Nie bójcie się, pytajcie!

Ilu z nas teatromanów, siedząc niejednokrotnie na widowni, zastanawiało się, jak wygląda praca w teatrze od kuchni? Jak trwające miesiącami próby wpływają na poszczególnych twórców, czy co robią aktorzy podczas licznych żałób narodowych? Jak z codziennym życiem radzą sobie celebryci? Czym jest teatralny skandal? W miniony piątek teatr w końcu przestał być tajemnicą!

To aktorzy warszawskiej Montowni w swoim spektaklu-panelu czy panelu-spektaklu, jak sami o nim mówią, obnażyli przed widzem jego oblicze, rozwiewając wszelkie wątpliwości. I to w jaki sposób! Bez cienia wstydu, ironicznie, a nawet autoironicznie (jak na Montownię przystało!), kpiąc niemal z wszystkich i wszystkiego, co się teatrem zwie. Sięgając najstarszych korzeni teatru, odwołując się do wielkich twórców, dali nam nie lada lekcję. Prezentując skrajne formy teatralne, od przypowieści laotańskiego teatru cieni przez teatr lalkowy i kukiełkowy a na performance w czarnych rajstopach kończąc, opowiedzieli o wszystkim, co chcielibyśmy wiedzieć o pracy w teatrze, a nie zawsze mamy okazję, a może i odwagę, by zapytać. Na twórcach, aktorach czy celebrytach nie pozostawili suchej nitki. Nie oszczędzili nawet tego najbardziej im bliskiego, bo własnego, Marcina Perchucia. Wyśmiali Michała Żebrowskiego i jego prywatny Teatr Szóste Piętro, żałując tym samym, że oni zamiast własnej sceny teatralnej od pani prezydent Warszawy dostali jedynie żyrandol. Na dodatek zepsuty. Nie oszczędzili Joanny Szczepkowskiej i jej obscenicznego gestu względem Krystiana Lupy. Oberwali też młodzi gniewni polskiego teatru, krytycy a nawet politycy z Ministrem Kultury na czele. Szydzili z kontrowersyjnych decyzji podejmowanych względem teatru. Nie uchował się nikt, kto na obecny kształt teatru i poziom kultury ma dzisiaj wpływ. W końcu dostało się też i tym, bez których teatr nie mógłby istnieć: widzom, którzy nudząc się na spektaklach Warlikowskiego czy Klaty, koniec końców oklaskują je na stojąco, bo tak właśnie wypada, a ze spektakli samej Montowni próbują niepostrzeżenie wyjść, bo niby takie to słabe i nudne. Sparodiowali nawet mickiewiczowskie Dziady, nadając im nowy światowy wymiar. Nie zabrakło też piosenki aktorskiej artysty, którego wiara w to, co robi, z dnia na dzień słabnie, czy pieśni pochwalnej ku czci wyimaginowanych ale jakże ważnych dzisiaj sponsorów.

W dzisiejszym świecie mówić o teatrze wcale nie jest łatwo, ale im się jak zwykle udało. Z tego zderzenia z prawdziwym teatrem i jego problemami wyszli obronną ręką. Wszak to przecież Montownia! Montownia w swoim żywiole. Po raz kolejny Rutkowski, Perchuć, Wierzbicki i Krawczuk zmontowali spektakl, który bawi do łez. Zaserwowali nam kurs wiedzy o teatrze w pigułce, dzięki któremu o teatrze wiemy zdecydowanie więcej. I to bez większych dekoracji i kostiumów, bez blichtru i zbędnego przesytu. Po raz kolejny udowodnili, że aby zrobić dobry spektakl nie trzeba dużego budżetu, nowinek techniki czy nazwisk światowej sławy reżyserów. Bo Montownia to klasa sama w sobie. Wypracowana marka konsekwentnie tworzona przez lata. To teatr tworzony na przekór wszystkiemu i wszystkim z prawdziwą pasją. Aż chciałoby się na koniec zawołać: Panowie, tak trzymać! To co? Widzimy się za rok?

 



Anka Miozga
Sztajgerowy Cajtung
18 sierpnia 2014