Nie będę schlebiać gustom publiczności
Do mnie przychodzą ludzie po spektaklu i mówią, że widzą na scenie tamtą Kalinę. Jej sąsiad przez ścianę poczuł dreszcze, bo słyszał Kalinę. Aktor Paweł Królikowski, który znał Kalinę, powiedział, że zrobiłam ją "w punkt", że taka właśnie była. Śpiewak operowy Borys Ławreniw powiedział, że nie znał Kaliny, ale po tym, co zobaczył, mógłby ją pokochać.Znakomita aktorka, świetnie śpiewająca, tworzy przejmującą postać Kaliny Jędrusik, którą znała, i swoje zadanie potraktowała szalenie poważnie. Każdy szczegół - od sposobu mówienia, chodzenia, używania wulgaryzmów do charakteryzacji, fryzury, makijażu, strojów - jest doprowadzony do perfekcji, co publiczność nagradza wielkimi brawami.
Czy znała pani prywatnie Kalinę Jędrusik?
- Znałam. Kiedy otrzymałam Grand Prix na Festiwalu Piosenki Aktorskiej we Wrocławiu, pani Kalina Jędrusik zasiadała w jury i powiedziała mi wiele pięknych słów. Pamiętam, że ogromnym przeżyciem było dla mnie spotkanie z tą wielką legendą. Odbyłam z nią wiele sympatycznych i miłych rozmów.
Zauważyłem, że świetnie opanowała pani jej charakterystyczny sposób mówienia, chodzenia, zachowania...
- Spotkałam się z wieloma osobami, które znały Kalinę Jędrusik. Każda z nich miała inną opowieść, sprzeczną z kolejną. Podobnie było w książkach, które na jej temat przeczytałam. Moim zadaniem jako aktorki było wypośrodkowanie osobowości Kaliny. Ta, którą stworzyłam w spektaklu "Kallas", jest moim obrazem gwiazdy.
Przyjaciółka Kaliny Jędrusik, która widziała spektakl, powiedziała mi, że wcale nie była zimna, mało kobieca, zasadnicza...
- Ja też tak uważam. Przekrój cech gwiazdy, którą pokazał autor sztuki, był multiplikacją pewnych jej zachowań. Gdybyśmy robili serial o niej, moglibyśmy pokazać ją szerzej, głębiej, dokładniej, a jest to sztuka, która trwa tylko godzinę i 40 minut. Mieści się w tym czasie konflikt między dwiema wielkimi osobowościami Jędrusik - Villas. Żeby pokazać ten konflikt, jedna z postaci musi być słaba, druga ostrzejsza. W sztuce Szczygielskiego Kalina jest tą drugą. Ostatni akt pokazuje Kalinę odchodzącą, liryczną, lekko zgorzkniałą, o stępionym ciętym języku, przygotowaną na odejście.
Sądzi pani, że wielbiciele tej artystki pokochaliby ją taką, jaką pani przedstawia?
- Do mnie przychodzą ludzie po spektaklu i mówią, że widzą na scenie tamtą Kalinę. Jej sąsiad przez ścianę poczuł dreszcze, bo słyszał Kalinę. Aktor Paweł Królikowski, który znał Kalinę, powiedział, że zrobiłam ją "w punkt", że taka właśnie była. Śpiewak operowy Borys Ławreniw powiedział, że nie znał Kaliny, ale po tym, co zobaczył, mógłby ją pokochać. Autor sztuki pokazuje swoje bohaterki w takim świetle, że można je polubić przez barwność. Ludzie młodzi i średniego pokolenia nie pamiętają Kaliny Jędrusik, dlatego trzeba ją pokazać bardzo kolorowo, aby mieli pojęcie, o kim mówimy. Jest więcej ludzi, którzy jej nie znają, niż tych, którzy ją pamiętają.
Chyba bardzo trudno jest zagrać mit i legendę?
- O tyle trudno, że ludzie mają pewne wyobrażenie i to dość hermetyczne na temat tej osoby. Ponadto każdy ma inny wizerunek legendy i własną opowieść na jej temat. Moim zadaniem jako aktorki jest działać zgodnie z własnym sumieniem i pokazać ją tak, jak ją widzę. Nie mogę spełniać oczekiwań ludzi, z których każdy widzi mit po swojemu. Nie będę schlebiać gustom publiczności. Mimo to ludzie przychodzą do naszej garderoby i chcą z nami rozmawiać. I to jest sukces tego spektaklu.
Co było najtrudniejsze?
