Napięty program, wiele atrakcji

22 maja rozpoczął się w Bielsku-Białej XXIV Międzynarodowy Festiwal Sztuki Lalkarskiej, który potrwa do środy 26 maja. To radosne święto nie tylko artystów czy miłośników teatru, ale także całego miasta, które w tych dniach gości świetne zespoły teatralne z całego świata.

Ostatni tydzień w mieście upłynął pod znakiem deszczu i zmagania się z powodzią. Zamknięte ulice, podtopione mieszkania, zalane piwnice oraz ludzie w pelerynach i kaloszach – tak wyglądała codzienność w ostatnim czasie na Podbeskidziu. Z trwogą myślałam o tym Festiwalu – że inauguracyjny korowód nie będzie tak efektowny jak zwykle, że dojdzie do odwołania plenerowych występów, że nie dopisze publiczność. Jak się okazało, (na szczęście) moje obawy się nie ziściły.

O godzinie 10.00 w sobotę w Bielskiej Galerii BWA uroczyście otwarto wystawę scenografii Jadwigi Mydlarskiej-Kowal pod tytułem „Maski rzeczywistości”. Do 6 czerwca można w górnej sali galerii zobaczyć lalki i szkice scenografii do takich przedstawień jak „Proces” z 1985 roku (reżyseria: Wiesław Hejno; premiera: Wrocławski Teatr Lalek), czy „Xięga bałwochwalcza” w reżyserii Jacka Bunscha z 1996 roku (Teatr Współczesny we Wrocławiu). Poza tym wyświetlany jest dokument o Jadwidze Mydlarskiej-Kowal. W filmie, oprócz wywiadu z artystką, można zobaczyć fragmenty przedstawień, z których scenografię podziwiamy na wystawie. Profesor Janusz Degler powiedział kiedyś, że lalki Jadwigi Mydlarskiej-Kowal wywodzą się z craigowskiej nadmarionety. Sama artystka napisała w jednym z artykułów, że: „dzięki sztuce rozbity świat ludzki zyskuje ciągłość, spójność i sensowność”. Jej lalki sprawiają wrażenie żywych, trochę pokracznych, styranych życiem ludzi. Wchodząc do sali wystawowej nie sposób się nie zachwycić ich ogromem i blaskiem od nich bijących. Zapraszają do swojego świata, dodając tym samym naszemu szczyptę fantazji.

W godzinach okołopołudniowych zmierzałam w stronę Placu Chrobrego, by zobaczyć, jak wyglądają przygotowania do przedstawienia „Carpe diem” w wykonaniu artystów bielskiej Banialuki. Ludzie powoli się gromadzili, dzieci z balonikami goniły gołębie – słowem: na głównym bielskim placu zapanował prawie jarmarczny klimat. Brakowało jedynie klaunów i waty cukrowej, ale i tak na co dzień niestety martwe miasto (w którym zdarza się, że odwołuje się ambitne koncerty ze względu na małe zainteresowanie) budziło się delikatnie do kulturalnego życia. „Carpe diem” okazało się niezwykle przyjemnym dla ucha i oka widowiskiem. Artyści chodzili na szczudłach, jeździli na rowerach, suszyli się na wieszakach, łowili ryby, skakali przez skakanki. Do tego piękna muzyka, słowa z pierwszej pieśni Horacego (śpiewane niczym mantra): „Nie pytaj próżno, bo nikt się nie dowie, jaki nam koniec gotują bogowie” i… wreszcie słońce nad Bielskiem. Przechodnie przystawali, klaskali, poruszali się w rytm melodii, łapiąc przy okazji choć trochę słonecznych promieni. Półgodzinny spektakl, dobiegał końca. Artyści spojrzeli w górę, wzruszyli ramionami, zaczęli się zbierać i w tym momencie zaczęło padać. Pomyślałam, że organizatorzy festiwalu zawarli nawet z pogoda jakiś tajemniczy pakt, dzięki któremu przestanie padać nad Bielskiem złowrogi deszcz na czas plenerowych występów.

