Napój miłosny na zwieńczenie starego roku

Love is in the air... a płomienne uczucie wypełnia wszystkie zakamarki bytomskiego teatru operowego, który wieńczy rok kolejną spektakularną premierą. Tym razem postawiono na hit wszechczasów, a więc „Napój miłosny" Gaetano Donizettiego z żartobliwym i lekkim librettem Felice Romaniego. To komiczna i pełna nieoczekiwanych zwrotów akcji i perypetii opowieść o miłości.

Premiera nowej odsłony dwuaktowej opery buffa na deskach Opery Śląskiej miała miejsce 14 grudnia. Najnowszą propozycję bytomskiej sceny reżyseruje Karolina Sofulak, zdobywczyni nagrody Europejskiego Konkursu Reżyserii Operowej w Zurychu (2018 r.), a kierownictwo muzyczne objął Franck Chastrusse Colombier. Przygotowanie choreografii powierzono Monice Myśliwiec, bajeczną scenografię stworzyła Katarzyna Borkowska, a za kostiumy przywodzące na myśl uniformy pracowników luksusowych hoteli z początku XX wieku odpowiada Ilona Binarsch.

„Napój miłosny" to międzynarodowy hit, który nie schodzi z listy najpopularniejszych oper. Chętnie grany jest na scenach na całym świecie. Donizetti po raz pierwszy wystawił ją na scenie mediolańskiego Teatro della Canobbiana w 1832 roku, a już po kilkunastu latach podbiła cały świat. Polscy melomani mogli zobaczyć „Napój miłosny" we Lwowie w 1938 roku, a w Warszawie rok później. Choć dzieło liczy sobie już 187 lat, nadal nie schodzi z afisza. Co więcej, zaliczane jest do 20 najpopularniejszych tytułów operowych, tworzących tzw. żelazny kanon. I nie można się temu dziwić.

Opera ta opowiada o pełnej poświęceń miłości, jaka połączyła ubogiego Nemorina oraz zamożną, wyzwoloną i słynącą z urody Adinę, która początkowo nie odwzajemnia uczuć prostolinijnego romantyka, a jego zaloty ją nudzą. Jest niestała w uczuciach i niezdecydowana. Imponuje jej odważny i szarmancki sierżant Belcore, który zamierza ją poślubić. Jednakże wcielenie Wenery zwodzi i tego zalotnika.

Pierwotnie akcja rozgrywała się we Włoszech ok. 1815 roku, jednakże reżyser Karolina Sofulak postanowiła nieco zmodyfikować i uwspółcześnić bytomską realizację. Osadziła akcję w I połowie XX wieku. Sielska sceneria toskańskiej wsi ustąpiła zatem miejsca hotelowi, którego właścicielką jest ponętna Adina, a Nemorino zamienił wieśniacze łachy na uniform lobby boya.

W repertuarze Opery Śląskiej „Napój miłosny" nie jest nowością. Przedstawienie to gościło na afiszu już trzykrotnie: w czerwcu 1951 roku (reż. B. Fotygo-Folański), w styczniu 1983 roku oraz w 1994 (wznowienie). Premierowa obsada prezentuje niezwykle wysoki poziom artystyczny. Można powiedzieć, że operowy kwartet: Gabriela Gołaszewska (Adina), Andrzej Lampert (Nemorino), Stanisłav Kuflyuk (Belcore) i Adam Woźniak (doktor Dulcamara) to dream team. Jest niezwykle romantycznie, lirycznie, wzruszająco, a wyznania Nemorina zakochanego bez pamięci w oziębłej Adinie kruszą lód w sercu nawet najbardziej zatwardziałych przeciwników mezaliansów – wszak bohater ten jest pracownikiem wzdychającym do swojej szefowej. Jednocześnie nie można zapominać, że to komedia, zatem nie brakuje tu gagów i komicznych zwrotów akcji. Nie ma jednak przerysowanych ruchów czy groteskowych i nieśmiesznych potknięć rodem z komedii slapstickowej.

