Niebezpieczne piękno gestu

Specjaliści uważają, że prawdę o mówiącym zawsze zdradzi jego sposób poruszania się. Czy można więc za pomocą ruchu opowiedzieć jedną z najbardziej znanych historii o manipulacji, niedopowiedzeniach i kłamstwach? Można. Krzysztof Pastor, przygotowując w poznańskim Teatrze Wielkim "Niebezpieczne związki", dowiódł, że piękny ruch może być tak samo zdradziecki jak piękne słowo

Pastor stworzył choreografię, ale jest także współtwórcą libretta, którego drugim autorem jest kompozytor Arturas Maskats. Tak ścisła współpraca zaowocowała niezwykle spójnym i ciekawym baletem teatralnym, w którym muzyka i ruch opowiadają historię niebezpiecznych związków międzyludzkich. Muzyka (orkiestra pod batutą Agnieszki Nagórki) oddaje nastroje, akcentuje najważniejsze momenty, zdradza prawdziwe oblicza postaci, jest klasyczna, stylizowana, ale od czasu do czasu przełamana choćby niespodziewanym dźwiękiem instrumentów perkusyjnych. Dwa razy wplecione zostają również fragmenty wokalne, aria kontratenorowa w drugim akcie oraz modlitwa podczas sceny procesji. Zgrzyty i napięcia między tym co klasyczne, a tym co przetworzone i bardziej współczesne oddaje choreografia, prezentująca cały wachlarz żywych emocji, nakładających się na klasyczne figury. Pastor łączy sceny zborowe z solowymi, nie daje widzowi się nudzić, bo w dworską i elegancką scenę balu włącza wyrafinowane flirty najważniejszych osób dramatu. Symultanicznie pokazuje momenty, gdy Valmont uwodzi Cecile, a markiza kawalera Danceny. Nie brakuje też chwil zapowiadających przyszłe wypadki, jak choćby pierwsze pojawienie się kawalera, który przygotowując się do balu i ćwicząc fechtunek, kieruje swoją szpadę w stronę Valmonta.  

Markiza i wicehrabia przygotowują się do balu. To podczas zabawy wyrachowana de Merteuil wskaże pierwszą postać ich gry. Graczy jest dwóch, osób, z których emocjami się gra – pięć. Valmont dla zabawy uwiedzie Cecile, dla zakładu rozkocha w sobie panią de Tourvel, przy czym nie będzie wiedział, że stawką w tej grze są jego najgłębsze uczucia. Markiza będzie tym samym zdecydowanym ruchem wskazywać kolejne osoby uwikłane w niebezpieczne związki, będzie kusić kawalera i wicehrabiego. I to ona okaże się największą przegraną gry, której mistrzynią się wydawała.

Mimo wielu romansów, kłamstw i zakładów, najważniejsza jest relacja markizy i wicehrabiego. To oni są głównymi bohaterami spektaklu. Bardzo dobra także aktorsko Agnieszka Wolna jako de Merteuil jest dwulicowa, zepsuta, bezwzględna i pozbawiona moralności, dla zabicia czasu igra z emocjami innych. Z każdego ruchu tancerki wyzierają ukryte pod pięknem wyrachowanie i bezwzględność. To naprawdę da się wytańczyć! Tym bardziej dramatyczna staje się ostatnia scena, gdy markiza odcięta srebrzystą ścianą od reszty towarzystwa pozostaje sam na sam ze śmiercią, martwymi ciałami Valmonta i de Tourvel. Oni zamarli zaznawszy szczęścia miłości. Ona, markiza, żyje i to jest największą karą za jej winy.

W postać pewnego swej władzy nad kobietami uwodziciela, Valmonta, wcielił się Dominik Muśko i trudno oprzeć się prezentowanej przez niego postaci. Valmont jest pełen pasji i łajdacki, niczym Casanova z wiersza Bursy „zawsze zdobywa”. A jednak sam zaskakuje siebie tym, że potrafi prawdziwie kochać. Wicehrabia, który dla efektu kabotyńsko modlił się na procesji, przemienia się w człowieka bezbronnego wobec prawdziwego uczucia, stającego się przyczyną jego śmierci. Karolina Wiśniewska w melodramatycznej roli pani de Tourvel ukazuje rozterki kobiety pobożnej i cnotliwej w starciu z uczuciem, którego sile nie może się przeciwstawić. Fantastyczna jest Cecil w wykonaniu Shino Sakurado, jest pełną uroku i świeżości młodą dziewczyną, chcącą poznać świat ze wszystkimi jego cieniami i blaskami. Ciekawość nie pozwoli jej, mimo przestróg matki, obojętnie traktować Valmonta ani szczerze pokochać Danceny’ego (Mateusz Sierant).

W „Niebezpiecznych związkach” wszystko gra, łączy się i znaczy, tworząc wielowymiarowy spektakl. Kolory projektowanych przez Annę Pitchouginę sukien pań: czerwona, krwawa i namiętna markiza, biała i niewinna de Tourvel, różowawa, więc łącząca w sobie obie barwy Cecile. Zimna, prosta choć niewątpliwie elegancka oprawa scenograficzna i światła Jana Polivki. Muzyka, ruch, scena tworzą dopracowany i widowiskowy spektakl, który warto zobaczyć. I może trochę zlęknąć się, że pięknym gestem możemy być tak samo omamieni jak słowem. Manipulacja i zło od stuleci fascynuje i pociąga. „Niebezpieczne związki” są podwójnie ciekawe, bo przedstawiają nietypową walkę, gdy zło walczy ze złem. Ale to opowieść z morałem. Niebezpieczne są związki między ludźmi. Niebezpieczna gra uczuciami innych, a najniebezpieczniejsze jest zostać samotnie na polu walki.



Katarzyna Wojtaszak
Dziennik Teatralny Poznań
13 stycznia 2011