Nie ma co czekać na Płatonowa

Podczas gdy na Zachodzie, gdzie obecnie mieszkam, toczą się równie żarliwe co bezsensowne dyskusje na temat cancelowania rosyjskiej literatury z powodu inwazji na Ukrainę, w Polsce klasykę rosyjską bierze się na warsztat, aby zanalizować i lepiej zrozumieć niuanse zachodzące w rosyjskim – jak i polskim! – społeczeństwie.

Małgorzata Bogajewska nie pierwszy raz podjęła się wystawienia Czechowa; w 2014 wyreżyserowała „Trzy Siostry" w Teatrze Dramatycznym w Warszawie, siedem lat później powstał „Wujaszek Wania" w krakowskim Teatrze Ludowym – którego nie dawno miałem okazję zobaczyć, zrecenzować i serdecznie polecam – a na początku tego roku przyszedł czas na młodzieńczy debiut Czechowa, „Płatonowa". Podobnie jak w przypadku „Wujaszka Wani", „Płatonow" Bogajewskiej posłużył do zbadania współczesnej kondycji człowieczeństwa, która chociaż w dużym stopniu się zmieniła na przestrzeni stu czterdziestu lat, w pewnych kwestiach pozostała niezmienna.

Reżyserka treść utworu w odważny sposób wywróciła do góry nogami, bo w „Płatonowie" Płatonowa nie ma. Zamiast tego, obserwujemy początkowo pocieszne przyjęcie u Generałowej Wojnicew, na którym zebrali się pozostali mieszkańcy peryferyjnego miasteczka. Niemalże wszyscy zebrani wyczekują Płatonowa. Czekają i czekają, i czekają... a ten niby Godot u Becketta nigdy się nie zjawia. Jednakże jest on zaledwie niby Godotem, bo portret Płatonowa snuty przez pozostałych bohaterów jest nad wyraz pozytywny, a jego inteligencka, nauczycielska obecność ma przynieść coś unikatowego – coś, czego nikt inny nie jest w stanie zaoferować. Natomiast w przeciwieństwie do dramatu Becketta, „Płatonow" Bogajewskiej nie jest spektaklem o wyczekiwaniu, gdyż wesoła ferajna u Wojnicew szybko o swoim inteligencie zapomina, zaczyna się bawić, jeść, pić – jakie pić? Chlać! Chlać bez opamiętania tylko po to, by w pijackiej nostalgii przypomnieć sobie, że inteligencji wśród nich nie ma, że szkoda, no ale bawić się trzeba.

Paralela do społeczeństwa rosyjskiego dosadnie wybrzmiewa na kameralnej scenie Śląskiego, ale czy tylko do rosyjskiego? Czy my Polacy – a raczej, czy my wszyscy ludzie na świecie - nie zobojętnieliśmy za bardzo? A może zawsze byliśmy obojętni, egoistyczni, chcący mieć pięć minut dobrej zabawy, bo życie i tak jest krótkie? Jednym odbierają prawa, drugich wsadzają do więzienia, no szkoda, ale chyba lepiej się nie wychylać, a skoro można się przy tym pobawić, to czemu nie? Co najważniejsze, chociaż brzmi to wszystko bardzo moralizatorsko, to katowicki „Płatonow" moralizatorski w ogóle nie jest, a to dlatego, że Bogajewska umiejętnie potrafi zachować dystans; reżyserka jedynie pokazuje jacy czechowowscy bohaterowie są, a to jak ich odbierzemy, ocenimy i przystawimy do nas samych, to jest tylko i wyłącznie nasza sprawa.

Warto odnotować, że oryginalny „Płatonow" jest tekstem trochę nieporadnym, niezwięzłym, czasem nawet ckliwie melodramatycznym i powierzchownym, traktującym o wielkiej miłości i o jeszcze większym jej braku. Miłość u Bogajewskiej, natomiast, schodzi na dalszy plan, bo kto by się dzisiaj na poważnie miłością zajmował? Zresztą, o jakiej miłości można mówić, kiedy jest wojna za miedzą, kiedy spadkobiercy Czechowa regularnie wystrzeliwują rakiety w niewinnych ludzi śpiących w swoich mieszkaniach. Można by się zastanawiać, o czym zatem jest „Płatonow", jak nie o tej melodramatycznej miłości, ale po co? Bogajewska stawia sprawę jasno: „Płatonow" jest o ludziach, a skoro o ludziach, to przede wszystkim o pieniądzach. I to w kolejnych scenach wybrzmiewa czysto, szczerze i przekonująco.

