Nie ufajcie słowom

"Milczenie o Hiobie" nie spodoba się tym, którzy w Piotrze Cieplaku upatrywali ostatniej ostoi teatru tradycyjnego. Najnowszy spektakl Cieplaka to najbardziej "warlikowskie" z jego przedsięwzięć.

Zaczyna się mniej więcej konwencjonalnie. Cezary Kosiński przywołuje przypowieść o Hiobie, pojawiają się kolejni aktorzy. Ubrani zwyczajnie, zasiadają za stołem, czujemy, że za moment rozpocznie się kolejna, przemyślana dialogowo i efektowna wizualnie teatralna partytura tego reżysera. Nic z tych rzeczy. Zespół ulega rozproszeniu, każda z postaci przychodzi do nas w innej sprawie. Opowiadanie na serio o cierpieniu w czasach bólu sankcjonowanego komercyjnym zamówieniem nie jest już możliwe. Tragedia Hioba nie ujawnia się w biblijnym zaklęciu, wielkich słowach skażonych często kłamstwem, ale w tym, co niewidzialne, zepchnięte na margines, wycofane z obiegu. I dlatego aktorzy Narodowego nie budują zwartej narracji. Każdy opowiada o prywatnym mierzeniu się z bólem lub jego brakiem. Nie starają się przekonywać do własnych racji, zachowują dystans i obiektywizm. Cieplaka nie interesuje szantaż emocjonalny - żadnych morałów, pouczeń, łatwych wzruszeń, istotne są narracje: rozproszone, rozsypane słowa, które układają się w kosmate, kanciaste historyjki. To z nich wyłania się prawda. Dominika Kluźniak w studiu radiowym nagrywa relację z oblężenia. Jest zdyscyplinowana i profesjonalna, mówi hiperpoprawną polszczyzną, zawsze pamięta o wyłączeniu telefonu. Tylko raz zrozumie, że treści, które przekazuje, nie dają się zbyć obłymi kadencjami. Prosi o przerwę w nagraniu, odroczenie wyroku. Karol Pocheć czyta wykopiowania wywiadów z Markiem Edelmanem i Andrzejem Stasiukiem. Monika Dryl w eleganckim czerwonym kostiumie interpretuje malarstwo Georges'a de La Toura, zauważa kolczyk w uchu żony Hioba z płótna de La Toura, o którym milczą interpretatorzy. Zbigniew Zamachowski w brawurowym wejściu z pasją opowiada o polskich bocianach - stereotypie romantycznego marzenia i współczesnego wzruszenia. Jest jeszcze być może najważniejsza postać w spektaklu, grana przez Wiktorię Gorodecką: katalizator realnego profanum z ledwo uchwytnym sacrum obecnym przede wszystkim w partyturze towarzyszącego aktorom zespołu Kormorany. Wykrzyczane, wymruczane, wyśpiewane partie Gorodeckiej, z fragmentem "Modlitwy" Miłosza na czele, burzą obiektywizm pozostałych narracji. Cieplak mówi: Nie ufajcie słowom, oglądajcie czuciem. Pokazaliśmy wam jedynie kilka punktów zapalnych. Mogą nie znaczyć nic, mogą oznaczać wszystko. Jak w Księdze Hioba: "Dał Pan i zabrał Pan. Niech będzie imię Pańskie błogosławione" Co począć z takim dziedzictwem?



Łukasz Maciejewski
Wprost
7 listopada 2013
Spektakle
Milczenie o Hiobie