Prototypem postaci z „Napoju miłosnego" są popularni bohaterowie comedii dell'arte jak kochankowie, żołnierz-samochwała, szarlatan. Jednakże odtwórcy ról tchnęli w nie życie, obdarzając cechami indywidualnymi.

Prym wiedzie tu Stanisłav Kuflyuk. Jako przebojowy Belcore może i nie zdobywa miłości Adiny, ale z pewnością wygrywa operowe starcie, zyskując uznanie melomanów. Przebojem wdziera się na scenę, a raczej na nią spada, skacząc ze spadochronem. Nieustraszony żołnierz jest dumny, niezwykle męski i diabelnie pewny siebie. Charyzmatyczny Kuflyuk jako sceniczny Belcore bawi się swoją rolą. Zachwyca! Widać, że zdążył się zżyć z graną przez siebie postacią i sprawia mu to wiele przyjemności. Przypomnijmy, że w roli Belcore mogliśmy go już zobaczyć w ubiegłym roku w Operze Poznańskiej.

Z kolei Nemorino, kreowany przez Andrzeja Lamperta, jest nostalgicznym, skromnym, prostolinijnym chłopakiem, który zdaje sobie sprawę ze swojego beznadziejnego położenia. Sam nazywa się idiotą i chwyta się wszelkich sposobów, żeby zjednać sobie wybrankę swego serca. Nemorino Andrzeja Lamperta to typowy bohater romantyczny, który spędza dnie na wzdychaniu do swej lubej. Niczym postać z kart mickiewiczowskiego poematu nie wierzy już w mędrca szkiełko i oko, a przemawia do niego raczej czucie i wiara. Dlatego też decyduje się na kupno magicznego eliksiru u doktora Dulcamary, który w rzeczywistości okazuje się zwykłym winem... Kiedy okazuje się, że nie stać go na kolejny magiczny eliksir, postanawia zaciągnąć się do wojska, by zdobyć fundusze na flaszeczkę pożądanego płynu. Oznacza to, że jest w stanie poświęcić wiele, aby zobaczyć miłość w oczach ukochanej. Przechodzi też wewnętrzną metamorfozę, co doskonale udało się pokazać Andrzejowi Lampertowi. Z romantycznego i wzdychającego po kątach, nieco naiwnego, bohatera przeradza się w pewnego siebie i zdolnego do wielu poświęceń młodzieńca, który staje odważnie w szranki i walczy o ukochaną. Chciałoby się powiedzieć, że to scenariusz kariery „od zera do bohatera". A może to taki jego „amerykański sen"? W pamięci widzów zapada przepięknie wykonana tenorowa aria „Una furtiva lagrima". Jego arie są niezwykle wzruszające. Choć Nemorino wygrywa miłość, to nie można oprzeć się wrażeniu, że to spektakl Kuflyuka.

Natomiast Adina, grana przez Gabrielę Gołaszewską, jest stanowcza, wyemancypowana, zadziorna, pewna siebie, ale i frywolna. Ma w sobie też odrobinę szaleństwa. Nie powiela schematów, obiera swoją drogę i nią podąża. Kocha, ale jest w stanie zaręczyć się z innym, aby przyprzeć do muru biedaka, który traktuje ją z nabożną czcią... Ot, kobieca przewrotność. Gołaszewska ma zaledwie 24 lata, ale już może się pochwalić wieloma sukcesami. Jest m.in. laureatką I nagrody oraz nagród specjalnych na XVIII Międzynarodowym Konkursie Sztuki Wokalnej Ady Sari w Nowym Sączu. Posiada hipnotyzującą barwę głosu i olbrzymie możliwości, z których w pełni korzysta. Wydaje się, że trudne partie Adiny to dla niej pestka. Doskonale radzi sobie z koloraturami. To jedna z lepiej zapowiadających się gwiazd młodego pokolenia.

