Nigdy tak wielu młodych ludzi nie odbierało sobie życia
- Coraz wyższa jest liczba samobójstw wśród dzieci. Nigdy tak wielu młodych ludzi nie odbierało sobie życia. Coraz powszechniejsze są też choroby psychiczne. To jest problem globalny - mówi Monika Kępka, grająca w "Jednorożcu" Adama Orzechowskiego. - Współczesna cywilizacja jest cywilizacją wykluczenia, hejtu, mobbingu - działającego w dwie strony. Dorośli sobie nie radzą, a co dopiero dzieci. Nie radzimy sobie z funkcjonowaniem nie tylko w realnej rzeczywistości, ale też wirtualnej - dodaje reżyser, którego spektakl od 7 marca można oglądać w Teatrze Powszechnym w Łodzi.Z Moniką Kępką, Adamem Orzechowskim i Arturem Zawadzkim - twórcmi spektaklu "Jednorożec" w reż. Adama Orzechowskiego w Teatrze Powszechnym w Łodzi - rozmawia Dawid Dudko.
Punktem wyjścia dla spektaklu "Jednorożec" Adama Orzechowskiego są wydarzenia z 2014 roku. Jedenastoletni Michael Marones z Karoliny Północnej - wielbiciel kolorowych kucyków Pony - próbował się zabić, nie mogąc znieść wyzwisk i gnębienia ze strony kolegów. W rezultacie nieudanej próby samobójczej i długotrwałego braku dopływu tlenu do mózgu chłopiec pozostaje w stanie wegetatywnym.
W spektaklu oglądamy dwójkę aktorów. Choć punktem wyjścia jest przemoc na chłopcu szykanowanym przez rówieśników, historia zostaje przedstawiona tylko z perspektywy jego rodziców.
Dawid Dudko: Przed nami premiera "Jednorożca" Paco Bezerry, którego oryginalny tytuł to "Little Pony". Dlaczego ta sztuka?
Adam Orzechowski: Bo to dobry tekst. Sztuka Bezerry jest grana na całym świecie – w miejscach tak odległych kulturowo jak Chiny czy Hiszpania. Dialoguje też z polskimi realiami. W ogóle uważam, że brakuje w teatrze takich tekstów jak ten.
Artur Zawadzki: Problem wykluczenia i dyskryminacji, o których mówi "Jednorożec", dotyczy wszystkich miejsc na świecie. Żyjemy w czasach, kiedy mowa nienawiści może wyrządzać ogromne szkody.
Taki chłopiec, jak ten opisany przez Bezerrę - wielbiciel kolorowego Kucyka Pony, który robi z niego obiekt drwin i agresji - dziś coraz częściej jest przedmiotem politycznej walki na "ideologie". Bieżące konteksty miały znaczenie w procesie powstawania spektaklu?
AO: Sprowadzenie "Jednorożca" do walki na "ideologie" to uproszczenie. Oczywiście - dotykając kwestii mniejszości czy wykluczenia, siłą rzeczy wchodzimy na ideologiczny tor. Kontekst polityczny nie jest tu jednak źródłem ani głównym tematem. Skupiamy się na człowieku, który mierzy się z problemem inności. Sprawdzamy, co dzieje się z nim w przełomowym, trudnym momencie życiowym. Plecak z Kucykiem Pony jest tylko pretekstem, abstrakcyjną przyczyną. Analizujemy sytuację między rodzicami, którzy myśleli, że wszystko jest w porządku, ale przegapili coś bardzo ważnego. To uświadamia nam jak często nie zauważamy, kiedy dzieci uciekają, znajdując własny świat. Pytanie, czy jako rodzice jesteśmy w ogóle w stanie zapanować nad wszystkim? Jako ludzie nie jesteśmy idealni.
Monika Kępka: Ale aktualne konteksty mają też znaczenie dla naszego spektaklu – przecież coraz wyższa jest liczba samobójstw wśród dzieci. Nigdy tak wielu młodych ludzi nie odbierało sobie życia. Coraz powszechniejsze są też choroby psychiczne. To jest problem globalny.
AO: Współczesna cywilizacja jest cywilizacją wykluczenia, hejtu, mobbingu - działającego w dwie strony. Dorośli sobie nie radzą, a co dopiero dzieci. Nie radzimy sobie z funkcjonowaniem nie tylko w realnej rzeczywistości, ale też wirtualnej, którą stwarza na przykład Facebook i Instagram. Pochłania nas wirtualny świat, przestajemy mieć kontakt ze sobą.
