Niezabliźnione rany
Jesień, smętek, nadciągające chłody i wczesny zachód słońca. Oto sceneria tej mrocznej opowieści, w której dają o sobie znać nigdy niezabliźnione rany. Spotkanie po latach skrzywdzonych córek z matką wirtuozką fortepianu okaże się katastrofą. Nie sposób wymazać z pamięci nagromadzonego bólu.W centrum tego świata znajdzie się postać Charlotte Andergast, toksycznej matki, która wszystko podporządkowała swojej karierze. Bergman maluje ją z bezwzględnością. Za autorem idzie Aleksandra Justa, budując postać, która budzi żywiołową niechęć. Córka Eva (ekspresyjna Weronika Nockowska), także stawiająca ostrożne kroki jako pianistka, nie jest w stanie dorównać matce. Zamieszkała na odległej plebanii, gdzie swoim neurotycznym zachowaniem też nie wywołuje sympatii, choć to ofiara nieczułej matki, podobnie jak jej oniemiała siostra (Katarzyna Chmielewska). Może najwięcej zrozumienia znajduje u widzów mąż Evy - Wojciech Solarz gra pastora oszczędnie, z głębokim namysłem.
Sceniczna transkrypcja filmu Ingmara Bergmana sprzed 40 lat, w którym walczyły ze sobą Ingrid Bergman (nominowana za tę rolę do Oscara) i Liv Ullmann, choć ryzykowna, okazała się nie tylko możliwa, ale nawet intrygująca. Jej klimat nadal może mrozić krew, a zastąpienie filmowej obrazowości teatralnością dało pożądany efekt. Pusta niemal przestrzeń sceny, choreograficzny, poetycki portret drugiej, zwichniętej umysłowo córki, bliskość obcowania z aktorami przyniosły owoce. Scenariusz Bergmana okazał teatralną siłę.
Tomasz Miłkowski
Przegląd
31 stycznia 2019