Nie tylko tysiąc epizodów
Krystyna Feldman urodziła się sto lat temu, 1 marca 1916 roku, we Lwowie. Życie spędziła w teatrze i na planie filmowym. A żyła intensywnie i nawet w "szewski poniedziałek", jak określała wolny dzień w teatrze, nie odpoczywała. Mówiła: "i tego dnia jest dużo do roboty. A to pisać trzeba, a to czytać, a to gdzieś pójść, a to to, a to tamto, a to owo". 7 marca w księgarni Z Bajki w Poznaniu odbędzie się premiera odnalezionej książki Krystyny Feldman "Światła, które nie gasną".Zapewne wynikiem takich właśnie poniedziałkowych prac była znaleziona niedawno powieść "Światła, które nie gasną" Krystyny Feldman. Pożółkły rękopis składa się z dwustu pięćdziesięciu stron zapisanych piękną kaligrafią. Teatr Nowy i Wydawnictwo Miejskie Posnania zadbały o jego wydanie. Autorka prowadzi nas za teatralne kulisy, do garderoby i rekwizytorni, opisując przedpremierową gorączkę i ludzi nią owładniętych. Ten stan był jej bliski. Siedząc kiedyś przed lustrem w garderobie, jedząc mocno spóźnione śniadanie, stwierdziła: "Ja prowadzę życie może trochę zwariowane, ale ono mnie się podoba. Jako to aktorskie dziecko, mam troszkę obłędu w sobie...".
Poznańska Kresowianka
Była córką znakomitego aktora Ferdynanda Feldmana i śpiewaczki Marii Sawickiej-Feldmanowej. Ojciec zmarł, kiedy miała zaledwie trzy lata, ale dorastała w blasku jego legendy. Kiedy uparła się, że chce pójść w jego ślady, matka zwróciła się do aktora i pedagoga Janusza Strachockiego, który prowadził szkołę aktorską we Lwowie, z pytaniem, czy podejmie się uczenia Krystyny. Zgodził się - na próbę - obiecując, że za miesiąc odpowie jej uczciwie, czy córka się nadaje na scenę, mówiąc: "A jak nie - to nie będziemy paskudzić nazwiska". Opowiadając tę historię, Krystyna Feldman dodawała z uśmiechem: "No więc jakoś nie spaskudziłam nazwiska...". Po ojcu przejęła talent aktorski, ale też sztukę trafiania do ludzkich serc. Było takie powiedzenie we Lwowie: "Będę miał dobry dzień - spotkałem Feldmana". Natomiast w Poznaniu śpiewano: "Krysia F to nasza wielka chluba, Krysia F - autentyk nie podróba". Kochała ją poznańska ulica: za skromność, za poczucie humoru, za to, że z każdym zagadała, i za to, że tak wrosła w Poznań, że stała się poznańską Kresowianką. W rok po jej śmierci w autobusie linii 74 zawieszono tabliczkę: "W tym miejscu zwykła siadać pani Krystyna Feldman - niezwykła osobowość, wierna pasażerka MPK Poznań". Mistrzem ceremonii odsłonięcia tabliczki był Bohdan Smoleń.
Życie na scenie
Do Teatru Nowego, od strony Sceny Nowej, prowadzi zaułek Krystyny Feldman. Aktorka występowała w tym teatrze przez trzydzieści lat. Stworzyła wiele kreacji. W 1988 roku, za niemą rolę Lali w "Narzeczonym Beaty" Adolfa Rudnickiego, w reżyserii Izabelli Cywińskiej, otrzymała główną Nagrodę Aktorską na festiwalu w Kaliszu. Spośród wielu pamiętnych przedstawień warto przypomnieć też "Piękną Lucyndę" Mariana Hemara, w reżyserii Eugeniusza Korina. To przedstawienie grano w Teatrze Nowym przez 15 sezonów. Pobiło ono wszystkie rekordy popularności, zdobyło nagrody na Festiwalu Sztuk Przyjemnych w Łodzi, a pani Krysia, która grała w nim Terpsychorę, Wawrzonka i Zuzannę, miała w tym sukcesie znaczący udział.
W 2001 roku przyznano jej Ogólnopolską Nagrodę Jańcia Wodnika za całokształt osiągnięć filmowych. W tym czasie ukazała się też, nakładem Wydawnictwa św. Wojciecha, książka "Krystyna Feldman albo Festiwal Tysiąca i Jednego Epizodu" - barwny zapis wspomnień aktorki, dokonany przez Tadeusza Żukowskiego. Mówiła wtedy: "No nie wiem, czybym się przed kim innym tak otworzyła. Pełne zaufanie. Lubimy się i jakoś tak na jednej fali nadajemy. Trzeba było kompletnie otworzyć się przed nim. Ja mówiłam - on nagrywał. Po czym, ponieważ ja jestem elokwentna, jak zaczynam mówić, to się zatrzymać nie mogę, a w dygresję włażę tu i tam, zadaniem Tadzia było uporządkować tę płynącą, wezbraną falę. Cyzelował, ale nie zabił nic mojego. Tam jestem cała ja". Tadeusz Żukowski, zastanawiając się, jak ułożyć tę książkę, wpadł na genialnie prosty pomysł, żeby stworzyć ją z epizodów. Miał wszak do czynienia z aktorką, którą nazywano królową epizodu. Połączył żywioł narracyjny Krystyny Feldman z własnym literackim talentem i w ten sposób powstała niecodzienna biografia. Ostatni jej rozdział mieli dopisać Robert Gliński i Krzysztof Krauze. Rola starej, zaborczej matki w "Królowej piękności z Leeneane" Martina McDonagha w reżyserii Glińskiego była zupełnie różna od komediowych, charakterystycznych postaci, z którymi dotychczas kojarzono Feldman. Okazało się, że i w takim bergmanowskim aktorstwie, opartym na wnętrzu, na emocjach, aktorka jest znakomita. Irlandzki dramat o potrzebie uczucia i kontaktu z innym człowiekiem pozwolił jej szerzej pokazać aktorskie umiejętności.
