Nierządnice, pokutnice i inni bluźniercy
"Szkoda, że jest nierządnicą" to nasycony zbrodniami i namiętnościami XVIII-wieczny dramat. Jego premiera odbyła się w sobotę w Teatrze Polskim.Twórczość Johna Forda, autora sztuki, której reżyserii podjął się Krzysztof Prus, porównywana jest przez znawców teatru do dramatów Szekspira. I nic dziwnego. U Forda bowiem także uczucia wiodą prym. I to te najbardziej gwałtowne, nierzadko z epilogiem w postaci zbrodni.
Ich autorami są zarówno mężczyźni, jak i kobiety. W ruch idą sztylety, ale także trucizna. Zdarza się natomiast, że ofiary bywają przypadkowe. Tak jak beztroski i szczerze zakochany Bergetto (Marek Żerański), za to może i niezbyt mądry,
co przyprawia o ból głowy jego wyrachowanego wuja (Adam Dzieciniak). Kary są w dramacie Forda niewspółmierne do uczynków jego bohaterów. Chciwość oddanej niani Putany (Elżbieta Donimirska) też ma swój - zbyt krwawy w naszym odczuciu - epilog. Najbardziej cierpią zaś młodzi kochankowie, których tragedią jest to, iż urodzili się "z jednej matki". Czy los i najbliższe otoczenie nie obchodzą się zbyt surowo z piękną Anna-bellą (Sylwia Rożycka) i zakochanym w niej bracie (Piotr Bumaj)
"Szkoda, że jest nierządnicą" to sztuka nie tylko o nieszczęśliwej miłości, ale może bardziej o słabościach i przywarach ludzkich. O chęci zemsty, żądzy władzy, bogactw i poklasku, o próżności i zadufaniu. O kłamstwie i obłudzie. I nieważne, kto jest bardziej winny, kto bardziej mściwy, zdradliwy czy skłonny do intryg i wyrafinowanej zbrodni. Sztuka jest efektownie inscenizowana, co jest zasługą zarówno scenografa (Marek Mikulski), jak i autora muzyki, którą przygotował sam reżyser Krzysztof Prus. Niemal trzygodzinne przedstawienie nie nuży, a zasługa to jego wszystkich realizatorów.
Ewa Koszur
Głos Szczeciński
16 października 2013