New queen in town

Motto: All hail - the new king in town! (Prince, Partyman)
Mirosława Żak - ta z Wałka, Wałbrzycha, ze spektakli Strzępki, królicze uszy, pamiętamy! Ale zaraz: z jakiego Wałbrzycha? W "O dobru" sama się deklarowała tymi kultowymi słowy: "ja naprawdę chciałam coś zrobić tutaj / naprawdę chciałam / co tutaj można robić w tym mieście / JA JESTEM Z KRAKOWA". To było powiedziane niby na niby, że szcza na prowincję, ale Wałbrzych ostatnio rzuciła naprawdę. Tak więc: Gliwice, królowa jest tylko jedna.


Ostatnio w ogóle jest taka tendencja, że do roli głównej robi się outsourcing, a etatowi grają żywą scenografię. Por. Czarnika i Peszka w Poznaniu, Korzeniak w Kato, Majnicza w Słowaku. Ja nie narzekam, mnie odpowiada, tylko co z zespołem, z artystami miejscowymi - czy się nie gniewają? W Gliwicach akurat nie ma o co się obrażać, bo Mirosława robi im wieczór, robi im przysługę, dzięki niej jest wystrzałowo. Zresztą żadna niespodzianka, że w "Tramwaju zwanym pożądaniem" na pierwszym planie mamy Blanche DuBois.

Blanche w tym wystawieniu przybywa do jakiejś odmiany squatu, co jasno tłumaczy, czemu wszyscy zblatowani i czemu takie warunki. "To są Pola Elizejskie???" Stella i Stanley współtworzą zespół muzyczny. No a Blanche, wiadomo, rozbija zabawę, dużo sobie wyobraża, chce żyć na bogato, nawet jeśli nie ma za co. Jest znanym nam typem posttraumatycznej, mechacącej się wariatki, która nie wiadomo, w którą stronę padnie. Ma energię wczesnej Madonny, tej ejtisowej, z filmu Kim jest ta dziewczyna? Trochę ją rozrywa, a trochę sama kogoś by dorwała i rozerwała.

Przedstawienie aktorsko-tekstowe, z prostą scenografią (właściwie: pochyłą). Wreszcie ktoś Tramwaj zrobił na bekowo, bo to śmieszny tekst jest, ludzie! Czasem wystarczy tylko trochę go dosolić. Scena w toalecie: "Blanche: Ma pan fajeczki? Mitch: No pewnie. Blanche: Jakie? Mitch: Laczki. Blanche: Ładna papierośnica. Mitch: Niech pani przeczyta dedykację. Blanche: Palenie tytoniu powoduje raka i choroby serca". Aktorzy ze sceny powiedzą to lepiej niż Wy sami sobie w głowie.

Nie należy zapominać, że "Tramwaj zwany pożądaniem" jest klasykiem literatury homoseksualnej. Widzieliście "Wszystko o mojej matce"? No, to rozumiecie. Potrzebna jest diwa do roli upadłej diwy (u Almodóvara: Marisa Paredes), i to zadanie życiowo-aktorskie Mirosława Żak wypełnia na stówę. Potrzebna jest taka lejdi, którą pokochają geje, wyraziście delikatna (to jak z sosem słodko-kwaśnym, niby też się nic nie zgadza). Tylko fajny Stanley by się jeszcze przydał. Luj, robol, byczek, Polaczek - w ten deseń. Ten temat w Gleiwitz trochę im się pokiełbasił. Jest błąd obsadowy: Mitcha wsadzili w rolę Stanleya, i na odwrót. Mateusz Nędza jest trochę za chudy, by grać Kowalskiego, sorry! Bo w tej zabawie właśnie o to chodzi, że kobieta ma być ultrakobietkowa, a facet ultrafacecki.



Maciej Stroiński
Przekrój online
5 kwietnia 2018
Portrety
Jacek Jabrzyk