Nie wiem, co jest moim powołaniem
Czechowskiej „Mewy" jeszcze w życiu nie miałem okazji oglądać na teatralnej scenie, a takiej wyprodukowanej w Rosji, przez Rosjan, po rosyjsku – to już w ogóle. Niemałe zatem odczułem poruszenie widząc w programie katowickiego Open The Door przedstawienie Jurija Butuzowa z Teatru Satyrykon w Moskwie. Wiedziałem, że nie mogę tego wydarzenia ominąć, chociaż nie miałem pojęcia, czego tak naprawdę mam się spodziewać po moskiewskiej inscenizacji.Czechowa do tej pory znałem tylko z jednego przedstawienia, z „Wujaszka Wani" Waldemara Śmigasiewicza z Teatru Polskiego w Bielsku-Białej, znakomitego spektaklu, gdzie czechowskie postacie cierpiały kameralnie, gdzieś z boku, w ciszy pośród wyschniętych jesiennych liści. Tak też wyobrażałem sobie bohaterów rosyjskiego klasyka, ilekroć go czytałem, widziałem milczące twarze, stłumione, nieodgadnione emocje zakodowane między wierszami wypowiedzi czy napięcie rosnące powoli, stopniowo w kotłujących się wnętrzach postaci.
Tymczasem Jurij Butuzow dosłownie wtargnął na scenę, aby następnie metaforycznie spalić moje dotychczasowe rozumienie tegoż autora. Widząc niby-płonącą scenografię z przedstawienia głównego bohatera, Trieplewa, powoli zacząłem rozumieć, że w sumie to Czechow może być zupełnie inny.
U Butuzowa bohaterowie brawurowo przewijają się przez sceny, w wielkich, zamaszystych gestach, z potężnymi emocjami wymalowanymi na twarzy, jak gdyby byli to bohaterowie szekspirowscy. Tak więc spektakl od pierwszych scen uderza w pompatyczne tony, jednakże widać i słychać, że jest to zabieg wyrachowany i zamierzony. Bo Trieplew, mimo że jest tym ambitnym wizjonerem żyjącym na prowincji, u Butuzowa jednak ewidentnie ma coś z Hamleta, a w dynamice zachodzącej między nim a jego matką, Arkadiną, często odbija się echem relacja duńskiego księcia z Gertrudą. Ponadto przedstawienie Trieplewa, będące jego poszukiwaniem nowych form, niby Zabójstwo Gonzagi uderzające w Klaudiusza i Gertrudę, wypomina grzechy Trigorinowi i Arkadinie – że zdefiniowali oni już teatr i to oni decydują, czym ten teatr może, a czym definitywnie nie może być. Oczywiście, „Mewa" z Satyrykonu nie jest wyłącznie remakiem „Hamleta", niemniej jednak ta paralela między tymi dwoma tekstami jest odczuwalna i niewątpliwie wydaje się intrygującym aspektem przedstawienia.
W ciekawy i stosunkowo dosłowny sposób Butuzow traktuje teatralność jako temat przedstawienia. Początkowo poukładany i linearny przebieg dramatu z każdym kolejnym aktem staje coraz bardziej zdeformowany. W piątym akcie dochodzi do niemalże kompletnej dekonstrukcji przedstawienia, gdyż większość ostatnich scen to powtarzana rozmowa Trieplewa z Niną, jego utraconą miłością, która porzuciła go dla Trigorina. Kolejne postaci dramatu wchodzą na scenę i na różne sposoby odbywają te samą konwersacje, jak gdyby cały czechowski świat stanął na głowie, aby znaleźć tę jedną, właściwą formę, której Konstanty Trieplew szukał od początku spektaklu. Co ciekawe, na sam koniec można odnieść wrażenie, że to się udaje – „prawdziwy" Konstanty i „prawdziwa" Nina (o ile można w ogóle mówić o jakiejkolwiek prawdzie w tym iluzjonistycznym, teatralnym świecie) odbywają dotkliwą i szczerą rozmowę, w której Trieplewa bezsilnie stwierdza „nie wiem, co jest moim powołaniem". Sentencja ta, niby fatum, bezdennie wisi nad sceną Satyrykonu, zamykając akcję dramatu i boleśnie przypieczętowując losy Konstantego. Po chwili dowiadujemy się od jednej z postaci, że niespełniony artysta się postrzelił. Wraz z nami dowiaduje się tego' jego matka huśtająca się beztrosko na huśtawce. Nowe w teatrze ginie, a stare zostaje na scenie, samoistnie żyje własnym życiem.
Podoba się u Butuzowa rozumienie przestrzeni. Umowna i surowa składa się przede wszystkim z centralnych realistycznych elementów, wokół których kręci się akcja dramatu. Czasem jest to jedynie stół zastawiony sztucznymi owocami, a czasem wanna, w której Trieplew usiłuje utopić matkę, rozmawiając z nią o swojej sztuce. Niekiedy jednak przestrzeń staje się zupełnie sterylna i abstrakcyjna, jak gdyby żywcem została wyciągnięta z postmodernistycznych spektakli. Dzieje się tak na przykład w czwartym akcie, kiedy aktorzy zostają zamknięci w środku białego sześcianu. Wówczas szczególnie wypływa na wierzch metateatr Butuzowa i jego autorefleksja na temat tworzenia teatru – że ten świat Czechowa na dobrą sprawę można wyrażać wielorako, że ta „prawdziwa" forma może przybierać najróżniejsze kształty. Która jednak u Butuzowa jest „najprawdziwsza"? Która by zadowoliła zagubionego Trieplewa?
Trudno powiedzieć. Mnie natomiast najbardziej zachwycił eklektyzm moskiewskiej „Mewy". Płynne i sumiennie przemyślane przejścia między formalizmem a realizmem, między teatrem a metateatrem, czy między Czechowem a Szekspirem, niejednokrotnie zaskakują. Bardzo lubię, kiedy teatr mnie zaskakuje. A Butuzow swoim teatrem zaskoczył mnie ze szczególną zmysłowością i precyzją.
Jan Gruca
Dziennik Teatralny Glasgow
3 lipca 2021