AZ: To wszystko wynika z obecnej konstrukcji świata i społeczeństwa. Nie słuchamy się, uciekamy, przestajemy się zauważać, nie dostrzegamy sygnałów, które wysyłają do nas nasi bliscy. Często sami nie widzimy naszych błędów. Jestem rodzicem, staram się rozmawiać z moimi dziećmi i wydaje mi się, że nie zachowywałbym się tak jak bohaterowie "Jednorożca". Nie mam jednak pewności, czy nie wpadam w tę samą pułapkę. Im bardziej stajemy się "bogami" dla nas samych, tym więcej pustki pojawia się w naszym życiu.
AO: Zawsze warto sięgać po teksty, w których widzowie znajdą ważne tematy.
Jako naród jesteśmy tolerancyjni? Czy tylko lubimy się za takich uważać?
AO: Trudno mówić o narodzie, odnosząc to do dwuosobowej sztuki. Jako naród w całości jesteśmy tak samo tolerancyjni jak każdy inny naród, gdzie wykluczenie może pojawiać się na każdym poziomie – ze względu na poglądy, wygląd, wiek.
MK: Brakiem tolerancji jest przemocowe traktowanie – sytuacje, kiedy jesteśmy przekonani co do swojej nieomylności i nie chcemy rozmawiać, zamykamy się na innych. W "Jednorożcu" sytuacja chłopca jest tylko pretekstem do opowiedzenia o wykluczeniu, które bierze się z niechęci i braku szacunku dla odmiennego światopoglądu.
Przemoc już nam spowszedniała?
AO: Przemoc przybiera bardzo różne formy, od intelektualnych po ekonomiczne. Swojej pozycji nadużywa się w pracy i domu, wiele osób wykorzystuje swoje funkcje, żeby niszczyć innych. Miejsca, które powinny dawać nam poczucie bezpieczeństwa też nie są wolne od przemocy.
AZ: Niestety wobec przemocy coraz częściej przechodzimy obojętnie. Nie robimy nic, dopóki nas nie dotyczy. Jesteśmy leniwi, nie tłumaczymy, często nam się nie chce, odkładamy coś na później. Dajemy ciche przyzwolenie na przemoc, nie reagując na nią.
MK. W pewnym sensie przemoc obecna w mediach czy grach komputerowych stała się nawet sposobem na bezpieczne zapewnianie sobie mocnych przeżyć.
"Jak pomóc dziecku, które nie prosi o pomoc?" - to jedno z pytań, które stawiacie. Rodzice powinni przyjść do teatru po odpowiedź?
AO: Do teatru powinni przychodzić wszyscy, jak najczęściej. Jeśli chodzi o spektakl - inaczej na tematy "Jednorożca" spojrzą młodzi, inaczej dorośli i rodzice. Mam nadzieję, że każdy z nas się zastanowi, co ma jeszcze do zrobienia. To oczywiście nie będzie poradnik, nie sugerujemy rozwiązań.
W dramacie nie pojawia się chłopiec - ofiara. Są tylko jego rodzice. W jaki sposób to rozumieć?
AO: Wielką siłą tego tekstu jest wiarygodność zapisu i - paradoksalnie - właśnie nieobecność chłopca. Mało jest sztuk, w których tak dobrze zapisana jest postać dziecka. Mówimy o nim, mimo, że go nie ma. To dodatkowo podkreśla dramatyczny mechanizm – chłopiec jest w centrum wydarzeń, ale nie ma nie wpływu. Jest ofiarą. Ale ofiarami są też w jakimś sensie rodzice – mierzą się z czymś, co ich przerasta. Traktują się powierzchownie, nie potrafią rozmawiać. Pogłębia się przepaść między nimi, także między nimi a dzieckiem. Tekst jest metaforyczny, bo ujawnia bardzo powszechny problem. Czy jeśli nie mówimy sobie wszystkiego, jeśli się okłamujemy, szantażujemy, jeśli manipulujemy, to znaczy, że stosujemy przemoc? Celowo czy nieświadomie? I dlaczego to robimy? Czy zawsze mamy na to wpływ?
"Jednorożec" to bardziej spektakl o miłości, czy o konsekwencjach jej braku?
AZ: Pytanie, jak rozumiemy miłość? Dla jednych to namiętność, dla innych odpowiedzialność za rodzinę.
AO: Rzeczywiście trudno zdefiniować miłość. Wydaje mi się, że nie jest to jednak kluczowe dla "Jednorożca" – w tym spektaklu nie zastanawiamy się nad miłością lub jej brakiem. Analizujemy raczej sytuację, w której dwójka ludzi próbuje ze sobą żyć.
Dawid Dudko
Onet.Kultura
9 marca 2020