Nie wyobrażam sobie życia bez teatru...

Z Renatą Jasińską – aktorką, scenarzystką, reżyserką i dyrektor Teatru Arka we Wrocławiu rozmawia Agata Brzóska.

Na początek pytanie podstawowe, dlaczego właśnie Szekspir? W jaki kostium ubiera Pani tekst mistrza ze Stratfordu? Jaki jest Pani sposób na Makbeta? Według mnie jest to największy twórca teatralny, jaki się pojawił na świecie. Właściwie po jego czasach nikt go nie zastąpił, chociaż po nim było wielu wielkich, nikt nie miał takiego bagażu doświadczeń, sztafażu mitów i archetypów, odniesień do psychologii, psychiatrii czy polityki. Dlaczego Szekspir?… Pojawił się, ponieważ się nim zachwyciłam i męczyłam się nad nim osiem miesięcy, prawie jak dziecko. (śmiech) Rzeczywiście to bardzo długi okres czasu. Na czym głównie polegały prace nad spektaklem? Od czego Pani zaczęła i co było inspiracją? Prowadzę teatr dość oryginalny, ponieważ obok zawodowych aktorów po szkołach teatralnych, grają w naszym spektaklu cztery niepełnosprawne osoby. Jesteśmy dużym stowarzyszeniem i prowadzimy arteterapię. W tę działalność wpisuje się również Teatr Arka. Obserwowałam naszych niepełnosprawnych i stwierdziłam, że jest tam wielu utalentowanych podopiecznych. Kilka dobrych lat temu zaproponowałam im pracę, konsekwencją warsztatów jest Makbet prezentowany na tegorocznym Festiwalu Szekspirowskim. Nasi podopieczni są bardzo spontaniczni, nieprzewidywalni, jakby z innego wymiaru, funkcjonują jak we śnie. Czy Pani przedstawienia opierają się również na teatrze improwizacji? Tak, troszeczkę zahaczają o improwizację, aczkolwiek ta improwizacja ma określone ramy. Do pracy z niepełnosprawnymi, którzy działają bardzo spontanicznie, trzeba mieć odpowiednie kompetencje. My mamy doświadczenie jako aktorzy. Dzięki temu zestawieniu zawodowych aktorów i niepełnosprawnych nasze przedstawienia są wyjątkowe i oryginalne. Nasi podopieczni bardzo szybko się uczą. Gdy zaczynałam z nimi pracę, myślałam jak większość społeczeństwa, że niepełnosprawni intelektualnie nie rozwijają się, tylko funkcjonują w określonych ramach. Natomiast z perspektywy czasu odkrywam pewną zależność: jak Bóg/natura komuś coś zabierze – tak jak na przykład Hawkingowi – zrekompensuje to w inny sposób. Dla mnie jako aktorki niezwykle cenna jest umiejętność spontanicznego reagowania na świat. Zawodowcom praca nad żywiołowością i naturalnością zajmuje wiele lat. Aktorzy niepełnosprawni ukazują w teatrze prawdę. Nas zabija technika, powinniśmy pielęgnować ich świeżość i prawdę sceniczną, ponieważ teatr dzięki takim zabiegom jest żywy, ciągły i zachwyca widzów. Odbiorcę w teatrze interesuje to coś, co aktor ma w środku, jego prawda. A ta prawda u Szekspira jest wyjątkowo ważna… Wyjątkowo! Dlaczego zdecydowała się Pani na inscenizację właśnie Makbeta? Mogła Pani wybierać spośród 38 sztuk napisanych przez Szekspira. Bardzo interesuję się metafizyką, religiami i mitami. To jest mój konik. W Makbecie to wszystko jest: czary, magia, Hekate. Poza tym jest wątek władzy. Jako twórca chciałam powiedzieć, co sądzę o dzisiejszym świecie. Istnieje pewna zależność – jeśli człowiek daleko zachodzi, wiele osiąga, pragnie władzy to niestety ostatecznie zawsze spada bardzo nisko. To jest swego rodzaju ostrzeżenie dla polityków, którzy na szczycie władzy kompletnie się nie kontrolują, tak jak Makbet. Czy dostrzega Pani w powyższym dramacie, sugerowany przez Jana Kotta w Szekspirze współczesnym, Wielki Mechanizm Historii? Rzeczywiście inspirowałam się