Niech żyje król - umiera król

"Król umiera" autorstwa francuskiego pisarza Eugene Ionesco jest sztuką o upadku i agonii człowieka panującego, dla którego śmierć wiąże się z bolesną lecz nieuchronną utratą władzy.

Sztuka ujawnia równość wszystkich ludzi w obliczu śmierci i przemijania, a także osamotnienie z nimi związane. To, że władza nie jest wieczna i w końcu traci swą moc, pojąć może każdy prosty człowiek lecz nie ten, który władzę ową sprawuje, czyli tytułowy król. Już na początku sztuki królowa Małgorzata informuje o jego rychłym i niechybnym zejściu, które nastąpi wraz z nadejściem końca przedstawienia.

Najbliższe osoby zgromadzone wokół króla żyją w ułudzie i przypisują mu największe zasługi tego świata, chcąc tym samym oddać ostatnią cześć konającemu władcy jednocześnie szepcąc po cichu o jego zbrodniach. I gdy wspólnie usiłują wykrzykiwać „Niech żyje król!”, okrzyk ten pozostaje bez odpowiedzi, odbija się raczej smutnym echem: „Umiera król”.

Ze względu na wielopostaciowość króla można odnieść wrażenie, iż jego ciało umiera z przejedzenia i lenistwa, tymczasem po scenie biega jego smukła jaźń, która nie bierze pod uwagę swego rzeczywistego wyglądu.

Interesująca jest kreacja Małgorzaty, która z jednej strony odgrywa wieloletnią żonę króla, znudzoną związkiem pozbawionym miłości, oschłą kobietę o lasce, z drugiej zaś strony symbolizuje śmierć przychodzącą po władcę. Druga żona króla, niebywale uczuciowa i zarazem słaba Maria jest bezradna wobec śmierci władcy, nadaremno usiłuje wykrzesać z króla resztki witalności. Jego śmierci towarzyszy trzask i rozdarcie nieba lecz i to wzbudza raczej litość niż trwogę.

Atmosfera całego spektaklu utrzymana w mrocznym, apokaliptycznym klimacie potęgowana jest psychodeliczną muzyką. Jedynie kilka momentów, którym towarzyszy żywsza melodia Krzysztofa Maciejowskiejgo, wywołuje nieznaczne poruszenie. Niewątpliwie, również w celu ożywienia zastygłej atmosfery towarzyszącej powolnemu umieraniu, reżyser Francois Lazaro pokusił się o kilka humorystycznych elementów, natomiast ich stosunek do całości jest dosyć przypadkowy. 

Godna zainteresowania jest natomiast księżycowa czasoprzestrzeń, w jakiej reżyser osadza aktorów, zaś scenografia oraz kostiumy przywodzą na myśl fantastyczny świat rodem z powieści Stanisława Lema.

Zaskakujący jest również sposób, w jaki aktorzy pojawiają się na scenie. Wyłaniają się jakby spod ziemi, wyślizgują się spod cienkiej warstwy czegoś w rodzaju pyłu wulkanicznego. Sama postać króla to wielka zniekształcona lalka górującą nad wszystkimi i, w niektórych momentach przypominająca wygasający krater, tudzież wzgórze na którym ma znajdować się królestwo. Całość inscenizacji emanuje niezwykłą plastycznością, co dodatkowo wzbogacają lalki i to właśnie stanowi główny atut bielskiego przedstawienia.



Monika Olszewska
Dziennik Teatralny Katowice
9 kwietnia 2009
Spektakle
Król umiera