Niezależny ruch – Off-Rzeszów dzień 6: finał

Do nurtu teatru niezależnego należy także (niestety) teatr tańca. Spektakle tancerzy można najczęściej zobaczyć głównie na festiwalach lub dosłownie kilku pokazach przy okazji premiery. Na finał rzeszowskiego festiwalu zniknęły zatem słowa i kolory – pozostał ruch.

„Szekspirie" - chor. Eryk Makohon, Agnieszka Bednarz-Tyran, Yelyzaveta Tereshonok - Krakowski Teatr Tańca

Przenikalność dwóch orbit
Kiedy wchodzimy na widownię, uderza biel scenografii: biała podłoga, w głębi sceny dwie wielkie bryły: sześcian i trójkąt (scenografia: Eryk Makohon). Przylegają do siebie. Ich ściany zrobione są elastycznych, białych pasków. W ten sposób nie mają drzwi, a otwór do wejścia i wyjścia można znaleźć wszędzie. Kolor sprawia, że ich ściany to także ekrany: w prologu zobaczymy tam wykadrowane oczy (wideo: Grzesiek Mart). Takie, które „żyją": to prawdziwe oczy, rozglądają się wokół, ale są od siebie niezależne. Z drugiej strony – oczy u człowieka występują parami.

Bohaterki spektaklu również są dwie (Agnieszka Bednarz-Tyran, Yelyzaveta Tereshonok). Można odnieść wrażenie, że kiedy dopiero zajmujemy miejsca – spektakl już trwa. Tancerki przemieszczają się po przestrzeni sceny w białych strojach. Ich ruchy są intrygujące. Kobiety działają w różnych miejscach sceny. Spotkają się po zgaszeniu świateł na widowni.

Spektakl „Szekpirie" to rzecz o spotkaniu kobiet, dla którego punktem wyjścia były trzy bohaterki szekspirowskich dramatów: Julia, Ofelia i Lady Makbet. Łączy je emocjonalność i szaleństwo, które na scenie, wśród innych bohaterów, objawia się w różny sposób. Jednak tu, w „Szekspirach" – są same. Ich postaci zostały wydestylowane z szekspirowskiego świata i umieszczone w nieoczywistej przestrzeni. W ten sposób nic nie zakłóca ich bycia, nie są „drugim planem". Można zauważyć uczucia, które nimi targają i skupić się tylko na nich.

W spektaklu „Ja, Hamlet" w reż. Anny Wieczorek, zrealizowanym w Opolskim Teatrze Lalki i Aktora im. Alojzego Smolki (prem. 2024) twórcy też zauważają Ofelię jako tą zwykle niemą postać kobiecą. W scenariuszu reżyserki otrzymuje ona głos i możemy ją oglądać jako pełnoprawną bohaterkę dramatu (graną przez Klaudię Kręcisz), która będzie nie tylko dyskutować z Hamletem, ale i śpiewać o tym, co czuje. Nadal jest postacią tragiczną, ale możemy poznać jej emocje.Eryk Makohon w tanecznym spektaklu bez słów wymyślił koncepcję spotkania trzech kobiet w dwóch ciałach. Mogą one wzajemnie wzmocnić się lub walczyć. Być dla siebie błogosławieństwem lub przekleństwem. Może zrodzić się w nich wobec siebie miłość lub nienawiść. Specyfika ruchu sprawia, że ich tożsamość jako osobnych bytów momentami zlewa się i rozmywa. Z ich dwóch ciał oglądanych w poetyckim ruchu – który jest też „gimnastyką wyobraźni" – powstaje jakby trzecie. Chwilami oglądamy dekonstrukcję ciała, która może kojarzyć się z szaleństwem, rozpadem, niewygodą. Wysokie emocje burzą porządek i przewidywalność.

