(Nie)szczęście w nieszczęściu

Bezpośredniość w mowie, czarujące spojrzenie, szelmowski uśmiech a może wyniosłość, cynizm i wolność, która nie myśli o jutrze? Co sprawia, że wszystkie kobiety, które spotka na swojej drodze Płatonow, lgną do niego bez względu na swój stan, wiek, usposobienie, upodobania i cechy charakteru? Czy jest on na tyle charyzmatyczny, że uwodzi je bez trudu? A może na tyle bezbarwny, by każda mogła go do siebie dopasować?

Możemy się zastanawiać, jakim warsztatem musiał posługiwać się nieco ponad dwudziestoletni chłopak, żeby wymyślić tak charakterologicznie skomplikowaną i naszpikowaną wielością postaci historię. Mamy tutaj i namiętność, i romanse, i niemożność podjęcia decyzji, i pragnienie zmiany, która (oczywiście) nie następuje, i zbrukane ideały, i w końcu chęć ucieczki (chciałoby się rzec „do Moskwy, do Moskwy!"), które można było pomieścić chyba tylko w „Sztuce bez tytułu". Anton Czechow zebrał w tym dramacie wszystkie tematy, które bardziej usystematyzowane znalazły rozwinięcie w jego późniejszej twórczości. Anna Gryszkówna nie zdecydowała się jednak na wierne wystawienie sztuki i z całej masy bohaterów „Sztuki bez tytułu" wyciągnęła te składniki, które musiały doprowadzić do katastrofy. W końcu nie od dziś wiadomo, że relacje damsko-męskie to przepis na prawdziwie wybuchową miksturę.

Istotnie, widzimy tu tylko kilka scen z życia postaci. Czas wydarzeń jest szczególny, bo jest to noc sylwestrowa: coś się kończy, coś się zaczyna. Generałowa Anna Wojnicew wyprawia przyjęcie dla swoich przyjaciół. Na scenie nie zobaczymy adoratorów prześcigających się w staraniach o jej majątek, nie zabraknie zaś jej pasierba, nieskalanego pracą Sergiusza i jego świeżo upieczonej żony, nieco marudnej Soni, beztroskiego lekarza Mikołaja i jego siostry Saszy, dziewczyny o prostym i pogodnym usposobieniu, która przybywa w odwiedziny wraz ze swoim mężem Michałem Płatonowem. W międzyczasie towarzystwo urozmaici im nieco rozhisteryzowana Maria Grekow, która mimo początkowej urazy, jakiej doznała ze strony Płatonowa, podobnie jak wszystkie wymienione kobiety, straci dla niego głowę. Lokalny Don Juan, wiejski nauczyciel bez wyższego wykształcenia, ale za to z niefrasobliwym usposobieniem i błyskotliwym dowcipem, od razu zaskarbia zainteresowanie płci pięknej. Zaczepny, sam chętnie ulega zaczepkom i wdaje się w gry towarzyskie. Niestety tym razem karty nie są po jego stronie – szampańska noc przerodzi się w tragiczny poranek.

Spektakl ten sporo by stracił gdyby nie scenografia i kostiumy Anety Suskiewicz oraz muzyka Andrzeja Perkmana. To właśnie te elementy generują klimat całej sztuki. Generałowa nosi spodnie, a w swoich czarno-białych strojach i rozpuszczonych włosach znacząco odróżnia się od kolorowych, wystylizowanych kobiet, co dodatkowo podkreśla bezpruderyjność i przenikliwość Anny Wojnicew. Grube kurtki, ciepłe chusty i futrzane dodatki kojarzą się z daleką Rosją, pasują jak ulał do aktorów śpiewających rosyjskie piosenki. I jeszcze ścianki przedzielające scenę, wykonane z grubej folii, które dodają miejscu akcji nowoczesności, równocześnie potęgując efekt „plastikowych" relacji pomiędzy postaciami. Tutaj nawet śnieg na deskach zyskuje podwójne znaczenie.

Aktorzy dostali od reżysera trudne zadanie: musieli w płynny sposób, a jednocześnie bardzo wyraźnie zaznaczyć granicę pomiędzy początkową komediowością sztuki a dalszym tragicznym rozwojem wydarzeń w taki sposób, aby widz nie odczuł bardzo dużego przeskoku pomiędzy pierwszym a drugim aktem. Jako grupa zrealizowali je bardzo dobrze, jednak nie mogę oprzeć się wrażeniu, że każdej z osobna postaci to zaszkodziło: odebrało trochę wiarygodności a na pewno psychologicznego realizmu.

Najmniej poszkodowana z tego zgiełku wyszła Agata Wątróbska grająca Annę Wojnicew, która z rozkrzyczanej, momentami histerycznej kobiety spragnionej mężczyzn i dobrej zabawy, pijana w rozmowie z Płatonowem pokazuje swoją kruchość, samotność i skrywaną głęboko potrzebę bycia kochaną. Z kolei Michał Płatonow (Otar Saralidze), świetny w roli błyskotliwego bawidamka, zbyt łatwo poddaje się kobiecemu osaczeniu. Skołowany, wycieńczony gierkami, jakby na zawołanie traci siły, zdaje się, że od razu wie, że przegra. Brakowało rozpaczliwej próby szamotania się z własnym losem, ciągłego szukania wyjścia z beznadziejnej dla niego sytuacji. Podobnie było z Sonią (Martyna Kowalik), która honorowa, przez pierwszą część spektaklu prowadzi z Płatonowem szermierkę słowną na temat krzywd, jakich z jego strony doznała, a po zaledwie jednej deklaracji Płatonowa postanawia porzucić męża i całe dotychczasowe życie. Przecież była doświadczona w kontaktach z nim. Znowu bezwiednie dała się złapać w jego sidła? Na uwagę zasługują zarówno Agata Góral grająca Marię Grekow, jak i Agata Różycka w roli żony Płatonowa. Ta pierwsza wprowadza na scenę świeżość i niewymuszoną komediowość, z kolei Sasza była prawdziwa od początku do końca, zarówno w swoim prostym nastawieniu do życia, jak i bólu, którego doznała tracąc to, co dla niej najcenniejsze: normalny dom i pełną rodzinę.

Marcin Stępniak jest uroczy w roli zabawnego, pełnego dystansu do świata, ale jednocześnie naiwnego młodego lekarza Mikołaja, który z czasem przekonuje się, jakie spustoszenie sieje wiejski nauczyciel w życiu każdej z postaci, podobnie bardzo dobrze radzi sobie Sebastian Skoczeń jako Sergiusz, mąż Soni, cierpiący po stracie ukochanej. Jednak ten spektakl zdecydowanie należy do kobiet. To one są tutaj siłą napędową całej akcji, dominują na scenie przez cały czas, a trudne historie, które przeżyły, wybrzmiewają dużo głośniej niż sam upadek Płatonowa.



Malwina Dutkiewicz
Dziennik Teatralny Warszawa
30 marca 2019
Portrety
Anna Gryszkówna