Nie przesadzać Brzozy

Próba odwołania Zbigniewa Brzozy ze stanowiska dyrektora artystycznego Teatru Nowego w Łodzi to kolejny przykład, jak lokalne władze niezrozumiałymi decyzjami mogą niszczyć teatr w momencie, gdy wreszcie zaczyna się rozwijać i odnosić sukcesy

Teatr Nowy w Łodzi może ścigać się z mediami publicznymi o tytuł najbardziej upolitycznionej instytucji w Polsce. Co kilka miesięcy wstrząsają nim na nowo kaprysy lokalnej władzy. Gdy tylko sytuacja się stabilizuje, ruszają kolejne wybory samorządowe czy prezydenckie i temat "natychmiast wymienić dyrektora" wraca ze zdwojoną siłą. W ciągu ostatnich dziesięciu lat stanowisko artystycznego zajmowali więc: Zdzisław Jaskuła, Mikołaj Grabowski, Kazimierz Dejmek (którego imię teatr nosi od 2008 roku), Grzegorz Królikiewicz, Jerzy Zelnik. Teatr ani przez chwilę nie zniknął z pola widzenia polityków. 

Wybrany przez SLD-owskie władze miasta Mikołaj Grabowski (od 2002 roku dyrektor artystyczny Narodowego Starego Teatru w Krakowie), za którego kadencji Nowy odzyskał na chwilę formę, musiał się tłumaczyć przed komisją kultury i radnymi AWS z brzydkich wyrazów w sztuce "Zamęt albo Hurlyburly" głośnego amerykańskiego autora Davida Rabe. Dyrekcja Królikiewicza rozpoczęła się w atmosferze skandalu. Prezydent miasta Jerzy Kropiwnicki powołał kontrowersyjnego reżysera filmowego wbrew woli zespołu, Ministerstwa Kultury i ZASP-u, co zakończyło się okupacją teatru przez aktorów, zwolnieniami i kryzysem artystycznym. Ówczesny minister kultury Waldemar Dąbrowski próbował wprowadzić do ustawy o organizowaniu i prowadzeniu działalności kulturalnej poprawki, które zapobiegłby podobnym konfliktom. Nie udało się - konkursy na stanowiska kierownicze są w ustawie zalecane, ale ostateczną decyzję podejmują nadal urzędnicy samorządowi, którzy uważają instytucje kultury za własne. 

Za urzędowania Jerzego Zelnika teatr bywał wykorzystywany przez Jerzego Kropiwnickiego oraz związane z nim ugrupowania (Chrześcijański Ruch Samorządowy i Łódzkie Porozumienie Obywatelskie) jako sala konwencji wyborczych. Zelnikowi groziło zwolnienie, gdy popadł w konflikt z dyrektorem naczelnym Januszem Michalukiem, prawnikiem, byłym wiceprezydentem Łodzi (1990-94, za rządów prawicy), którego prezydent miasta umieścił w teatrze podczas afery Królikiewicza. Inna sprawa, że dyrekcja Zelnika nie była jednak pasmem sukcesów, pogłębiła tylko artystyczny rozkład najnowocześniejszej sceny w Łodzi. 

Ostatni sezon zaprojektował i zrealizował powołany we wrześniu 2008 roku Zbigniew Brzoza, reżyser, wieloletni dyrektor Teatru Studio w Warszawie. Teatr Nowy odżył. "Brygada szlifierza Karhana", produkcyjniak legenda, od którego w 1949 roku zaczęła się historia Dejmkowskiego Nowego, zdobyła ogólnopolskie nagrody i zaproszenia na najważniejsze festiwale (za udział w których teatr nie musi dopłacać z własnej kieszeni, jak to wcześniej bywało). Brzoza zdobył zaufanie zespołu, poparcie ZASP-u, przychylność lokalnych mediów. Wywalczył przyznanie teatrowi sali prób działającej także jako dodatkowa scena i Centrum Edukacji Teatralnej. W komisji kultury cieszy się dobrą opinią zarówno wśród radnych PO, jak i PiS. Komisja potwierdziła to poparcie, wyrażając zgodę na zmianę statutu teatru, dzięki któremu CET mogło oficjalnie stać się częścią placówki i walczyć o unijne dotacje. Adam Tarski pisał w "Wiadomościach samorządowych" (wydawanych przez Łódzkie Porozumienie Obywatelskie): "Zbigniew Brzoza to niewątpliwie pierwsza liga, co już zdążył udowodnić gdzie indziej. Dobrze, że jest w Łodzi. Takie brzozy należy podlewać obficie, by się zakorzeniły i niekoniecznie chciały się przesadzać gdzie indziej".