Jest i doktor Dulcamara, kreowany przez Adama Woźniaka. Jego brawurowo odśpiewany monolog „Udite, o rustici!" na trwale zapisuje się w podświadomości i kiedy kurtyna opada, bywa wielokrotnie odtwarzany w umyśle słuchacza. Dulcamara ze swoim przeszywającym spojrzeniem i umiejętnością czytania ludzkich losów dziś mógłby być coachem, wirtualnym „sprzedawcą marzeń" czy trenerem komunikacji interpersonalnej. To kolejna świetnie wykreowana i niezwykle charakterystyczna postać, w której możemy dostrzec podobieństwo do popularnego Anatolija Kaszpirowskiego, słynącego z seansów hipnozy prowadzonych w telewizji i monotonnego odliczania : „adin, dwa, tri..".

„Napój miłośny" to prosta, lecz ciekawa opowieść, w którą wpleciono wiele intertekstualnych nawiązań. Jednym z pierwszych jest celtycka legenda „Dzieje Tristana i Izoldy", w której to pojawia się tytułowy napój miłosny. Trunek ten nie przyniósł jednak szczęścia Tristanowi. W przypadku Nemorina trudno z kolei mówić o skuteczności magicznego trunku, który okazał się jedynie winem. W spektaklu można dostrzec też wyraźne inspiracje kinem Wesa Andersona, a w szczególności Oskarowym komediodramatem „Grand Budapest Hotel". Stroje pracowników hotelu, maksymalnie dopieszczona scenografia, barokowy przepych – wszystko to przywodzi na myśl wytworne wnętrza Hotel Bristol w Karlowych Warach, na którym wzorowany był ten filmowy. Pojawia się też złudzenie optyczne, zabawa światłem i animacja. Słowem jest to pełna humoru disneyowska baśń.

Pod względem muzycznym to dramma giocoso. Jest niezwykle różnorodna, ponieważ występują w niej m.in. elementy marszowe, chóralna barkarola, romanza i jedna z najsłynniejszych arii tenorowych bel canta „Una furtiva lagrima". Komizm przeplata się tutaj z liryzmem. Pojawiają się też nuty ludowe. Muzyka urzeka melodyjnymi ariami, ansamblami i wpadającymi w ucho chórami. Jeśli już o chórze mowa, to wypada nadmienić, że ten jest w dziele Donizettiego niezwykle mobilny.

Potęga i popularność „Napoju miłosnego" drzemie w jego uniwersalnym przekazie: kobieca natura była zmienna i przekorna, a niemal żadna białogłowa nie jest skora do gry w otwarte karty. W operze tej możemy doszukać się wielu rzadko występujących w operach elementów, w tym także wątków feministycznych – centralną postacią jest niezależna kobieta, która wywraca feudalny i patriarchalny porządek do góry nogami. To taka współczesna businesswoman.

Z kolei w libretto wplecione zostały wątki autobiograficzne z życia Gaetano Donizettiego, bowiem on, podobnie jak Nemorino, uniknął wojska dzięki interwencji pewnej zamożnej kobiety – Marianny Pezzoli-Grattaeoli. Jak pokazała Karolina Sofulak, wystarczy nieco odświeżyć 187-letnie dzieło, dodać nowe dekoracje, podrasować kostiumy, a opera nadal będzie bawić i zachwycać. Zasadniczo sceniczna akcja mogłaby rozgrywać się wszędzie. Nemorino może być zarówno ubogim wieśniakiem, boyem hotelowym czy - jeszcze bardziej współcześnie – pracownikiem korporacji, z kolei Adina mogłaby wcielić się w postać prezeski międzynarodowej firmy. Eskapistyczna baśń dobrze się sprawdza i działa na wyobraźnię widzów.

Każdy czasem pragnie odrobiny magii, zapominając jednak, że nasz los znajduje się wyłącznie w naszych rękach.



Magdalena Mikrut-Majeranek
Dziennik Teatralny Katowice
24 grudnia 2019
Spektakle
Napój miłosny
Portrety
Karolina Sofulak