Nic dwa razy się nie zdarza
Węgierscy aktorzy podbili serca wrocławskiej publiczności. Ich spektakl "Leonce i Lena" to bez wątpienia jeden z najjaśniejszych punktów VI edycji Międzynarodowego Festiwalu Teatralnego Dialog. Oparte na ekspresji fizycznej i niezwykle melodyjne przedstawienie było prawdziwą rozmową z publicznością. Jeśli Teatr Maladype jest metaforą Budapesztu, to chcemy go we WrocławiuZespół teatralny z Węgier zaprezentował odświeżoną wersję zakurzonej już nieco komedii Georga Büchnera – „Leonce i Lena”. Spektakl w reżyserii Zoltána Balázsa pokazuje, że teatr ruchu może być doskonałą formą interpretacji sztuk klasycznych. W toku prób aktorzy stworzyli po cztery warianty każdej z 25 scen; podczas przedstawienia to reżyser wraz z widownią decyduje, które z nich zostaną pokazane tym razem. Co teraz?„Ptak”, „Vietkong”, „Don’t worry!” czy może „Piotrek, Piotrek” – w oryginale „Czechosłowacki seksrobot”? – reżyser po każdej scenie pyta widzów, którą wersję chcieliby teraz zobaczyć. Twórca od początku do końca ingeruje w przebieg sztuki: zamiast ukrywać się za swoim dziełem, kreuje i komentuje je na bieżąco. Wyjątkowość „Leonce’a i Leny” polega tutaj nie tylko na perfekcji aktorskiego ruchu, ale również na tym, że przedstawienie za każdym razem wygląda zupełnie inaczej. Mimo że istnieje nieskończona ilość kombinacji, to fabuła za każdym razem jest ta sama. Historia Leonce’a i Leny w swojej banalności przypomina współczesne komedie romantyczne, dlatego w spektaklu napotkać można liczne cytaty z popkultury – motyw muzyczny z „Mission Impossible” czy przebój Britney Spears „Hit me baby one more time”, który aktorzy śpiewają w ojczystym języku. Zderzenie z oryginalnym tekstem Büchnera jest w tym wypadku niesamowicie komiczne. W podobny sposób aktorzy raz po raz z czułością obnażają archaiczność dramatu.
Tekst niemieckiego dramaturga jest dla reżysera punktem wyjścia do niekonwencjonalnych poszukiwań. Królewski syn, Leonce, zgodnie z wolą władcy ma poślubić księżniczkę z sąsiedniego królestwa. By uciec przed przymusowym małżeństwem, młodziutki książę wyrusza w świat wraz ze swoim przyjacielem Valeriem. Podobnie czyni Lena, której nie w głowie zamążpójście. Dziewczyna udaje się w podróż w towarzystwie guwernantki. Bohaterowie przypadkowo wpadają na siebie i - niczego nieświadomi - szaleńczo się w sobie zakochują. Happy end dopełnia się, kiedy guwernantka księżniczki i Valerio również esnek szerelembe. Spektakl Balazsa kończy się streszczeniem „Leonca i Leny”, które ma odegrać dwójka wybranych widzów. W czasie festiwalowego pokazu padło na mnie. Musiałam pokonać tor przeszkód, zatańczyć z panem w szarym swetrze i wypowiedzieć z nim słowa „wiara, nadzieja i miłość”. Z płonącymi policzkami zamiast sakramentalnego tak, krzyknęłam nie. Na widowni siedział mój ukochany, który do dziś twierdzi, że tego nie słyszał.
Teatr Malabar znany jest ze swoich poszukiwań w zakresie nowych form ruchu scenicznego. Chociaż „Leonce i Lena” to przedstawienie wymagające niemal akrobatycznego przygotowania, to żadna ze scen nie przypomina cyrkowego pokazu. Niemała w tym zasługa skromnej, pomysłowej scenografii Judit Gombár. Przestrzeń gry odwołuje się do Lathi, indyjskiej sztuki walki na bambusowe kije, których długość sięga nawet dwóch metrów. Sceną jest miękka, prostokątna mata, a po obu stronach zasiadają widzowie. Wzdłuż krótszych boków wyrasta las bambusowych tyczek, a miedzy nimi ukrywa się kilka instrumentów etnicznych, takich jak cajon, kalimba, dholak czy grzechotka z kopytek lamy. Jeden z aktorów zajmuje się tylko grą na tych instrumentach, które – wraz z melodyką głosów – tworzą dźwiękową warstwę spektaklu i nadają rytm poszczególnym scenom. Aktorzy ubrani w czarne, luźne stroje, występują boso, a ich najważniejszym instrumentem jest ciało. Jedyny typ rekwizytu, jakim się posługują, to wspomniane już bambusowe kije, które w rękach artystów przybierają najbardziej zwariowane formy: od ławki, przez dżunglę, drabinę, jacuzzi aż po uniesione radością penisy. Każda kolejna scena dowodzi, że pomysłowość węgierskich aktorów nie zna granic. Dynamiczny ruch stanowi zawsze rodzaj impresji dotyczącej wypowiadanego w danej chwili tekstu. Bo aktorzy, oprócz tego, że są w nieustannym ruchu, to przestają mówić tylko wtedy, gdy zaczynają śpiewać. Stosowana przez nich technika budzi skojarzenia z metodami Jerzego Grotowskiego i jego koncepcją teatru ubogiego, w której na pierwszy plan wysuwa się więź pomiędzy aktorem a widzem. W Teatrze Malabar nawiązuje się ona jeszcze przed rozpoczęciem spektaklu: inicjuje ją reżyser, który nie kreuje się na natchnionego artystę, ale jest partnerem zarówno dla aktorów jak i widzów. Po każdej scenie z jego ust pada skierowane do wszystkich „Thank you!” W swojej pracy zespół wyraźnie wykorzystuje osiągnięcia antropologii teatru, bazując na poszukiwaniu pewnego rodzaju rytuału, którym jest dla nich spektakl. Zespół aktorski Balazasa odważnie zrzuca maskę tragiczną na rzecz odwołań do kultury współczesnej. Szczególnie chętnie flirtuje z tymi elementami, które wszyscy znają, ale wstydzą się do tego przyznać. Efektem ich pracy jest przefiltrowany przez postmodernizm teatr źródeł, który od patosu ucieka w stronę abstrakcyjnego humoru.
„Leonce i Lena” to bez wątpienia jedno z najbardziej wyjątkowych przedstawień tegorocznego „Dialogu”. Węgierscy aktorzy w kameralnym spektaklu pokazali teatr wielki jak świat. Do tego świata porwali ze sobą widzów, którzy nie byli w stanie oprzeć się urokowi zaproponowanej przez nich narracji. Artyści sprawili, że banalne perypetie księcia i księżniczki stały się porywającą przygodą. W ich performansie nie wybrzmiała żadna fałszywa nuta. Ze sceny nieprzerwanie płynęła autentyczna radość i energia. Nawet kiedy aktorzy byli wyczerpani prawie dwugodzinną grą, która wymagała od nich niezwykłej sprawności fizycznej, ciepłe uśmiechy nie znikały z ich twarzy. To niecodziene widowisko chciałoby się oglądać codziennie. Podobno w Budapeszcie są ludzie, którzy widzieli ten spektakl ponad dwadzieścia razy, ponieważ nie mogli uwierzyć, że za każdym razem jest zupełnie inny.
Magda Szpecht
G-punkt
17 października 2011