Niemcy wyśpiewali zaufanie

Drugiego dnia Kontaktu zaprezentowały się moskiewski Teatr Praktika i berlińska Volksbühne. Jej "Muszka owocowa" [na zdjęciu], zgodnie z przewidywaniami, stała się jednym z faworytów do wygrania festiwalu.

Widzowie w niedzielę porównali teatr zza naszej wschodniej i zachodniej granicy. Zobaczyli rosyjski "Kapitał" wg Władmira Sorokina w reżyserii Edwarda Bokajewa i "Muszkę owocową" zrealizowaną przez ikonę teatru współczesnego Christopha Marthalera. Obie inscenizacje zaciekawiły, ale artyści z Berlina dali publiczności to, co w dzisiejszej sztuce ceni się najbardziej - świeżość. 

Moskiewska dwuaktówka to przewrotna opowieść o współczesnej korporacji. Na jej czele nie stoi neoliberalny tyran, ale "swój chłop". Dobry oligarcha, poza tym, że funduje pracownikom wspólny wypad do dyskoteki, składa siebie w ofierze na ołtarzu firmy. Jej zyski zależą od chirurgicznych nacięć na twarzy prezesa - co roku przybywa jedna blizna. Nie burzy to jednak współczesnego systemu finansowego. Przychody, pieniądz i liczby dalej są najważniejsze. Machina puszczona w ruch w czasie rewolucji przemysłowej działa jak perpetuum mobile, a decyzje ludzi w niewielkim stopniu korygują jej działanie. 

Ta konstatacja nie jest odkrywcza. Jej oczywistość sprowadza rosyjski spektakl na manowce. Zaczynem artystycznych poszukiwań jest w "Kapitale" oklepana prawda. Tworzy to chaotyczny przekaz. Spektakl jest po części społeczną diagnozą, a czasami politycznym komentarzem. Humor nieumiejętnie miesza się z powagą. Końcowe zdjęcia płonących wież WTC potęgują sceniczny bałagan. 

Wiele rozwiązań jest jednak wyjątkowych. Rosjanie czerpią z teatru cieni. Szczególnie poruszają plastyczne sceny, kiedy zamiast aktorów widzimy na białym płótnie jedynie czarne kontury sylwetek. Aktorzy tracą twarz, stają się everymanami, a sytuacja zaczyna dotyczyć nas wszystkich. 

Po Rosjanach przyszła kolej na Niemców. Ci zaprezentowali przedstawienie wyjątkowe. "Muszka owocowa" to teatr XXI w. Zawiodła się publiczność czekająca na sceniczny realizm, a zadowolona była część znudzona patetycznymi historiami i emfatyczną grą aktorską. Zamiast tego co powszechne Marthaler dał widzom poczucie udziału w czymś nowym. 

"Muszka owocowa" to inteligentna i zabawna opowieść o miłości: nie o jej fragmencie i osobistych przeżyciach - Marthaler rezygnuje z półśrodków na rzecz uniwersalnego opisu uczucia. Historia dzieje się w laboratorium biochemicznym. Za pomocą naukowych doświadczeń namiętność badają postaci w białych fartuchach. 

Tekst zbudowany jest na popartych chemicznymi wzorami naukowych twierdzeniach. Ze sceny słyszymy wynurzenia o seratoninie, endorfinie, neuroprzekaźnikach, genetyce i socjobiologii. W te odpychające i racjonalne monologi wpleciona jest historia miłości. Zauroczenie, seks, zdrada i wierność zderzone są z wiedzą, postępem, technologią. Ta ironia rodzi śmiech. Nie jest to bezmyślna reakcja na spektaklowy humor, a raczej uroczy komentarz do naszego zagubienia. "Muszka owocowa" to równoczesne naigrywanie się z romantycznej wizji uczucia i naukowej pewności. Człowiek pozostaje gdzieś pośrodku - w zagubieniu. Dzięki Marthalerowi godzimy się na tę niepewność z uśmiechem na ustach. 

Przedstawienie jest genialnie plastycznie. Wystrój laboratorium wywołuje politowanie: wyblakłe różowe ściany, wieszaki i półki z butelkami na mleko. Wrażenie potęgują postaci - w rozczochranych włosach, nieudolni w swej misji rozwiązania zagadki miłości. Takich bohaterów po prostu nie da się nie lubić. 

Najważniejszy jest jednak rytm. Akcja toczy się przy akompaniamencie muzyki klasycznej. Pianista, niczym taper w dawnych filmach, komentuje i "podrzuca" aktorom dzieła Czajkowskiego, Delibesa, Chopina i Verdiego. Marthaler stworzył bardziej operę niż spektakl teatralny. W lekkiej formie musicalu bohaterowie raczą widzów naukowymi wykładami i miłosnymi serenadami. Nie ma porządku. Przedstawienie pęka od dłużyzn i powtórzeń. Chaos "Muszki owocowej", w przeciwieństwie do bałaganu "Kapitału", jest jednak przyjemny i zrozumiały. 

Inscenizacja z Volksbühne to dowód, że we współczesnym teatrze możliwe jest zaufanie między widzem, a aktorem. Marthaler kreśli postaci z całą paletą ich ułomności, niedociągnięć i szaleństw. Tacy bohaterowie są bliscy publiczności, która na brak scenicznego udawania zareagowała w niedzielę kilkuminutową owacją. 

Wtorek na Kontakcie: 

East West Thatre Company, Sarajewo: Nigel Williams "Wróg klasowy" (reż. Haris Pašović) - godz. 18, Hala Olimpijczyk (ul. Broniewskiego 15/17) ? Teatr im. Stefana Jaracza, Łódź: William Szekspir "Makbet" (reż. Mariusz Grzegorzek) - godz. 19, Teatr im. Wilama Horzycy (pl. Teatralny 1) ? Teatr Praktika, Moskwa: Joël Pommerat "To dziecko" (reż. Joël Pommerat) - godz. 20.30, Klub Studencki Od Nowa, (ul. Gagarina 37a).



Marceli Sulecki
Gazeta Wyborcza Toruń
27 maja 2009