W tenże sposób Małgorzata Bogajewska kreuje niepokojący i dyskomfortowy obraz o ludzkim egoizmie, zachłanności i znieczulicy, intensywnie podlewanej jedną z najgorszych znanych nam trucizn – alkoholem. Pocieszne przyjęcie u Anny Wojnicew szybko zamienia się w dzikie i żenujące pijaństwo, które doprowadza do katastroficznej w skutkach destrukcji. Piękne i przytulne wnętrze posiadłości Generałowej (wspaniała wizja Anny Marii Karczmarskiej) z czasem ulega degradacji; rozpadają się krzesła rozrzucane przez bohaterów w ich w pijackim szale, a salon wypełniają kolejne opróżnione kieliszki, szklanki, butelki i karafki.

Podobnemu rozkładowi ulegają puści, niemający nic do zaoferowania światu bohaterowie. Anna Wojnicew (wybitna w tej roli Anna Kadulska) z upływem czasu zapomina o swojej elegancji i elokwencji, a zastępuje ją pijacką niezręcznością i postępującym bełkotem, aż pogrąża się w absolutnym delirium, w którym Kadulska oferuje absolutne wyrafinowanie w swojej sztuce aktorskiej. W swoim długim, niezdarnym i żałosnym monologu (a raczej „rozmowie") z nieobecnym Płatonowem, Wojnicka wyrusza w najgłębsze, najczarniejsze otchłanie swojej rozpitej duszy, a Kadulska tworzy tak przekonujący obraz nędzy i rozpaczy, że trudno mimo wszystko nie odczuć wobec Generałowej choć trochę żalu. W swojej żałości niczym nie ustępuje jej młody lekarz, Nikołaj Trylecki (wspaniały Mateusz Znaniecki), który swoją infantylnością (a raczej, niewinnym zdziecinnieniem) początkowo bawi wszystkich wokoło, później jednak swoim pijanym skretynieniem i ordynarnością co najwyżej odstręcza. Silna jest magnetyczna obecność sceniczna Piotra Bułki wcielającego się w paskudnie egoistycznego, chciwego Kiriłła Głagoliewa, człowieka w przeciwieństwie do Nikołaja czy Anny niebezpiecznego. Swoje nieprzyjemne dla pozostałych jestestwo, Bułka potrafi zaznaczyć najmniejszym gestem lub odruchem; czy to niepostrzeżenie grzebiąc palcem w bezie, czy to rechocząc złośliwie, kiedy towarzystwo oczekuje aprobaty. Przytłaczająco smutno wypada w tym towarzystwie Maria Grekow (powściągliwa, bardzo szczera i poruszająca rola Agnieszki Radzikowskiej) funkcjonująca w tym świecie jako stłamszony głos rosyjskiego sumienia. Grekow pojawia się u Generałowej bez zaproszenia, po czym próbuje zwrócić uwagę wesołej kompanii na toczącą się wojnę, śmierć niewinnych dzieci czy zobojętnienie na wszechobecne kłamstwo, ale jej krzyk nie ma szans z hurra-optymizmem rozpitej gromadki dumnie niosącej na ustach słowa „Kalinki".

„Płatonow" Małgorzaty Bogajewskiej jest spektaklem znakomitym, wbijającym w fotel i trzymającym w napięciu przez całą długość spektaklu, mimo że – jak to u Czechowa – nic się w sumie nie dzieje. Bogajewska doskonale dekonstruuje rosyjski kanon i obdziera zblazowanych i szlachetnie cierpiących bohaterów, zarówno ze zblazowania, jak i ze szlachetności i cierpienia, bo w „Płatonowie" nikt się nie nudzi, a jak już cierpi, to czym może być jego cierpienie w dzisiejszych czasach?

Ku mojemu zaskoczeniu, „Płatonow" okazał się jeszcze mocniejszym przedstawieniem niż jej poprzednia konfrontacja z Czechowem, „Wujaszek Wania" z Teatru Ludowego. Zachęcam do wybrania się na Scenę Kameralną, by samemu się o tym przekonać.



Jan Gruca
Dziennik Teatralny Glasgow
17 października 2022
Spektakle
Płatonow