Nie otrząsnęłam się jeszcze ze studenckiego amoku

Rozmowa z Aleksandrą Tomaś

Justyna Kościelna: Świeże i niepretensjonalne - kiwali głowami z uznaniem jurorzy po Pani występie. Ale Pani tym werdyktem była bardzo zaskoczona. 

Aleksandra Tomaś: Do tej pory nie mogę ochłonąć, prawie nie spałam. To pierwsza nagroda teatralna, którą dostałam! W czerwcu obroniłam dyplom i nie otrząsnęłam się jeszcze ze studenckiego amoku - jestem żółtodziobem, dopiero poznaję świat, w który wkraczam. Sam udział w konkursie, obok Justyny Szafran, był dla mnie ogromnym wyróżnieniem. 

Bez kokieterii! Przecież Pani talent już wcześniej komplementował m.in. Jan Peszek. 

- Rzeczywiście, kilka lat temu, jeszcze w liceum, dostałam nagrodę na festiwalu w Dzierżoniowie. Ale, jako totalny amator, zupełnie inaczej patrzyłam na takie wyróżnienie. 

Spektakl "...jak umieranie", który przyniósł Pani trzy nagrody na WROSTJA, oparty jest na tekstach Kasi Nosowskiej. Od dawna romansuje Pani z tymi piosenkami? 

- Prywatnie od dawna. Zawodowo od kilku miesięcy. Najpierw startowałam z nimi na konkursie PPA - nie poszło najlepiej. Ale razem z Gosią Kazińską, która mi pomagała, stwierdziłyśmy, że w tej twórczości, pozornie nieteatralnej, jest wielki potencjał. Zaczęłyśmy więc pracę nad "...jak umieranie", który był moim indywidualnym dyplomem reżyserowanym przez Gosię. 

Lodówka przyjechała z czyjego domu? 

- (Śmiech) Z mojego. Tato pomógł mi ją przystosować - powycinał otwory, wyrzucił agregator. Co robiła lodówka na scenie? Pomyślałyśmy, że dobrze sprawdzi się w historii młodej kobiety obrażonej na świat, wrażliwej, nieprzystającej na zamrożone uczucia, które serwują jej inni.



Justyna Kościelna
POLSKA Gazeta Wrocławska
25 listopada 2009