Nierówna połowa

„Gdybym był tobą, to dawno bym już umarł" – mówią do siebie bracia w „Pół na pół". Jan i Karol nie przebierają w gorzkich słowach, bo na szali znajduje się spadek po umierającej matce. Jak go sprawiedliwie podzielić i czy możliwe jest osiągnięcie mitycznego pół na pół? Spektakl w opolskim Teatrze im. Jana Kochanowskiego to nie tylko dramat z elementami komediowymi i niespodziewanymi wydarzeniami, ale także wielopoziomowa gra rodzeństwa, które cynicznie uderza we wzajemne słabości jak w bęben.

Jan, jeden z braci, chce rozwiązać problem spadku w sposób biznesowy – matematycznie i precyzyjnie. Jednak, gdy pojawiają się emocje, zdrobnienia imion („Jasiek", „Lolek") i wspomnienia z dzieciństwa, dystans staje się niemożliwy. W „Pół na pół" przyrodnie rodzeństwo ma wobec siebie tyle samo nienawiści co miłości – te krańcowe emocje przepływają i na zmianę przejmują kontrolę. Widoczna sprzeczność ujawnia się nie tylko na poziomie uczuć, gdyż kontrast jest podstawą tego spektaklu.

Jan (Artur Paczesny) i Karol (Andrzej Jakubczyk) różnią się od siebie na każdym poziomie: inaczej myślą, mówią, wyglądają. Karol jest wycofany i dziecinny, nosi kolorowe skarpetki, jest pełen natręctw i lęków (zauważalne jest to w scenie równego składania koca i drżących dłoni u tego bohatera). Natomiast Jan jest pewny siebie, agresywny, często krzyczy i gestykuluje. Aktorzy uzupełniają się w tych skrajnościach i są maksymalnie dopasowani do granych postaci. Jakubczyk jest Karolem, a Paczesny – Janem i trudno byłoby wyobrazić innych aktorów w tych rolach. Tym bardziej, że bohaterowie są złożeni, ciekawi dla widza; mają tajemnice, które stopniowo wypływają na powierzchnię, a aktorzy dźwigają te nagłe zmiany akcji.

Szczególnie angażuje postać Karola i jego motywacje związane z kilkunastoletnią opieką nad chorą matką. Jakubczyk tworzy sprzecznego w sobie bohatera: niewinnego, ale z wyrzutami sumienia; przywiązanego do matki chłopca i zarazem chcącego od niej uciec mężczyznę. W Karolu drzemie potrzeba powrotu do beztroskich czasów dzieciństwa, „kiedy można było sikać w majtki". Aktor gra nie tylko ciałem, głosem czy mimiką, odrębną opowieść snują oczy Karola – zaskoczone, puste, a czasem wypełnione nadzieją; jednocześnie analizujące sytuację i zachowanie brata.

Kontrast pojawia się też w nastawieniu do matki i spadku. Pomiędzy braćmi wybrzmiewa odwieczny problem poświęcenia i jego późniejszego zadośćuczynienia. Ile jest warta utrata życia na rzecz drugiej osoby? Czy powinna być warta cokolwiek? Karol uważa, że należy mu się więcej za opiekę nad starzejącą się matką i rezygnację z życia, planów. Jan ma inne spojrzenie i nie zamierza oddać nawet fragmentu ze swojej części spadku. Każdy z braci podjął decyzje, których żałuje i które go stopują, a pieniądze od matki mogą pomóc w naprawie błędów. Prawdziwe motywacje bohaterów odkrywane są powoli, co jest możliwe dzięki tekstowi tego pełnego komedii dramatu, który posiada własne tempo i zaskakujące zwroty akcji.

Uważam, że oprócz gry aktorskiej najmocniejszą stroną „Pół na pół" jest właśnie struktura poszczególnych scen i stopniowe budowanie wielowymiarowych postaci. Choć niektóre z fragmentów sztuki są naiwne (np. moment znalezienia książeczki oszczędnościowej matki), to szkielet historii jest skonstruowany barwnie, w angażującym rytmie, a humorystyczne akcenty pojawiają się w odpowiednich momentach i wybrzmiewają u aktorów w punkt. Już sam sposób wykreowania trafnego i plastycznego opisu dla niepojawiających się na scenie trzech kobiet: matki, odwiedzającej ją koleżanki i żony brata jest zarówno popisem gry aktorskiej Jakubczyka i Paczesnego, jak i siły samego tekstu, bazującego na wyobraźni widza. Pomimo że problemy braci ogniskują wokół matki, jest ona główną bohaterką „Pół na pół", to nie widzimy jej ani razu – opieramy się jedynie na opisach Karola i Jana, które budują tę postać. Podobnie jest z żoną Jana – Martusią. To jak ci dwaj mężczyźni się o niej wypowiadają, jak na nią reagują, jak Karol cedzi imię bratowej, stwarza tę bohaterkę.

Niepojawiające się na scenie kobiece postaci napędzają akcję spektaklu, rozwijają przedstawiany świat. Podobną funkcję pełnią też historie z przeszłości i dzieciństwa, tłumaczące zachowania braci i nadające tej opowieści kolejnych znaczeń. Choć „Pół na pół" trwa ponad godzinę, w warstwie tekstowej dzieje się wiele, stopniowo odkrywane są nieznane dotąd fakty. Ostatnia scena spektaklu jest nieoczekiwana, w tempie – jest słowną zabawą i zamknięciem kreatywnej struktury, stworzonej przez twórców.

W „Pół na pół" pojawiają się artystyczne momenty. W początkowej scenie Karol, nauczyciel muzyki, uderza w gong – słychać naprzemiennie narastający dźwięk i napięcie. W efekcie, bohater i widz wiedzą, że coś się musi wydarzyć, że zaraz nastąpi coś wyczekiwanego. Symboliczna jest także scenografia (Adam Biernacki), na którą składają się dywany leżące na podłodze i wiszące na ścianach. Taka dekoracja wprowadza atmosferę zaduchu, ucieczki od problemów, które mimo wszystko się nawarstwiają i wrastają w wykładziny. Po czasie ukrywana prawda ujawnia się, bo nie można jej na zawsze zamieść pod dywan.

Siłą „Pół na pół" jest sprzeczność, która napędza braterską relację Jana i Karola. Wokół niej artyści stworzyli liczne powiązania i w ten sposób powstała słodko-gorzka historia o wyborach, błędach i dorosłości, i próbie powrotu do bezpiecznego momentu, gdy było się dzieckiem.



Monika Morusiewicz
Dziennik Teatralny Opole
27 maja 2022
Spektakle
Pół na pół
Portrety
Adam Biernacki