Ulewa zakończyła się w momencie rozpoczęcia następnego punktu programu – uroczystego korowodu inaugurującego oficjalne rozpoczęcie festiwalu. Wolontariusze rozdali zebranym ludziom papierowe czapki. Bez względu na wiek i pozycję społeczną - bo i student, i bezrobotny, i kierownik literacki bielskiego teatru, i aktor, i prezydent - wszyscy szliśmy w tych czapeczkach z uśmiechami na ustach w stronę Banialuki na czele z prezesem Stowarzyszenia Teatr Grodzki – Janem Chmielem. Festiwal otworzył uroczyście po przemowie Lucyny Kozień– na co dzień dyrektor Banialuki i obecnie dyrektor festiwalu prezydent Bielska-Białej – Jacek Krywult.

Tymczasem znowu się rozpadał deszcz i chwilę później rozpoczął się spektakl konkursowy - „Do dwóch razy sztuka” w wykonaniu Karin Schfer z Austrii. Artystka zaczarowała swoją historią całą publiczność. Spektakl był rozmową kobiety z marionetkami – niby one od niej całkowicie zależą, a jednak bez nich ona tylko może się „bezcelowo kręcić”. Było śmiesznie i refleksyjnie. Szczególne wrażenie zrobił występ niedowidzącego pianisty – marionetka poruszała każdym palcem jakby naprawdę grała dla nas na fortepianie. Urzeczona publiczność długo biła brawa wierząc chyba trochę, że lalki żyją też swoim, niezależnym życiem.

W międzyczasie przeszła nad Bielskiem okrutna burza z gradem. W związku z tym zespół teatralny z Hong Kongu odwołał swój plenerowy występ na Rynku. Widzowie zatem mieli godzinę czasu do następnego konkursowego przedstawienia. Tym razem był to kameralny spektakl dla najmłodszych pod tytułem „Z księgi dżungli” w wykonaniu czeskiego Divadlo Minor, w którym szczególne wrażenie zrobiła niezwykła bliskość między artystami a zgromadzoną publicznością. Wieczorem Banialuka wystawiła swe popisowe dzieło – „Król umiera” w reżyserii Francoisa Lazaro. Spektakl otrzymał niedawno Złotą Maskę za najlepsze przedstawienie w województwie śląskim. Absurd świata stworzonego przez Ionesco wyostrzony został w bielskiej inscenizacji za pomocą wyrazistej ekspresji aktorskiej i plastycznej scenografii. 

A na koniec dnia pełnego wrażeń, na Placu Chrobrego wystąpił Lwowski Teatr Woskresinnia ze spektaklem „Wiśniowy sad”. W przeciwieństwie do Czechowskiego oryginały w przedstawieniu nie było ani odrobiny bezczynności. Artyści stworzyli piękne widowisko pod względem wizualnym. Ich energia, pomimo panującego chłodu ogrzała zebraną publiczność, która nie obawiając się kolejnej ulewy licznie zgromadziła się na placu. Przechadzka postaci na szczudłach, z parasolkami w dłoniach między wieszakami imitującymi drzewa wiśni stanowiła niezapomniany moment spektaklu.

Pierwszy dzień festiwalu pozwala stwierdzić, że jury profesjonalne w składzie: Ida Hledikova-Polivkova, Tadeusz Kornaś, Alexander A. Łabiniec i Janusz Ryl-Krystianowski, jury młodzieżowe oraz to dziecięce związane z Bielskim Stowarzyszeniem Artystycznym Teatr Grodzki nie będzie miało łatwego zadania. Poziom – jak można się było spodziewać – jest niezwykle wysoki i dodatkowo mam wrażenie, że każde kolejne przedstawienie podnosi i tak wysoko postawioną już poprzeczkę.



Anna Hazuka
Dziennik Teatralny Bielsko-Biała
24 maja 2010