„Szekspirie" prowokują refleksję, dotyczącą wolności niezależnych planet ludzkich, które poruszają się po swoich orbitach, ale nagle zaczynają się przenikać. Artystki nie mają przypisanych ról, żonglują postaciami. Ich sposób poruszania zachwyca, ponieważ mogą zarówno uzupełniać się jak i funkcjonować same – na scenie zobaczymy więc choreografię solo i w duecie. W ich ruchach widać echo spektakli Piny Bausch. Natomiast formy architektoniczne, wśród których się poruszają, przypominają góry lodowe: w tym białym pustkowiu bohaterki są jednocześnie na siebie skazane, jak i niekoniecznie muszą być razem, ponieważ każda ma do dyspozycji „swój kubistyczny domek".

Istotna jest tu też warstwa dźwiękowa: Piotr Peszat tworzył muzykę równolegle z powstawaniem spektaklu. Jest ona mocna, ciężka, cielesna: jakby twórca wsłuchiwał się w szumy i oddechy, odczytując zarówno rywalizację, jak i pożądanie. Działa ona jednak na kontrapunkcie, ponieważ w spektaklu nic nie jest oczywiste. „Szekspirie" zaskakują, zniewalają, uwodzą, kochają się, obserwują, reagują, wyrażają – i to wszystko dzieje się bez słów. Niezwykłe doświadczenie teatralne.

Off, czyli nieistnienie?
Na koniec nieco przewrotna i gorzka refleksja. Niewiele jest w Polsce festiwali, na których można oglądać spektakle teatrów niezależnych. Przez te sześć dni na rzeszowskich scenach można było zobaczyć sześć spektakli, koncert oraz dwa wydarzenia towarzyszące w wykonaniu lokalnych twórców. Na spektakl zrealizowany w teatrze instytucjonalnym można pojechać właściwie w każdej chwili: repertuar jest dostępny, produkcja cyklicznie powraca.

Jeśli chodzi o teatr niezależny, mamy do czynienia z pewną efemerycznością. Tutaj produkcja spektaklu zależy głównie od zdobycia grantu – nie ma stałego dofinansowania. Artyści po przygotowaniu spektaklu i zagraniu premierowego setu (zwykle dzięki uprzejmości jakiejś instytucji, ale pracy często w warunkach „offowych" typu niesceniczna właściwie, nieogrzewana nawet sala) nie mają możliwości dalszej eksploatacji spektaklu. Muszą zdobyć na to pieniądze lub zakwalifikować się na festiwal. Ich widoczność w miejscu, w którym pracują, jest często niewielka: twórcy niezależni są sobie owszem „sterem, żeglarzem i okrętem", co w ich przypadku oznacza oczywiście wolność, ale jednocześnie bycie sobie montażystą, aktorem i Impresariatem w jednym.
Ich twórcze działanie pozbawione jest możliwości planowania, długofalowego myślenia o dalszej działalności ze względu na życie z dnia na dzień, ze spektaklu na spektakl. Powoływane do życia kolektywy, kiedy pytane są o to, czy będą dalej robić coś razem – nie potrafią odpowiedzieć. Ich funkcjonowanie nie jest pewne, choć poziom ich produkcji nie odbiega jakością od spektakli teatrów instytucjonalnych. Jeśli w programie nie byłoby takiej informacji: wiele osób nie wiedziałoby, że przedstawienie zostało zrealizowane w nurcie off.

Festiwal Off-Rzeszów to ważne miejsce na teatralnej mapie Polski. Wydarzenie, które odbywa się szósty rok w Teatrze im. Wandy Siemaszkowej w Rzeszowie przynosi za każdym razem wiele zachwytów, zaskoczeń i przypomina, że poza głównym nurtem też dzieją się istotne teatralnie rzeczy. Dobrze byłoby pomyśleć o rozwiązaniach systemowych, które wspomogłyby pracę twórczą osób, niezwiązanych na stałe z żadną instytucją.

Wierzę, że tego doczekamy.



Joanna Marcinkowska
Dziennik Teatralny Zielona Góra
27 czerwca 2025