Na Wieki Wieków Chłam?

"Między nami dobrze jest"; a jak jest między Jarzyną a Masłowską w TR Warszawa?

Masłowska, widać to dobrze, jest największym talentem literackim, jaki nam się trafił w dwudziestoleciu Niepodległej. Jest rozpoznawalna na pierwszy rzut ucha, brawurowa w skojarzeniach i gęstości opisu. Monologi brzmią ze sceny trafnie i dowcipnie. Ale to wciąż proza pełna cudnie podsłuchanych klisz, cytatów, echolalii. Teatr lojalnie jej służy: aktorzy wirtuozowsko podają solówki i mądrze wypełniają pozasłowne bycie na scenie, światło zalicza całe spektrum chromatyczne, rodzą się i znikają animki komputerowe na ścianach. Daj Boże każdemu pisarzowi teatralną obsługę tej klasy.

Spośród przyszpilonych kawałków polskiej rzeczywistości niżej podpisanego zachwycił portret kompleksiarskiej mentalności średnich pokoleń, tych ulepionych jeszcze w socjalizmie, przepuszczonych przez maszynkę transformacji. Mentalności budowanej z debilizmu reklamowych haseł, bredni brukowców i osobliwego przesunięcia skali wartości, gdzie brak staje się normą, a niespełnienie sukcesem. Paniusie sprowadzające świat do wymiaru chłamu z Biedronki, komunikujące z dumą i godnością osobistą, czego w życiu nie miały, gdzie nie były i tam nie były, to karykatura trafiona w punkt - Magdalena Kuta i Maria Maj fryzują siano w głowach bohaterek czule i bezwzględnie. Aby im odniesień wzorcotwór-czych nie zabrakło, mamy złośliwe konterfekty właścicieli masowej wyobraźni: celebrytę reżysera (Adam Woronowicz w uderzeniu), popularnego aktora, prezenterkę plus słodki głos kaznodziei z radia bajdurzącego, że kiedyś świat był Polską, a dziś go nam zabrali, na poniżenie i wstyd.

Jeśli coś budzi wątpliwości, to pozór perspektywy historycznej. Spsiałość średniej generacji autorka oplata drabinką pokoleń: z jednej strony szaleje na butowrotkach Mała Metalowa Dziewczynka, z drugiej Osowiała Staruszka obsesyjnie wraca w czas drugiej wojny. Nastolatka chromoli przeszłość, nestorka żyje sklejką wspomnień. Czyste stereotypy. W efekcie Aleksandra Popławska nie ma nic do grania, starsza pani w gruncie rzeczy też, choć Danuta Szaflarska ma w oczach mądrość, u której Dorota Masłowska jeszcze nawet nie zdążyła pomyśleć.

Za zbyt łatwymi diagnozami pisarki lojalnie podąża lojalny reżyser. Jarzyna rzuca na ekran zdjęcia płonącej Warszawy, na których tle komputerowo majaczą marne atrybuty współczesności. Że niby 70 lat temu zbombardowano sedno, a został - na wieki - chłam?! Toż to zmitologizowany liczman! Może i zbieżny z historiozoficzną tromtadracją dzisiejszej publicystyki, ale odległy od misji błędnej rycerki zdrowej kpiny. Misji, w której Masłowska nie ma zmienników i która - na szczęście - przebija spod chwilowego zamroczenia symbolicznym sentymentalizmem, przesądzając o mocy i tonie spektaklu.
(mi)



Jacek Sieradzki
Przekrój nr 16
6 maja 2009
Portrety
Grzegorz Jarzyna