Niech wieczory z teatrem tańca się nie kończą!

Polski Teatr Tańca zapewnił poznańskiej publiczności wieczór, który przyniósł jej doznania zarówno artystyczne, jak estetyczne, na najwyższym poziomie. Zobaczyliśmy trzy spektakle: "Barocco", "Short cuts" i "Naszyjnik gołębicy". Każdy z nich był naładowany bardzo wyraźnymi emocjami, które z pewnością bardzo pozytywnie udzielały się miłośnikom tańca współczesnego, zgromadzonym na widowni.

Spektakl "Barocco" udowodnił swoją wybitność długim aplauzem na Biennale de la Danse w Lyonie. Teraz, po raz kolejny, ma go okazję zobaczyć poznańska publiczność. Choreografię stworzył Jacek Przybyłowicz, tancerz, który ma na swoim koncie pracę między innymi z izraelskim Kibbutz Contemporary Dance Company. Balet komponuje się w scenerię barokowej muzyki Jana Sebastiana Bacha przeplatanej wstawkami wykonywanymi na wiolonczeli. Bardzo ważnym elementem jest tutaj estetyka. Giętkość i płynność ruchu współgra doskonale z bordowymi strojami tancerzy i ciepłym oświetleniem. Przybyłowicz jednak starał się nie obrazować na siłę muzyki i stylu niemieckiego kompozytora, dzięki czemu mamy wrażenie, że przemawia oryginalnym językiem. Synchroniczne i harmonijne ruchy na tle solowych etidu i duetów tanecznych powodują, że na scenie dostrzegamy wciąż coś nowego, ruch nie popada w monotonnię. Warto także wspomnieć, że cały balet jest afabularny, co powoduje skupienie naszej uwagi wyłącznie na estetyce i jakości ańca. 

Kolejnym widowiskiem było „Short cuts”. Autorem choerografi jest Istvan Juhos-Putto – artysta z dużym bagażem doświadczeń, co przekłada się na jego bardzo oryginalny język tańca. Niesamowita energia i tajemniczy klimat podkreślony przygaszonym oświetleniem wysuwają się w tym pokazie na pierwszy plan. Tancerze z maksymalnym wytężeniem obrazują nam międzyludzkie relacje. Przy duetowych scenach czuć wysokie napięcie i bijące z aktorów emocje. Taniec, kostiumy, styl i czasami też muzyka, kojarzyły się z japońskimi samurajami lub też z „puttowskim” stylem walki. Bardzo ciekawym pomysłem okazało się użycie luster jako rekwizytu. Punktowe światła skierowane na nie, odbijając się, krążyły po całej publiczności. Bardzo ciekawym zabiegiem okazał się także taniec przy braku muzyki. Było słychać wówczas jedynie stukot ciał o podłogę i oddechy tancerzy. Dzięki takiemu zabiegowi przekaz emocjonalny ze sceny został spotęgowany. Spektakl ten, podobnie jak poprzedni „Barocco”, charakteryzował się brakiem zarysowanej historii, dostaliśmy zatem tylko czysty taniec, czyste emocje i dużo energii. 

Ostatnim spektaklem był „Naszyjnik Gołębicy”. Tym razem znów mieliśmy okazję zobaczyć wizję znanego już nam z pierwszego spektaklu choreografa Jacka Przybyłowicza. Widowisko to ma jasno zarysowaną przestrzeń – szpital psychiatryczny. W oddali widać białe, poduszkowe ściany, natomiast tancerze występują w białych strojach pensjonariuszy szpitala. W oddali pod ścianą wyraźnie widać kobietę, wyalienowaną, która ewidentnie różni się od innych. Następnie pojawia się koło niej mężczyzna, co pozwala nam obserwować najpierw nawiązywanie między nimi porozumienia, a następnie wiążącą się nić głębszego uczucia. Mimo iż akcja ma miejsce w domu wariatów, to sam taniec bynajmniej do wariatów nie pasuje. Wszechogarniająca biel tworzy choreografię bardzo czystą, poukładaną i harmonijną. „Naszyjnik gołębicy” wyraźnie wybija się nad inne spektakle i bez wątpienia zasługuje na miano "gwoździa programu".



Witold Kobyłka
Dziennik Teatralny Poznań
17 lutego 2010