Na oczach widzów

Zamknięte drzwi do kaplicy, okiennice starannie zasłonięte, półmrok i spowita w kurzu, brudzie i dymie grupa wygnańców - może uchodźców, koczujących na prowizorycznym polu namiotowym. Rozpoczyna się obrzęd dziadów, a publiczność staje się odtąd jego nierozerwalną częścią

Spektakl Pawła Wodzińskiego „Mickiewicz. Dziady. Performance”, którego premiera odbyła się w Teatrze Polskim w Bydgoszczy w Wielki Piątek 22 kwietnia br., odbiega od interpretacji „Dziadów” do jakiej przywykliśmy w tradycyjnym rozumieniu teatru. Tu „Dziady” tworzą się na scenie, na oczach widzów.

Wyraźne odejście od techniki budowania roli, opartej na jej pierwotnym wyjściu od stanu psychologicznego na rzecz nadania aktorowi roli twórcy i performera wydarzeń, powoduje, że i widz staje się w pewnym sensie uczestnikiem, a nie jedynie obserwatorem.

Podkreślała silnie tą odmienność w pracy, podczas konferencji prasowej przed premiera, Zofia Zoń, występująca w spektaklu gościnnie w roli Pasterki. To właśnie stanowi o sile spektaklu, który próbuje słowami wieszcza opisać obecną rzeczywistość i udaje mu się to znakomicie.

Kolejne części i fragmenty „Dziadów” twórcy spektaklu przenoszą w dzisiejsze realia. Ciemną kaplicę lub miejsce cmentarne, gdzie niegdyś odbywało się wzywanie dusz zmarłych, zastępuje brudne pole namiotowe, Konrad w Wielkiej Improwizacji rozmawia z Bogiem nie w celi więziennej, a pośród zatęchłych, zniszczonych łóżek noclegowni dla bezdomnych, a Bal u Nowosilcowa to Krakowskie Przedmieście ogrodzone barierkami dzielącymi tych, co „przeciw” i „za” krzyżem.

Na scenie jest bardzo dużo ruchu, bohaterowie wciąż się przemieszczają, tworzą grupki albo stoją samotnie z boku, przyglądając się rozwojowi wypadków. Konrad  (w tej roli fantastyczny Michał Czachor) w akcie determinacji, rozogniony i roznegliżowany, przechodzi między rzędami foteli, wskazuje palcem na widzów, rozmawia z Bogiem i z każdym na sali.

Oglądając kilkunastu aktorów na scenie, tworzących wspólnie lub równolegle z innymi swoje postaci, ma się wrażenie, że tu nic tak do końca nie zostało zaplanowane, że w każdej chwili może się coś nieoczekiwanego wydarzyć.

Wartymi podkreślenia są jeszcze dwie rzeczy. Muzyka, stworzona specjalnie na potrzeby spektaklu przez Stefana Węgłowskiego i popis gry na gitarze i wokalu bardzo dobrego Michała Jarmickiego (występującego m.in. w roli Ducha i Sobolewskiego). Bardzo wymowne były również, wyświetlane z przerwami podczas spektaklu, teksty różnych autorów, cytowane w wielu językach, a obrazujące jednostronne  postrzeganie „dawnej” Polski jako kraju zapyziałego, brudnego, zacofanego, z dominującym  poddaństwem chłopów wobec Panów.

Po instalacji teatralnej „Krasiński. Nie-boska komedia” i rekonstrukcji historycznej „Słowacki. 5 dramatów” reżyser Paweł Wodziński, w ostatnim spektaklu tryptyku romantycznego „Mickiewicz. Dziady. Performance”, dokonuje swoistej rozprawy z narosłą mitologią Mickiewiczowskiego dzieła, próbując ukazać dzisiejszy brutalny romantyzm polskiej rzeczywistości.

Stawia pytania: czym dzisiaj jest martyrologia narodu zapisana w dziele Mickiewicza, przez lata interpretowana w odmienny sposób, zgodny z aktualnymi poglądami, opcjami i systemami?

Czy zmieniło się postrzeganie naszych cech narodowych na przestrzeni dziejów i jakie emocje dziś tworzą polską historię?

Okazuje się, że „Dziady” jako swoisty dokument i obraz marginesu kulturowego, budowania nowych wspólnot „wykluczonych” i poszukiwania tożsamości narodowej, nie stracił na sile, a nawet w tę siłę urósł.  Pozostaje tylko wątpliwość, czy „zachodni” świat nie postrzega czasami naszej wewnętrznej, tak odczuwalnej przez nas „mocy”, podobnie jak w latach 20-tych XIX wieku, jako wciąż niezrozumiałej, archaicznej i… zadziwiającej.



Anna Mrożek
czytadelko.com.pl
6 maja 2011