Nie interesuje mnie kalka rzeczywistości

O "Pieszo" Sławomira Mrożka - premierze Teatru Wybrzeże rozmawiamy z reżyserką przedstawienia Anną Augustynowicz, na co dzień dyrektorką Teatru Współczesnego w Szczecinie.

Dlaczego właśnie "Pieszo"? 

- Tak samo jak "Wesele" Wyspiańskiego dotyczy kondycji narodu. Wydaje się, że Polska jest świetną sceną dramatu, ponieważ Wschód spotyka się tutaj z Zachodem i to nie tylko w sensie geograficznym, ale również w sensie mentalnym. "Pieszo" to tekst napisany w sprawie poszukiwania porządku. W finale sztuki ojciec mówi - "człowiek ma być uczciwy i tyle". Wobec kogo, wobec czego? Mrożek nas z tym zostawia. I jak mówi Superiusz do Syna - każdy w tych sprawach musi pozostać sam. 

W tym tekście stale obecna jest II wojna światowa Jest piętnem, stygmatyzuje bohaterów. Ten kontekst wojenny wymaga jakiegoś odświeżenia, czy został on przez Panią przetłumaczony na współczesność? 

- Nie traktuję dramatu Mrożka wyłącznie jako dramatu historycznego. To historia nieprawdopodobnie aktualna. Zburzenie porządku, które dokonało się podczas II wojny światowej, jest odczuwalne do dzisiaj. Kolejne pokolenia też będą te skutki odczuwać. Z mniejszą lub większą świadomością i pamięcią. Interesuje mnie historiozofia - coś co wykracza poza określony czas, pewne powtarzające się rytmy, np. transformacja, przemiany, które dzieją się w społeczeństwie - "przepoczwarzanie" narodu. Syn "wkłada buty ojca", wchodzi z nim w relację, która silnie go wiąże poprzez wspólne funkcjonowanie w rodzinie, w społeczności, w ojczyźnie. "Spadek" po ojcu jest tym, co nie podlega ocenie, ale czyni Syna osobą dramatu, każe mu szukać własnej perspektywy. 

Często w Pani spektaklach aktorzy poddani są rygorowi wspólnego grania w zbiorowości. 

- Teatr jest sztuką, która staje się pomiędzy ludźmi. To, co jest "do-widzenia" w teatrze - czy słowo kłamie, jak sytuacja konstytuuje człowieka - odbywa się poza słowami, poza dekoracją. Ważny jest dla mnie aktor, to powoduje może pewną wstrzemięźliwość w tym, co pojawia się na decorum. Nie przyszło mi jednak do głowy, żeby aktora więzić: sam musi być świadomy i przytomny w grze, tak samo zresztą jak widz - wszyscy muszą wiedzieć w czym uczestniczą. Uruchamiamy pewien mechanizm zabawy po to, aby dowiedzieć się więcej o sobie. Po to, żeby popatrzeć poprzez pewien obraz na to, co jest ukryte głębiej. Teatr to kreacja, która powstaje w zbiorowości. 

W Pani realizacjach nie ma zbyt wielu kolorów, ani krzykliwych wizualnie scen. Dominuje tonacja czarno-biała, jednak tylko na poziomie scenografii i kostiumów. To aktorzy wydobywają z tekstu kolor poprzez swoją grę i emocje, jakie przekazują ze sceny publiczności. Podobnie będzie w "Pieszo"? 

- Rzeczywistość jest przeładowana ilością bodźców. Nie interesuje mnie kalka rzeczywistości. Mam takie poczucie, że kiedy odejmie się kolor, odejmie obrazek i zostawi działającego aktora, to łatwiej dokopać się istoty dramatu człowieka, do prawdy o sobie. Poza tym trzeba zostawić też miejsce dla wyobraźni widza. Wierzę, że tak gęsto napisany utwór jak "Pieszo" przedostaje się poza obrazem. Że tam jest rodzaj "wiązań", które stanowią poezję. Pytanie w jakim stopniu uda się nam istotę tego utworu przeprowadzić przez scenę. Serdecznie zapraszam do obejrzenia przedstawienia.



Łukasz Rudziński
www.trojmiasto.pl
6 czerwca 2009
Spektakle
Pieszo