Niespełnione marzenia

Gdy tylko kurtyna się podnosi, widzowie Kopciuszka dostrzegają wielkie portrety Prokofiewa i Ashtona spoglądające z góry na nich i na tancerzy. Choć portrety wkrótce znikają za sceną, to czuje się ciągłą obecność tych wielkich XX-wiecznych artystów. A po obejrzeniu spektaklu wiemy, że gdyby te portrety miały na chwilę ożyć, to spoglądając na warszawskie przedstawienie, zapewne zamknęłyby oczy

Choreografia Fredericka Ashtona przygotowana do klasycznej bajki Charlesa Perraulta, wyreżyserowana na potrzeby polskiej inscenizacji przez Wendy Ellis Somes, która kiedyś sama grała w ashtonowskim Kopciuszku, z założenia miała być prosta i lekka w odbiorze. Przedstawione są tylko najbardziej istotne elementy baśni. Usunięty został także fragment z podróży Księcia po świecie w poszukiwaniu ukochanej, który występuje w libreccie napisanym przez Prokofiewa. Otrzymujemy w efekcie baśń w jej najbardziej skondensowanej formie.

Wybór sztuki klasycznej jaką jest Kopciuszek, jak i jej najbardziej przystępnej wersji autorstwa Ashtona wynika zapewne z pewnej idei Krzysztofa Pastora, który od kiedy został Dyrektorem Polskiego Baletu Narodowego, stara się w możliwe największym stopniu rozpromować balet, sztukę w Polsce nieco zaniedbaną. Dzieje się to trochę kosztem ambitniejszych produkcji, które ustępują miejsca spektaklom nastawionym na jak najszerszą publiczność, takim jak Chopin, czy Kopciuszek właśnie, który miał być wedle słów Pastora "baletem dla dzieci, rodziców i dziadków". Spektakle dla wszystkich okazują się najczęściej spektaklami dla nikogo. Czym mógłby się więc taki spektakl poza samym tańcem potencjalnie bronić? Raz, humorem. Dwa, piękną scenografią i kostiumami.

Pierwszej z tych szans Kopciuszek nie wykorzystał. Choreografia Ashtona jest stworzona do tego by bawić. Rozwija ona w stosunku do bajki rolę dwóch starszych sióstr Kopciuszka, które dokuczają nie tylko młodszej siostrze, ale także sobie nawzajem. Ich wzajemne utarczki to cała kopalnia gagów i zabawnych potknięć. Efekt komiczny wzmacnia to, że starsze siostry są odgrywane przez tancerzy en travesti ucharakteryzowanych na wyjątkowo szpetne kobiety. Potencjał komiczny jest więc duży, ale warszawskiemu zespołowi nie udało się go dobrze wykorzystać. Niełatwym zadaniem jest rozśmieszyć tańcem i oddając sprawiedliwość odtwórcom ról starszych sióstr (Sergey Popov, Jacek Tyski) muszę przyznać, że kilka razy im się to udało. Jednak większość momentów, które miały być komiczne, spotkała się na sali nie ze śmiechem, lecz ze znaczącym milczeniem. W tego typu rolach nie wystarczą techniczne umiejętności i perfekcyjne opanowanie choreografii, ale niezbędna jest także duża charyzma i osobowość sceniczna, których tancerzom po prostu zabrakło.

Człowiekiem, który chyba najwięcej wniósł w ten spektakl jest autor scenografii i kostiumów Toer van Schayk, współpracownik Pastora z holenderskiego Het Nationale Ballet. Przeniósł on spektakl dosłownie w krainę baśni! Szybka zmiana scenografii w momencie, w którym Kopciuszek podąża za Wróżką Chrzestną jest jedną z najbardziej czarujących chwil w całym spektaklu. Oniemiali widzowie dają się wprowadzić wraz z Kopciuszkiem w fantastyczny świat marzeń, które szczęśliwie się spełniają. Równie wielkie wrażenie robi ostatnia scena spektaklu, w której szczęśliwi Kopciuszek i Książę, będący już parą, schodzą po schodach w głąb sceny obsypywani hojnie złotym konfetti. Ten piękny obrazek zaciera tęsknotę za grand pas de deux na koniec spektaklu, którego Ashton nie włączył w swoją choreografię.

Sami tancerze wypadli dość przeciętnie. Największy zawód sprawia słynna scena z miotłą. Z muzyki Prokofiewa przebija podczas niej tęsknota za lepszym życiem, za księciem z bajki oraz olbrzymia dysproporcja między marzeniami a rzeczywistością. Jednak ta scena mająca olbrzymi potencjał emocjonalny odtańczona została przez Kopciuszka (Maria Żuk) jak podczas lekcji na sali ćwiczeń, nudno i bez polotu. Duże wrażenie robi natomiast Książę (Robert Gabdullin), który w imponujący sposób wyskakuje zza kulis w trakcie sceny balu, a następnie lekko tańczy swoje wariacje.

Kopciuszek to doskonała propozycja dla najmłodszych widzów, dla którzy przygotowano nawet alternatywne wersje programu. Balet zachwyca scenografią, dzięki której świat bajkowy wydaje się widzom bardzo bliski. Magia samej baśni i urzekającej muzyki Prokofiewa nie do końca udzieliła się jednak tancerzom, przez co spektakl, który powinien być lekki i zabawny, miejscami nudzi.



Tomasz Janyst
Teatrakcje
10 grudnia 2010
Spektakle
Kopciuszek