Niezawodny adres: Solniki 44

Teatr Coincidentia i Teatr Lalki i Aktora "Kubuś" z Kielc wspólnie wyprodukowali spektakl "The Monstrum Band". To koncert aktorów i niezwykłych instrumentów sięgający istoty człowieka.

Stodoła w Solnikach to miejsce, które przyciąga swoją magią i wyjątkowymi spektaklami. Nic dziwnego, że kilkadziesiąt osób zdecydowało się w niedzielne popołudnie pokonać leśny dukt, by spotkać się z jedną z najciekawszych grup teatralnych Białegostoku.

Spotkanie to było wyjątkowe, bo jest wynikiem kooperacji białostocko-kieleckiej. Wcześniej bowiem spotkali się Dagmara Sowa i Paweł Chomczyk reprezentujący Białystok oraz Błażej Twarowski i Andrzej Kuba Sielski z Kielc wraz z ich szefem, wychowankiem białostockiej akademii teatralnej Robertem Drobniuchem, rządzącym kieleckim Teatrem Lalki i Aktora Kubuś... by właśnie w Solnikach stworzyć spektakl "The Monstrum Band".

Punktem wyjścia do tekstu Mateusza Pakuły, kierownika literackiego Teatru im. Juliusza Słowackiego w Krakowie (również pochodzącego z Kielc), była opowieść Mary Shelley o Frankensteinie. Dramaturg dołożył do niej bajkę o Pinokiu, mit Golema i założycielski mit rodu ludzkiego i wielu religii - o grzechu pierworodnym Ewy. I to niezwykle ciekawe połączenie, po przemyśleniu i odarciu z wizualnych i dźwiękowych szaleństw twórców spektaklu - zadziałało.

Jednak teatr to cudowna sztuka iluzji poruszającej wyobraźnię i oddziałującej na zmysły. W stodole, jak w podziemnej krypcie, chłód przenikał do szpiku kości, za to przestrzeń przeszywały niezwykłe dźwięki. Przy czym gitara z pudłem po jakiejś puszce była najnormalniejszym instrumentem w porównaniu z oryginalnie zaprojektowanym szarpanym instrumentem basowym, dzwonami rurowymi z odpadów, czy gigantycznymi sprężynami. Przetworzone dźwięki zabawkowych instrumentów to poezja dźwięku przy industrialnych zgrzytach i łoskotach wydobywanych ze wszystkiego, co podsunęła twórcom wyobraźnia. Oczywiście - to nic nowego w świecie i teatru, i muzyki współczesnej, ale jak przyjemnie się na to patrzy!

Błażej Twarowski z Kielc, nie dość, że ma wyrazistą twarz, to jeszcze miał szansę animować współczesną wersją Pinokia, z twarzą zastąpioną przez włączonego smartfona, dał się też poprowadzić odpowiedzialnej za choreografię Karolinie Garbacik, w szamańskim tańcu, przywołującym rytuały przejścia czy wyjścia z ciała.

Aktorzy wraz z reżyserem bawią się różnymi konwencjami, choćby wprowadzając postać Ewy w iście musicalowym stylu, z zawodowym śpiewem i układami scenicznymi godnymi najlepszych paryskich kabaretów, zaś rekwizyt w postaci wypchanej głowy jelonka (?) nadaje całości surrealistycznego sznytu, choć może też być sygnałem, że według mitu założycielskiego rodzaju ludzkiego Bóg po stworzeniu Ziemi, roślin i zwierząt, pochylił się nad zmodyfikowaniem Adama, by powstała Ewa.

Z jednej strony w szaleńczej, a zarazem prześmiewczej formie Mateusz Pakuła stawia ważne pytania o sens prac nad sztuczną inteligencją, może też o uporczywe ratowanie życia. Z drugiej - tej ukrytej nieco głębiej - to spektakl o trudnym dzieciństwie, o grzechach rodziców, wpływie wychowania na całe dorosłe życie. Rodzice Pinokia w tej sztuce za wszelką cenę chcą mieć dziecko, ale później tresują je pozostawiając traumy na całe dorosłe życie. Ojciec Monstrum to daje, to odbiera siły witalne, odchodzi i powraca, pozostawiając swoje dzieło w samotności i bez miłości. A Ewa? "Miała robić karierę w telekomunikacji". Ileż dzieci cierpi nie mogąc sprostać oczekiwaniom rodziców, z tłamszoną indywidualnością, zakuwanych w łańcuchy nakazów i zakazów?

Świetny spektakl dla każdego wrażliwego odbiorcy.



Jerzy Doroszkiewicz
Kurier Poranny
9 grudnia 2016
Spektakle
The Monstrum Band