemnomorze - śladami ludowych grajków.

Ma też talent do hipnotyzowania tłumu teatr A3/Y! Wyobraźcie sobie Uszy, Nos, Gałki Oczne, Dłoń, który rozbiegły się po ulicach - i postępującą za nimi w rozbawieniu rosnącą grupkę spacerowiczów. Jakkolwiek brzmi to surrealistycznie, to takie właśnie było - twórcy teatru swój spektakl "Zmysły" nazywają właśnie "surrealistycznym kabaretem lirycznym". Oto ludzkie zmysły (aktorzy w karykaturalnych maskach ) rozpełzły się po miasteczku. A każdy wszystkiego ciekawy - jak tu wszystkiego poniuchać, dotknąć, zobaczyć. Sunęło to towarzystwo po uliczkach prowadzone przez grajka i wodzireja, zaglądając gdzie się da, przysiadając na ławce, wskakując na rower, wparowując do środka kiosku Ruchu, kładąc się na ziemi. Czy witając się z kierowcą tira, który akurat spokojnie sobie zaparkował w miasteczku, by zapalić papierosa, a tu nagle wielkie oko pakuje mu się do kabiny...

Za zmysłami postępuje po swoich rodzinnych uliczkach roześmiana i zadziwiona - bo nie co dzień takie rzeczy się zdarzają - grupka: babcie z wnuczkami, młode matki z wózkami, dzieci na rowerach... Zmysły wreszcie dotarły pod znak z pierwszeństwem przejazdu, stanęły w cieniu cerkiewki, na chwilę skumulowały się w całość (i tak powstała twarz), zaśpiewały rzewną pieśń... By za chwilę przyjąć kurs na park, a tam urządzić show włącznie z wyciąganiem cukierków z dziurki od nosa. Tak było w Kleszczelach, potem, w kolejnych miejscowościach tło i ilość widzów (w końcu zaczął się weekend) się zmieniały. W Białowieży w parku pałacowym widzowie bawili się znakomicie, siedząc nawet wprost na ziemi. A w Hajnówce z powodu padającego deszczu - siedząc m.in. w jurcie.

Pomysł z festiwalem okazał się przedni. I bardzo wartościowy. Byłoby milo, gdy organizatorom nie zabrakło niespożytej energii, a miejscowym - życzliwości - i w przyszłym roku.

Festiwal "Wertep" zrealizowano ze środków Ministerstwa Kultury i Dziedzictwa Narodowego. Organizatorem jest Stowarzyszenie "Pocztówka", współorganizatorem - gmina Kleszczele, Białowieża i Hajnówka, starostwo powiatowe Hajnówka, Białowieski Park Narodowy, Hajnowski Dom Kultury, Stowarzyszenie i Muzeum Kultury Białoruskiej w Hajnówce.



Monika Zmijewska
Gazeta Wyborcza Białystok
24 sierpnia 2009