Na pustyni realności

„Długo kazałeś nam czekać na siebie książę! Witaj w pałacu, witaj na tronie!" – wykrzykuje Estrella, bohaterka dramatu „Życie jest snem" Pedro Calderona de la Barci, do błazna, którego bierze za księcia. – „Witaj na pustyni realności!" – mógłby za Jeanem Baudrillardem dopowiedzieć widz.

„Życie jest snem" to spektakl zrealizowany w ramach XI Miejskiej Kampanii Edukacyjno-Informacyjnej Gorzowa Wlkp. „OBUDŹ SIĘ", mającej na celu przeciwdziałanie uzależnieniom, a także wszelkim przejawom społecznego wykluczenia. Jej tegoroczna odsłona nie tylko przyciągnęła tłumy młodych widzów, ale także wzbudziła kontrowersje i wywołała ożywione dyskusje w gorzowskim środowisku artystycznym. W porównaniu do poprzednich, przygotowanych na potrzeby kampanii projektów, sztukę tę charakteryzuje bowiem niekonwencjonalne ujęcie podejmowanego tematu, silne zmetaforyzowanie oraz wyjątkowa wielopłaszczyznowość, zmuszająca widza do skrupulatnej analizy i samodzielnego poszukiwania odpowiedzi na zawarte w niej, niełatwe pytania o współczesną rzeczywistość.

Wyreżyserowany przez Justynę Celedę spektakl to nowoczesna wersja wciąż aktualnego arcydzieła hiszpańskiego baroku. Opowiada on o starzejącym się polskim królu, który ufając zapisanej w gwiazdach przepowiedni, postanawia na wiele lat zamknąć swojego syna w wieży, otoczonej przez świat dzikiej przyrody. Całkowite odizolowanie Segismunda od społeczeństwa i pozbawienie go tożsamości ma uchronić jego ojca przed śmiercią, jaką zgodnie z wyrokami nieba sprowadziłby na niego syn – potwór. Paradoksalnie, to właśnie uwięzienie czyni z Segismunda bestię. Kiedy z niejasnych przyczyn Basilio postanawia dać synowi szansę i odurzonego nasennymi środkami przenosi go do pałacu, by przejął jego tron, Segismundo zachowuje się jak dzikie zwierzę. Jest agresywny. Znieważa, krzywdzi, w końcu – morduje, by wypróbować zyskaną nieoczekiwanie władzę i nowe możliwości. Czyny te utwierdzają Basilia w przekonaniu, że przepowiednia sprawdzi się, jeśli jego syn pozostanie na wolności. Wydaje więc rozkaz, by ponownie uwięzić Segismunda w wieży i wmówić mu, że to, co się wydarzyło było tylko długim, dziwnym snem.

Szeroko rozumiany sen staje się głównym czynnikiem, kształtującym losy bohaterów. W swego rodzaju śnie pogrążony jest nie tylko Segismundo, ale również książę Moskwy, Astolfo oraz jego kuzynka Estrella, którzy łudzą się, że dzięki temu, co spotkało polskiego księcia, przejmą tron i zostaną królewską parą. We śnie zdaje się też momentami pogrążać cały dwór, o czym świadczą bardzo efektowne, przywodzące na myśl filmy Davida Lyncha, sceny zbiorowego popadania w obłęd. Mieszkańców zamku kilkakrotnie ogarnia rodzaj szaleństwa, które sprawia, że zaczynają oni nagle skakać, kręcić się w miejscu, przewracać i bardzo głośno śmiać. Ich nieustanne balansowanie na granicy jawy i snu podkreślone zostało przez kostiumy. Stroje wszystkich postaci utrzymane są w kontrastowej kolorystyce czerni i bieli. To charakterystyczne połączenie symbolizuje zestawienie dnia i nocy. Grę kolorów wzmacnia natomiast doskonałe operowanie światłem. Ubrany na czarno Astolfo bardzo często pozostaje w cieniu (chociaż tak bardzo pragnie wybić się na pierwszy plan), podczas gdy biel stroju Basilia dosłownie oślepia publiczność, tworząc wokół niego nieco nierealną aurę. Król jest jedyną postacią ubraną w całości na biało, co może oznaczać, iż tylko jego dotknęło prawdziwe przebudzenie. Warto zauważyć, że tylko on potrafi przerwać szaleństwo pozostałych bohaterów, sprawiając, iż ich zachowanie wraca do normy jak za dotknięciem czarodziejskiej różdżki. On także mówi do kamerdynera: „uczynisz coś, co przebudzi ten senny świat". W końcu i Basilio okazuje się jednak ulegać złudzeniom. Fakt ten demaskuje Segismundo. Uwolniony z wieży przez lud, obawiający się przejęcia tronu przez obcego, rosyjskiego infanta, książę zdaje sobie sprawę ze słabości Basilia, którego może teraz z łatwością obalić i stwierdza: „król śni, że jest królem". Z opisanej, dwukolorowej tonacji wyłamuje się tylko kostium błazna. Clarin nosi jaskrawe, wielobarwne spodnie, a jego kapelusz i szata pokryte są lusterkami. Sugeruje to, iż nie jest on zwykłą postacią, a raczej freudowskim głosem podświadomości poszczególnych bohaterów, ich własnym, lustrzanym odbiciem. Kolejno przyjmuje rolę księcia, sługi i więźnia, akcentując przewrotność losu i plastyczność rzeczywistości, w której to błazen powinien „wyjść na scenę i przemówić roztropnie".