- Ponieważ jestem aktorką wykształconą muzycznie, od razu wiedziałam, jak mam mówić. Rola jest napisana dosyć jednowymiarowo, chciałam więc znaleźć inne kolory, żeby połamać tę postać, poszperać w niej, chociaż przyznam, że od razu miałam ją w głowie. Nie miałam z nią większych problemów.
Krystyna Sienkiewicz po obejrzeniu waszego spektaklu powiedziała, że Villas i Jędrusik to złamane ptaki na wietrze...
- Trafnie i pięknie powiedziała. Od siebie dodałabym: kolorowe ptaki. Osobom innym, wyróżniającym się z tłumu i niekraczącym tak jak wszyscy, trudno jest żyć w Polsce. W monologu wziętym żywcem z listów do Stanisława Dygata Kalina mówi: "W Polsce nie ma równowagi, tutaj nagradzają tylko przeciętniaków, w miarę zawodowo sprawnych. Jak ktoś wyrasta ponad i przerasta tłum, to albo go włożą w szufladę, albo będą uważali, że go w ogóle nie ma. Są słonie i mrówki, tych ostatnich jest więcej". Od tamtej pory nic się nie zmieniło w tym kraju.
I dodała: "Prototypem obu postaci są czarownice z Makbeta"...
- Wydaje mi się, że czarownice uczyniło z obu artystek środowisko, ponieważ obie musiały być tak twarde, że się w czarownice przemieniły. Kalina Jędrusik powiedziała: "Trzeba mieć skórę świni, aby to wszystko wytrzymać. To zakłamane środowisko". W młodości Kalina i Viola były piękne, urocze i miłe, z czasem jedna z nich zwariowała, druga strasznie zgorzkniała.
Czy w pani ocenie Kalina Jędrusik rzeczywiście była symbolem seksu?
- Stanisław Dygat wmówił jej, że nim jest, bo chciał z niej zrobić polską Marilyn Monroe, podczas gdy ona nie była drugą Marilyn, lecz pierwszą Jędrusik, i gdyby się tego trzymała, dobrze by na tym wyszła. Nikt nie powinien zaczynać kariery ze świadomością, że jest na drugim miejscu. Ona wcale taka nie była. Spełniała oczekiwania męża na swój temat.
Czy w obecnych czasach byłaby kimś takim?
- Teraz jest większe przyzwolenie na inność, ale boimy się takiego szerokiego grania, jakie ona prezentowała. Polscy aktorzy grają oszczędnie, serialowo.
Ocenia się, że sztuka jest pojedynkiem dwóch wielkich indywidualności. Czy rzeczywiście tak jest?
- Nie uważam, że jest pojedynkiem. Zależy, jak kto to postrzega. Myślę, że najtrafniejsze jest określenie, że sztuka jest pretekstem do pokazania dwóch wielkich osobowości. Nie można ich pokazywać bez konfliktu, byłoby to nudne, dlatego konflikt jest tutaj rzeczą zmyśloną, a całość fikcją literacką.
W spektaklu pani Kalina zdecydowanie dominuje nad mało wyrazistą, jakby przytłumioną Violettą Villas graną przez Ewę Kasprzyk. Tymczasem w filmie "Dzięcioł", w którym obie zagrały, Jędrusik prawie nie ma, a Villas dominuje nad całym filmem, wręcz rozsadza jego ramy.
- Kalina, gdziekolwiek się pojawiała, wszędzie, łącznie z kościołem, lubiła skupiać na sobie uwagę, musiała być w centrum zainteresowania. I rzeczywiście była. A jeśli chodzi o wspomniany film, to Kalina miała w nim epizod i nic do zagrania, podczas gdy Villas grała fascynację głównego bohatera.
Kalina nie powinna przyjąć tej propozycji.
- Nie powinna. Na pytanie Villas, dlaczego gra, odpowiada: "Gdybym odrzucała, to w ogóle nie grałabym w filmie. Z każdej małej rólki staram się zrobić perełkę".
Dlaczego właśnie taką Jędrusik zdecydowała się pani pokazać?
- Dlatego, że taka wydawała mi się najbliższa prawdzie. W pierwszym akcie jest osobą ostrą, pełną nieokiełznanego temperamentu, wypowiadającą wiele wulgaryzmów, a w drugim zaczyna się jej odchodzenie. To ja poprosiłam autora sztuki o dopisanie sceny z inspicjentem i herbatką, która zaznacza spadek jej pozycji zawodowej. W takich małych gestach, drobnych sytuacjach, widać, że nie jest już gwiazdą.
Bohdan Gadomski
Angora
8 listopada 2012