eseistyką Kotta. Przede wszystkim interesowało mnie dwoje morderców – Makbet i Lady Makbet. Dla mnie są oni taką parą, jak główni bohaterowie filmu Oliviera Stone’a Urodzeni mordercy. Na początku niewinni, działający instynktownie, jak zwierzęta, w momencie, kiedy wchodzą w tygiel władzy, kompletnie się zmieniają. Na czym polega przełamywanie barier pomiędzy widzami i aktorami w spektaklach Teatru Arka? Czy można doszukiwać się inspiracji Grotowskim? Jestem uczennicą Molika, wyrosłam na teatrze Grotowskiego i przesiąkłam jego wielkością. Uważam, że dzisiejszy teatr powinien spełniać trochę taką rolę religijno-terapeutyczną. Sztuka, teatr są tak wysoko, że sięgają potrzeby religijności, metafizyki, a jednocześnie współczesny człowiek jest tak zestresowany i czuje nacisk cywilizacyjny. W związku z tym, sztuka powinna być dla niego odskocznią, rozładowywać go, być swoistym katharsis. Będzie to możliwe tylko wtedy, gdy aktor będzie blisko widza, odbiorca będzie współuczestnikiem wydarzeń scenicznych, jak podczas terapii. Marzę o realizacji takiego przedstawienia. Ponadto czerpię inspirację z twórczości Kantora, m.in. maski. W Makbecie za maski i kostiumy były odpowiedzialne dwie wielkie artystki: Ela Jobko, która sama zaprojektowała i uszyła kostiumy, oraz Elżbieta Roszczak, która zaprojektowała i wykonała maski. Muszę w tym miejscu wspomnieć również o muzyce, która jest genialna i magiczna. Napisał ją Jacek Zamecki. Czy istnieje jakiś klucz do wyborów repertuarowych Pani teatru? Czy wybory są konsekwentne i łączą się ze sobą? Istnieje taki klucz. Głównym celem jest metafizyka, sięganie do pełni człowieczeństwa, psychiki bohaterów. Takie pogranicze rytuału, terapii. W tym kierunku zmierzają moje wszystkie spektakle. Jak narodził się pomysł współpracy z aktorami niepełnosprawnymi i projekt arteterapii? W latach siedemdziesiątych, w moich czasach studenckich, Wrocław był stolicą teatralną, do której przyjeżdżało wiele zagranicznych zespołów. Oglądałam wówczas wspaniały francuski teatr. Reżyserem był Savari i pokazywał Magic Circus, w którym obok zawodowych aktorów, grali niepełnosprawni. Efekt był genialny. Wtedy postanowiłam, że jak zostanę reżyserem, stworzę właśnie taki teatr – różnorodny. Moje dwie niepełnosprawne aktorki grają w Makbecie czarownice, nie mówią do końca wyraźnie, ale to ma taki podtekst i ładunek emocjonalny, są bardzo autentyczne. Zawodowe aktorki nie zagrałyby tych ról tak doskonale. Czy zło w Makbecie jest metafizyczne? Funkcjonuje jako konieczna przeciwwaga dla dobra? Czy może zło pojawia się dopiero w woli człowieka, izoluje od społeczeństwa, w przeciwieństwie do dobra, które łączy i integruje? Wprowadziłam w spektakl postać Hekate, ale nie jako zło, boginię, która przyszła z zewnątrz. Chciałam wyeksponować fakt, że w każdym człowieku drzemie cząstka zła. Hekate jest jakby drugą osobowością Lady Makbet. Czy występuje w spektaklu w relacji sobowtóra wobec królowej? Tak, aczkolwiek na końcu Hekate triumfuje, jest autonomiczną postacią. I ostatnie pytanie, który spośród festiwalowych spektakli jest najbardziej wyczekiwany przez Panią, z jakim przedstawieniem wiąże Pani największe nadzieje? Bardzo chciałabym zobaczyć Burzę z Poznania, ponieważ zapowiedzi i zdjęcia bardzo mnie zainteresowały. Poza tym ciekawi mnie rumuńska parafraza tekstu Szekspira Hamletmachine. Dziękuję za rozmowę. Dziękuję. XII Festiwal Szekspirowski.

Agata Brzóska
Gazetka Festiwalowa
5 sierpnia 2008
Portrety
Renata Jasińska