Na taką imprezę czekałem od lat

Uwaga, dzisiejszy felieton Miernik napisze na emocjach. Sporych emocjach i do tego pozytywnych. Tak, bo jest ku temu ważny powód: wałbrzyski festiwal. Na taką imprezę czekałem od lat.

Zastanawiałem się, kiedy dyrektor bydgoskiego Festiwalu Prapremier wpadnie na pomysł, by prócz głównego nurtu prezentacji dla dorosłych, stworzyć ścieżkę dla dzieci. W Bydgoszczy, sporym mieście pozbawionym teatru lalek, prezentacje przedstawień dla najmłodszych byłyby strzałem w dziesiątkę. Ale widocznie dyrekcja na ten pomysł nie wpadła (pomysł dość oczywisty, szczególnie po kilku edycjach Małych Warszawskich Spotkań Teatralnych).

Idea festiwalu, przeglądu najlepszych przedstawień opartych o prapremierowe teksty doczekała się pierwszej edycji w Wałbrzychu – mieście od dekady znanym i rozpoznawalnym w środowisku teatralnym, dzięki znakomitemu teatrowi dramatycznemu, miejscu debiutów wielu wybitnych reżyserów młodego pokolenia. Teatr Lalki i Aktora zawsze pozostawał trochę z boku, w tyle. Niby istniał, ale pokazywał dość konwencjonalne przedstawienia, nie bywał na festiwalach, nie pisano się o nim.

To, jak ważna dla rozwoju teatru jest charyzmatyczna osoba dyrektora, można obserwować właśnie na przykładzie Wałbrzycha. Kruszczyński, Majewski, teraz Ratajczak w dramacie i Prażmowski w lalkach. W zeszłym sezonie trzykrotnie byłem widzem w miejscowym teatrze lalek. Dziś gra się tam często spektakle oparte o współczesne teksty polskich, najbardziej poczytnych dramatopisarek. Poziom wszystkich przedstawień uważam za co najmniej dobry, a „Le filo fable", które zapraszane jest na czołowe festiwale teatralne, uważam za najlepsze przedstawienie dla dzieci minionego sezonu.

Byłem więc przekonany, że skoro Wałbrzych organizuje Festiwal Małych Prapremier, to z pewnością odniesie sukces. Bo jeśli można mówić o festiwalu idealnym, to wskazałbym ten jako ideałowi najbliższy. Udało się Prażmowskiemu zapełnić sale widzami miejscowych przedszkoli i szkół. Prócz profesjonalnego jury, pracowało jury dziecięce. Grand Prix dla „Węża" z Wrocławskiego Teatru Lalek stało się tym cenniejsze, że przyznane przez oba składy jurorskie. Na festiwal zjechało niemal całe środowisko lalkarzy: dyrektorzy najważniejszych scen w Polsce, aktorzy, dramatopisarze, reżyserzy. Zorganizowano dwie debaty, których wartość jest nie do przecenienia, głównie dlatego, że środowisko lalkarskie wreszcie po latach mogło się spotkać i porozmawiać. Szczególnie ważna była debata prowadzona przez Zbigniewa Rudzińskiego z Centrum Sztuki Dziecka, zachęcająca dyrektorów teatrów do grania najnowszych, świetnych tekstów polskich dramatopisarzy. Wreszcie, udało się Prażmowskiemu zaprosić lokalnych polityków, posłanki, które ufundowały swoje nagrody, prezydentów miasta. Prażmowski, co najważniejsze był obecny przez cały festiwal, był gospodarzem. Dbał, by goście twórczo spędzali czas na festiwalu, a w czasie wolnym zwiedzali pałac w nieodległym Książu. Wiem, trochę popadam w dziki zachwyt, ale wierzcie mi, jest nad czym. Jeżdżę co roku na wiele festiwali i akurat te lalkowe cenię bardzo wysoko, są profesjonalnie przygotowane, pozbawione napiętej atmosfery.

A błędy? Potknięcia? Pytano mnie na bankiecie kończącym pierwszą edycje, co wytknę w felietonie. „Bo przecież ty ostro piszesz, pewnie przywalisz". Nic z tych rzeczy. Może pośród nagród zabrakło mi choćby wyróżnienia dla dramatopisarki. Na pewno autorka nagrodzonego „Węża" bardziej zasługiwała na nagrodę niż wyróżniony muzyk z warszawskiego spektaklu. Ale to drobiazg, pewnie zostanie zmieniony za dwa lata, podczas kolejnej edycji. Na teatralnej mapie Polski pojawiło się nowe miejsce. Proszę zwrócić na nie uwagę!



Bartłomiej Miernik
miernik Teatru
28 września 2013