Noc żywych trupów
Wszyscy już od dawna nie żyją. Monumentalne postaci z zakurzonej powieści Sienkiewicza gryzą piach, ich ciała rozkładają się, gniją, nikt chyba nie chce już pamiętać ich bohaterskich zrywów ani osobistych tragedii.Siedem trumien pozostawionych samych sobie pośród dawno zastygłej krwi, w absolutnej ciszy. Nagle jednak z tej ciszy wyłania się anielski śpiew przegnitej, martwej Oleńki, który zwiastuje Sienkiewiczowych bohaterów zmartwychwstanie, a raczej ich noc żywych trupów.
Jakub Roszkowski trafnie tym obrazkiem maluje kondycję prozy Sienkiewicza. Prozy już obumarłej, dzisiaj kojarzącej się przede wszystkim z lekturami szkolnymi siłą wbijanymi do głowy znudzonych uczniów. Ale także z heroicznym hurra-patriotyzmem, romantycznym mitem bohaterskiego usposobienia narodu, z którego w ostatnich latach zaczęliśmy wszyscy wyrastać w kontrze do Czarnków i innych mu podobnych, tak zapatrzonych w naszą historię, desperacko próbujących szukać męczeńskiego spoiwa rezonującego z narracją obleganej twierdzy przepychanej przez władzę. Stąd chyba u Roszkowskiego to zmartwychwstanie. Tyle że jest to zmartwychwstanie zdekonstruowane, „zzombifikowane", obdarte z pięknych bohaterów i ich jeszcze piękniejszych czynów.
Narracyjnie reżyser tworzy kolaż najważniejszych scen powieści, zamyka gigantyczny „Potop" w półtoragodzinnym przedstawieniu, dzięki czemu akcja toczy się wartko, przy tym bardzo efektownie. Ubiera on bohaterów w zakrwawione, estetyczne stroje kojarzące się z epoką, a truchlejącą historię Sienkiewicza odziewa dużą dozą ironii i nawiązaniami do polskiej popkultury ostatnich dekad. Jest Osiecka, Elektryczne Gitary, Barka i Paktofonika, szlagiery wszystkim nam znane (tak, w dobie internetu Barka także stała się szlagierem, ale ironicznym), przez to zbliżające nas do odległej, zmitologizowanej prozy Sienkiewicza. Taki pomysł na „Potop" pierwszorzędnie się sprawdza.
Naturalnie, ostatni rok i związana z nim rosyjska inwazja dodają nowe konteksty w odbiorze spektaklu. Tych wszystkich Wołodyjowskich, Kmiciców czy Radziwiłłów na scenie Śląskiego ogląda się w pewnym sensie z uczuciem ulgi – jak to dobrze, że te wpółżywe historie o patriotyzmie, o narodowym zrywie nie muszą pokrzepiać strudzonych polskich serc, tak jak czyniły to w XIX czy XX wieku. Jest jednak spory dyskomfort w świadomości, że za naszą wschodnią granicą miliony serc tego rodzaju patriotycznego pokrzepienia potrzebują na co dzień; że to nie są tylko rozkładające się symbole dekonstruujące nasz historię; że Jasna Góra broni się codziennie, mimo że artyleria już dawno zaorała ją do ziemi. Jest to odbiór oczywiście nieplanowany przez twórców, ale jakże mocny.
Wygrzebane z cmentarza trupy, wypełnione barwami i życiem przez grających ich aktorów, świadomie funkcjonują i kreują się w tym makabrycznym świecie ironii i groteski. Michał Rolnicki pierwszorzędnie niesie na barkach ciężar historii wielkiego Kmicica. Dopuszczając półżartobliwe tony, niewinne „oczka" puszczane do publiczności odziera on Kmicica z patosu, ale nie pozbawia go zupełnie powagi i – przede wszystkim – grozy, którą Rolnicki efektywnie budzi swoją obecnością na scenie. Na zupełnej kontrze do Kmicica budowani są Wołodyjowski i Kuklinowski, obaj grani przez Mateusza Znanieckiego. Znaniecki z brawurą kreuje postacie infantylne i slapstickowe, przez co niezwykle komiczne. Co budzi uznanie, w komizmie Znaniecki nie sięga do kabaretu, co sprawia, że jego śmieszność jest w swym przerysowaniu wyrafinowana. Skutecznie Znanieckiego uzupełniają Marcin Gaweł i Kamil Szuszczyk, którzy w rolach Zagłoby i Jana Skrzetuskiego Wołodyjowskiego nie opuszczają ani na krok. Do tego wybitna w swojej prostocie jest Ciotka Kulwiecówna Anny Kadulskiej. W teatrze aby zaprzeć dech w piersiach wystarczy czasem powtarzać „wojna, Moskwa, Kozacy", mopując podłogę z krwi, albo palić papierosa jako Matka Boska Częstochowska, śpiewając „Na zakręcie" podczas odtwarzania pasyjnej piety ze śniącym Kmicicem. I Kadulska ten dech zapiera.
Warto się do Teatru Śląskiego na „Potop" wybrać. Roszkowski swoim spektaklem udowadnia, że i bardzo zakurzoną klasykę można odmłodzić, uatrakcyjnić i popkulturowo ubarwnić.
Jan Gruca
Dziennik Teatralny Glasgow
9 lutego 2023