Nijaka terrorystka

Jest w nazywanej przez reżyserkę esejem teatralnym "Dobrej terrorystce" jedna świetna scena. Główna bohaterka (Agnieszka Kwietniewska), próbując umyć upstrzone i pokryte kurzem niemal do nierozpoznawalności popiersie Karola Marksa, w oczodole ojca socjalizmu i piewcy rewolucji znajduje jajko - Kinder Niespodziankę.

Co jest w środku, pozostanie tajemnicą, na zewnątrz zaś jest kapitalizm i infantylizm, zwłaszcza to drugie dają boleśnie odczuć widzom twórcy. Spektakl Olsten toczy się w pustostanie zasiedlonym przez artystów in spe, buntowników wobec norm społecznych, domorosłych filozofów i bełkoczących, pozbawionych charyzmy przywódców. Trochę feminizmu, trochę ekologii, trochę buntu wobec rodziców, nawet jeśli wyglądają na postępowych, jak obłożona książkami matka bohaterki (Dominika Ostałowska). Do tej kłócącej się, wsobnej gromadki próbuje podłączyć się pretensjonalna para z aspirującej klasy średniej, żeby coś przeżyć i jednocześnie zaoszczędzić na czynszu (Dominika Biernat i Bartosz Porczyk). Przyda się też trup, co brzmi już bardzo aktualnie. Niby wszystko się w spektaklu Olsten zgadza, diagnoza jest jednak tyleż słuszna - wystarczy poczytać gazety, wejść do internetu czy posłuchać znajomych - co banalna i wyświechtana. Do tego podawana w formie przypominającej zbiór aktorskich improwizacji, do których sami aktorzy są średnio przekonani. Krzysztof Zarzecki nawet zapomniał, jak nazywa się jego bohater.



Aneta Kyzioł
Polityka
7 listopada 2017
Spektakle
Dobra terrorystka