Nikifor
Jednak największą radość i spełnienie pod koniec życia przyniosła jej fenomenalna rola Nikifora, w filmie Krzysztofa Krauzego: "Cała trudność polegała na tym, że nie można było zagrać Nikifora, tylko być Nikiforem! Może ja mam z nim coś wspólnego? Nie przywiązuję wagi do rzeczy nabytych. Nie mam pralki, lodówki, samochodu. Nie mam takiego chciejstwa posiadania. Lubię skromne życie. Mam własny świat i przez ten własny świat patrzę na świat otaczający. To samo robił Nikifor tymi malunkami. Mówił - o kolor trzeba prosić. Kogo prosić? Boga prosić, z tego wynikało. On tak jakoś wlazł we mnie, tak mnie wypełnił, że ja naprawdę zapomniałam, że ja to ja. Ja wiedziałam, że ja to Nikifor".
Benefis
19 września 2004 roku w Teatrze Nowym odbyła się uroczysta premiera filmu "Nikifor". Krystyna Feldman wcześniej wróciła z Festiwalu Polskich Filmów Fabularnych w Gdyni, aby oglądać film z poznańską publicznością. Ludzie nie kryli swojego podziwu, wzruszenia i zachwytu. Wiwatowali na cześć pani Krysi. A ona odpowiadała: "Całym sercem wam dziękuję, no kochane moje poznanioki. Dzięki! Dzięki! Dzięki! Dla takich chce się żyć, pracować i grać!". I właśnie podczas tego wieczoru przyszła wiadomość, że Krystyna Feldman otrzymała za rolę Nikifora Złote Lwy! Po filmie odbył się benefis. "To było nieprawdopodobne zjawisko - mówił poruszony Krauze. - Pierwszy raz tak przeżyłem benefis. Tu się dużo utalentowanych ludzi do tego sukcesu przyczyniło, ale poziom stworzyła Kryśka. To było z najszlachetniejszej materii, tak wzruszające, tak przejmujące. Myślałem, że ją już znam, a ona zawsze mnie zaskakuje. Już jakby całe stulecie się w tym przegląda. To było olśniewające, olśniewające!"
Jechać do Lwowa
16 grudnia 2006 roku odbyła się premiera monodramu "I to mi zostało", według opowieści Krystyny Feldman albo Festiwalu Tysiąca i Jednego Epizodu, przeniesionego na scenę przez Sergiusza Sternę-Wachowiaka i Roberta Glińskiego. Kameralna Trzecia Scena zamieniła się w pokój Krystyny Feldman. Na ścianach wisiały rodzinne fotografie. Byliśmy Jej gośćmi - wyróżnieni zaproszeniem na wspomnienia tej wielkiej aktorki. "To jest historia Polski - mówił przed premierą monodramu Robert Gliński - to jest historia polskiej inteligencji, polskiego teatru. Takich ludzi już nie ma. I to jest fantastyczne, że możemy posłuchać, jak ten świat, którego już nie ma, a przez który pani Krysia przeszła, jak on ją ukształtował..." Kiedy rozmawiałyśmy po spektaklu, Krystyna Feldman powiedziała: "Człowiek przechodził i dobre rzeczy, i okrutne, wojnę, utratę niepodległości, to, czemu my byliśmy poddani, my, szczególnie ludzie ze Wschodu. Ale nie straciłam chęci do pracy, nie ma we mnie żadnego rozgoryczenia. Można powiedzieć, że jestem takim wewnętrznym dwudziestolatkiem. Lwów, gdzie się urodziłam, mogę tylko wspominać, ale Bogu dziękować za to, jak jest teraz". Poznań stał się drugim ukochanym miastem Krystyny Feldman. I była to miłość z wzajemnością. Monodram "I to mi zostało" Krystyna Feldman zagrała tylko cztery razy. Zmarła 24 stycznia 2007 roku. Pochowano ją w kostiumie, w którym zagrała ostatnią, tak bardzo osobistą rolę.
***
Cytowane fragmenty pochodzą z radiowych nagrań autorki tekstu
7 marca o godz. 19.00 w księgarni Z Bajki odbędzie się premiera książki Krystyny Feldman "Światła, które nie gasną", której wydawcami są Wydawnictwo Miejskie Posnania i Teatr Nowy w Poznaniu. Aktorkę wspominać będzie Daniela Popławska, bilety: 25 zł.
Barbara Miczko-Malcher
kultura.poznan.pl
27 lutego 2016