Wyobrażenie świata jako rzeczywistości zbudowanej na symulacji i iluzji, w której nie istnieją rzeczy pewne, w dziele Calderona de la Barci zaakcentowane zostało także poprzez mieszanie i przełamywanie różnych konwencji literackich. Typowy dla tragedii antycznej motyw fatum, któremu bezskutecznie próbują przeciwstawić się bohaterowie, ulega modyfikacji, gdyż wbrew temu, na co wskazują początkowe symptomy, zapisana w gwiazdach przepowiednia okazuje się fałszywa. Baśniowe rekwizyty, takie jak wysoka wieża, lochy czy magiczny napój nie wystarczają zaś do tego, by uznać snutą opowieść za baśń, ponieważ bieg wydarzeń okazuje się zbyt nieprzewidywalny jak na ten gatunek. Celeda nie poprzestaje jednak na zastosowanych przez Barcę odwołaniach. Przeciwnie – twórczo je rozwija, nawiązując do stworzonej przez Jeana Baudrillarda teorii symulakrów i wprowadzając do dramatu jeszcze jedną, uniwersalizującą go konwencję – gry komputerowej. Doskonale rozwiązana scena walki pomiędzy Astolfem i Segismundem, w której aktorzy naśladują postaci z gier wideo przy akompaniamencie wesołej melodii podkreśla uwięzienie bohaterów w wirtualnej rzeczywistości. Innym „komputerowym" elementem jest groteskowa i intencjonalnie tandetna scena śmierci błazna, który zabawnie się miota, a potem bryzga strugą krwi (symbolizowaną przez bardzo długą czerwoną wstążkę), co przywodzi na myśl śmierć postaci z gry Mortal Kombat.

Na zainteresowanie zasługują niektóre kreacje stworzone przez aktorów gorzowskiego teatru. Dwuznaczna mimika i gestykulacja Basilia (w tej roli Krzysztof Tucholski) czyni z niego postać pełną sprzeczności. Zagadkowy król raz jawi się widzowi jako zmyślny i ironiczny manipulator, a raz jako lekko obłąkany, podstarzały władca, który nie jest już w stanie zapanować nad biegiem wypadków. Grający Segismunda Bartosz Bandura świetnie oddaje zachowania, jakie bohater przejął od dzikich zwierząt, pośród których dorastał. Biega na czterech „łapach" jak lew, zwisa głową w dół niczym leniwiec lub nietoperz, wściekły – ryczy jak zwierzę. Przedstawione przez Edytę Milczarek i Artura Nełkowskiego miłosne przekomarzania Estrelli i Astolfa wywołują salwy śmiechu na widowni. Przybierający coraz to nowe twarze błazen (Jan Mierzyński) na zaś przemian bawi i przeraża.

Całości dopełnia pomysłowa scenografia Grzegorza Małeckiego. Składają się na nią m.in. metalowa brama, jaką przekroczyć muszą przybywający z Moskwy Rosaura i Clarin, wielka drewniana klatka, w której książę transportowany jest do pałacu, a także konstrukcja ze sznurów i elastycznych lin, symbolizująca uwięzienie bohaterów w matni otaczającej ich rzeczywistości. W połączeniu z mroczną, budującą napięcie muzyką, skomponowaną przez Wojciecha Króla, tworzy ona elektryzujące widowisko, niepozwalające ani na chwilę oderwać wzroku od spektaklu.

Sztukę wieńczy zapożyczony z filmu „Dyktator" Chaplina monolog Segismunda, pozwalający zaakcentować zawarte w dramacie przesłanie. Bohater apeluje w nim do widzów, aby nie pozwolili sobą pogardzać i nie dali się zepchnąć na margines przez bezduszny system. Podkreśla, iż każdy człowiek ma prawo wyboru i sam decyduje o swoim losie.

Tuż po premierze sztuki pojawiły się głosy, że nie trafi ona do młodego odbiorcy, będącego głównym adresatem kampanii. Nie mogę zgodzić się z tym sądem. Zawarte w spektaklu nawiązania do symulacji i wirtualnego świata, są przecież młodym ludziom znane nie tylko z kultowego już filmu „Matrix", ale też z ich własnej codzienności. Niektóre przyjaźnie istnieją w niej tylko na Facebooku, a zamieszczane na blogach wyretuszowane zdjęcia całkowicie zniekształcają wizerunek znanych im osób. Do tej części widzów z pewnością przemówi więc scena, w której nierozróżniający dobra od zła Segismundo wyrzuca z balkonu jednego z służących ojca, a kiedy orientuje się, że jego ofiara nie potrafi ożyć jak bohaterowie komputerowych gier, pojmuje nieodwracalność niektórych decyzji.

„Życie jest snem" to jeden z tych spektakli, które na długo zapadają w pamięć. Jako prawdziwy filozoficzny traktat skłania widza do zastanowienia się nad własnym uwikłaniem we współczesną, pełną iluzji rzeczywistość i zdaje się przywoływać sformułowane przez Kena Wilbera, słynne pytanie: „Czyż nie jest to przyjacielu najwyższy czas, abyś się obudził? Od jak dawna jesteś zagubiony we śnie? Nie czujesz, jak mędrcy potrząsają tobą, mówiąc: Obudź się, proszę, obudź się, to tylko sen?".

 



Agnieszka Moroz
Dziennik Teatralny Szczecin
21 września 2013
Spektakle
Życie jest snem
Portrety
Justyna Celeda