Nic bym nie zmieniła

Krystynie Jandzie w "Danucie W." nie da się nie wierzyć, choć historia życia jej bohaterki jest absolutnie nieprawdopodobna. Dzięki książce "Marzenia i tajemnice" i dzięki spektaklowi Teatru Polonia niezwykła kobieta, której miejsce było zawsze w cieniu męża, odzyskuje nie tylko głos, ale i prawo do samodzielnego życiorysu. Udowadnia tym samym, jak wielka siła drzemie w niej od dnia, w którym w ceglastym płaszczu opuściła maleńką wioskę i zaczęła nowe życie w Gdańsku

Nic bym nie zmieniła - wyznaje z rozbrajającą szczerością dojrzała już Danuta W., mocno zaskakując tym widzów: pewnie każdy miałby ochotę zmienić jeśli nie prawie wszystkie, to na pewno większość elementów tej przedziwnej życiowo-historycznej układanki. Bo trudno wyobrazić sobie, że ktoś dobrowolnie godzi się na życie w ciągłej niewiedzy i niepewności, w związku z człowiekiem nie tylko nienauczonym okazywania emocji, ale też pozbawionym potrzeby jakiegokolwiek dialogu, nie mówiąc już o zażyłości. Danuta W. z pokorą twierdzi jednak, że nie zmieniłaby nic i swobodnie, we własnej kuchni przygotowując szarlotkę, rozpoczyna opowieść o byciu z człowiekiem, który za życia stał się legendą.

Danuty Wałęsy nikt nie przygotował do trudów życia z opozycyjnym działaczem: do permanentnej inwigilacji, wszędobylskich podsłuchów i nagłych aresztowań, ani też do dzielenia niewielkiego mieszkania nie tylko ze stale powiększającą się gromadką dzieci, ale też z Solidarnością i Polską, ze wszystkimi jej palącymi problemami. Młodej kobiecie, której plany życiowe krążyły wokół słów-kluczy "dom", "mąż" i "dzieci", szybko przyszło przekonać się, jak ideały z jej marzeń odległe były od ich rzeczywistych odpowiedników. Wiejskiej dziewczynie z wielodzietnej rodziny co prawda udało się wyrwać do wielkiego Gdańska, by spełniać się w roli żony i matki, lecz nie było jej to w stanie zagwarantować nawet namiastki psychicznej równowagi i życiowej stabilizacji. Nieustannie tuż przed lub tuż po kolejnym porodzie, na co dzień nie wychodząca z cienia coraz bardziej pomnikowego męża, wykonująca sumiennie wszystkie domowe obowiązki, cicha, lojalna - idealna żona porywającego tłumy przywódcy Solidarności. Idealna, bo niewidoczna.

W czasie gdy w mieszkaniu zaradna Danuta W. jakimiś nadludzkimi siłami wiązała koniec z końcem, za oknami przetaczała się wielka historia: grudniowy strajk w Stoczni Gdańskiej im. Lenina, Czarny Czwartek, później wydarzenia Sierpnia '80, które Danuta W. wspomina z niezwykłym rozrzewnieniem jako okres pełen niespodziewanej ludzkiej życzliwości. Adaptacja "Marzeń i tajemnic", której dokonała Krystyna Janda, wyławia z książki Danuty Wałęsy nie tylko najważniejsze i najbardziej przełomowe dla rodziny i kraju wydarzenia, lecz także rzuca światło na momenty zderzenia faktów historycznych z jednostkową wobec nich bezsilnością: kobieta równie dokładnie pamięta zmienną atmosferę na stoczniowych zebraniach, jak i chwile własnej słabości, na czele z desperackim waleniem drewniakiem w dach ubeckiego samochodu, i pozornie nic nieznaczące, teraz komiczne drobiazgi, jak dwa różne buty miejscowego urzędnika. W swoich wspomnieniach Danuta W. tylko czasem traci chłodny, wypracowany z czasem dystans: mimo upływu lat wciąż zmiękczają ją dzwoniące w uszach pełne ciepła papieskie słowa; z dumą wraca do wyprawy do Oslo, gdzie przyszło jej wystąpić przed Norweskim Komitetem Noblowskim i tym samym odzyskać wiarę, że mimo wszystko potrafi być na pierwszym planie; milknie na długo na tle pustego ekranu gdy wspomina śmierć górników Kopalni Wujek, a przejmującą ciszę na widowni przerywa jedynie głuchy odgłos krojonych na drewnianej desce jabłek.

Niezwykłą siłą przedstawienia w reżyserii Janusza Zaorskiego jest oszczędność, zastosowana nie tylko w wyważonej, pozbawionej egzaltacji adaptacji, lecz także w chłodnej scenografii, w której czarno-białe filmowe projekcje stanowią nienachalne tło dla aktorskich poczynań Krystyny Jandy. To właśnie w jej grze oszczędność okazała się skutecznym środkiem, dzięki któremu uzyskano piorunujący efekt. Danuta W. w jej wykonaniu jest stonowana i delikatna, kobieca i naturalna: momentami krucha z łamiącym się głosem, po chwili zabawna w opowieściach o chłopaku, który w dowód wdzięczności przyniósł jej do kwiaciarni gumę do żucia, przede wszystkim jednak niespodziewanie silna siłą wręcz nadludzką, niezbędną do zachowania namiastki normalności, tak samo kiedyś, w przypominającym zadymione biuro domu pełnym obcych ludzi, jak i teraz, gdy pod gdański adres wciąż przychodzą listy z pretensjami dawnych wyborców. I choć czasem w jej głosie brzmi rozczarowanie, że rzekomo niedostatecznie zaznaczyła swoją obecność, to można mieć pewność, że spektakl "Danuta W." tę obecność podkreśla i potęguje, budując legendę Danuty obok legendy Lecha Wałęsy, a nie w jego cieniu.



Julia Korus
Teatr dla Was
22 maja 2013
Spektakle
Danuta W.