A jednak. Niespodziewanie prezydent Kropiwnicki polecił zwolnić kierownika literackiego Tomasza Śpiewaka (dramaturga pracującego przy dwóch najciekawszych projektach Nowego, „Brygadzie...” i „Królu_Duchu”, współautora programu teatru na kolejny rok). Na jego miejsce zatrudniono PiS-owską radną Bożenę Jędrzejczak, która w komisji kultury często torpedowała projekty dyrektora. Z kolei Brzozie prezydent nie chce przedłużyć wygasającej w grudniu umowy. W wywiadach powtarza, że chętnie widziałby na stanowisku dyrektorskim Olgierda Łukaszewicza (aktor startował w poprzednim konkursie razem z Brzozą), bo teatr obecnie wydaje mu się „zbyt elitarny”, a Łukaszewicz (choć nigdy nie kierował teatrem i niewiele reżyserował), tak „pięknie zagrał w »Generale Nilu «”.Cała sprawa zaczęła się wraz z rozpoczęciem okresu urlopowego (Królikiewicza Kropiwnicki zatrudnił w Wielki Piątek, także licząc na nieobecność aktorów), gdy większość zespołu już się rozjechała. Artyści jednak szybko skrzyknęli się przez wszelkie możliwe kanały (od SMS-ów po Facebook). Piszą listy poparcia dla swojego dyrektora, planują happeningi, koncerty, akcje artystyczne. 

Ostateczna decyzja jeszcze nie zapadła. Jerzy Kropiwnicki zapowiada, że podejmie ją po zapoznaniu się z protokołem pięcioosobowej komisji, która miała ocenić zgodność planów Brzozy z ich realizacją. Ale protokół obrad (z opinią pozytywną dla obecnego dyrektora) do prezydenta nie dotarł, bo nie podpisała go nadal... Bożena Jędrzejczak. Stan zawieszenia może trwać jeszcze kilka tygodni. 

- Prezydent do końca lipca jest na urlopie - mówi Marzena Korosteńska, zastępca rzecznika prasowego Urzędu Miasta Łodzi. Tymczasem dyrektor, nawet jeśli pozostanie na stanowisku do grudnia, nie może dopinać planów na przyszły sezon. - Jak mam zarażać entuzjazmem zespół i podpisywać umowy z perspektywą rychłego zwolnienia? - mówi Brzoza. 

Trudno zresztą nie pytać o oficjalne uzasadnienie decyzji prezydenta. ZASP nie wycofał swojej rekomendacji dla Brzozy. Argumentem nie jest też spadek frekwencji. Aktorzy idą za dyrektorem jak w dym. 

- Skala swobody lokalnych kacyków jest za duża - mówi Zdzisław Jaskuła, poeta, pisarz, były dyrektor Nowego. - Ta sprawa ma aspekty sensacyjne, ale i wiele mówi o psychologii władzy. 

Niezależnie od oceny sprawności dyrektorskiej Zbigniewa Brzozy kolejne przerywanie ciągłości pracy byłoby dla teatru katastrofalne. Szkoda byłoby poza tym zmarnować projekt, jaki przygotował on dla Nowego na przyszły rok. Zwłaszcza że byłby to pierwszy raz, gdy teatr zmierzy się z dziedzictwem współistniejącego w jego budynku przez wiele lat teatru żydowskiego i włączy się artystycznie w obchody likwidacji łódzkiego getta. 

- "Kadisz" w reżyserii Remigiusza Brzyka o wypędzeniu Żydów z Anatewki, "Natan mędrzec" Natalii Korczakowskiej o próbie dialogu ekumenicznego, widowisko plenerowe "Rumkowski" o przewodniczącym Judenratu w Ghetto Litzmannstadt, spektakl taneczny Izabeli Chlewińskiej na podstawie grafik Brunona Schulza, "Nieboska komedia" - tekst założycielski polskiego antysemityzmu - wylicza Tomasz Śpiewak. 

Szansa Zbigniewa Brzozy może polegać na tym, że Olgierd Łukaszewicz odmówił udziału w "łódzkich gierkach", a prezydent Kropiwnicki nie ma prawdopodobnie w zanadrzu kandydata, który cieszyłby się porównywalnym prestiżem. Utrata sprawnego dyrektora tuż przed wyborami i ponowne pogrążenie teatru w chaosie czy marazmie byłoby niekorzystne dla Włodzimierza Tomaszewskiego, zastępcy i planowanego następcy prezydenta. 

Gdyby jednak po powrocie z urlopu Jerzy Kropiwnicki zdecydował się dalej forsować swój pomysł, Teatr Nowy po teatrze w Jeleniej Górze byłby kolejną w tym roku ofiarą samowoli władz lokalnych.



Joanna Derkaczew
Gazeta Wyborcza
15 lipca 2009